W domu miałam małe problemy.
-Valentina nie wiem czy to dobry pomysł.. nie zrozum mnie źle ale oni nie wiedzą o tym że moja córka sie odnalazła.
-Wstydzisz sie mnie?-wybuchła.
Zadzwonił mój telefon. Dzwonił Nathan.
-Gdzie jesteście?
-W domu. Zaraz będziemy. Mały kłopot związany z "Mam córkę a nikt nie wie że ja mam".
-Przyjedźcie. Cała trójka. -powiedział.
Byłam zaskoczona. Rozłączyłam się.
-Valentina możesz jechać tylko proszę nie sprawiaj kłopotów.
-Jednak zrezygnuję.-odparła co mnie zdziwiło.
Na miejscu weszłam z Alankiem do budynku. Wszyscy już byli. Podeszłam do rodziny Nathana gdzie stał także i on.
-Witajcie. -powiedziałam.-Gdzie Chrissy?-zapytałam.
-Idzie. -odparł Dante.
**********Oczami Valentiny*********
Czułam sie zupełnie nie na miejscu i nie chciana ale przyzwyczaiłam się do tego. W końcu nigdzie nie było mojego miejsca. W ogóle nie powinnam istnieć no ale cóż.. istnieje. I nie narzekam. Miałam wszystko co chciałam a wszystko co zaplanowałam szło tak jak chciałam. Zbliżyłam sie do mamy i jej narzeczonego a teraz poznałam rodzinę i przyjaciół matki i jej faceta. Dodatkowo do mojego planu dołączyłam zemstę na łowcach a szczególnie tym który do mnie strzelał.
Cała uroczystość sie zaczęła a ja sie jednak zmyłam. Nie lubię takich rodzinnych zlotów a co dopiero ślubów. Choć mogłabym narozrabiać jednak nie miałam na to dziś nastroju.
Poszłam ulicą w stronę domu. Weszłam do środka i przebrałam się. Nie lubiłam sukienek. Choć nie powiem.. dzięki mojej smukłej kobiecej figurze i dłuuugim nogą i dodatkowo w szpilkach i obcisłej sukience wyglądałam bardzo seksownie.
Zeszłam na dół i nalałam sobie whisky. Napiłam sie i wyszłam zapalić. Wtedy wyczułam go. Z uśmiechem zgasiłam papierosa i poszłam w kierunku gdzie był.
Weszłam do pokoju.
-Zastrzelisz mnie w biały dzień?-zapytałam zaskoczona.
-Wreszcie cie znalazłem pijawko.-odparł Leo.
-Nie jesteś na ślubie?
-Skąd wiesz o ślubie?
-Wiem więcej niż możesz sie domyślać.
-Gadaj skąd wiesz to wszystko..
-Mam swoje źródła.
-To strzelasz bo sie trochę nudzę?
Wycelował prosto w moja klatkę piersiową.
-Co robisz w domu przyjaciółki mojej siostry?
-Zabronisz mi tu przebywać?
-Nie będzie to potrzebne bo będziesz martwa.. ale wiesz.. ty i tak już jesteś trupem.
-Ajć.. mimo mojego martwego serca zabolało. Ciekawe czy to samo mówisz o swojej siostrze i matce.
-One są inne.
-Tak? Pytałeś ile osób pozbawiły życia? Z ilu sie karmiły?
-Zamknij sie.
-To strzel.
-Strzelę.
-Taki słodki chłopczyk a za razem taki niebezpieczny. Lubie takich.
-A ja lubię kiedy dziewczynie bije serce.
-Ranisz!!!-powiedziałam i teatralnie złapałam sie za miejcie gdzie mam serce.
-I tak nic nie czujesz.
-Twoja siostra z matka też? Trochę tak głupio być łowcą a za razem mieć w rodzinie wampiry co nie?
-Nie twój interes.
Zbliżyłam sie do niego co u sie za bardzo nie spodobało.
-Jejku strzelasz czy mam tu czekać na śmierć wieczność? Bo wiedz iż ta wieczność będzie dłuższa niż twoja.
Napiłam sie po czym odłożyłam szklankę obok na szafkę.
-Jednak zanim strzelisz będziesz musiał mnie złapać przystojniaczku.-odparłam puszczając mu oko po czym znikłam.
Poszłam do lasu. Spacerowałam ścieżkami i wsłuchiwałam sie we wszystko co mnie otaczało. Mozę by zapolować na jakieś zwierzątko? Lecz lepsza była krew ludzka. Usiadłam pod drzewem przy strumyku i rozmyślałam.
Katherine i Nathan byli dla mnie dobrzy, Alanka pokochałam jednak.. zemsta to zemsta. Nie mogę być słaba. Musiałam być silna. Życie mnie tego nauczyło. Zawsze byłam sama to dlaczego teraz miałoby sie to zmienić?
(nie rozpisałam sie Katherine bo chce wam zostawić pole do popisu w sprawie ślubu bo nie wiem jak chcecie to rozegrać :) Mimo to chciałam napisać bo dawno nie było opowiadanka ode mnie. Pozdrawiam i dobranoc dziewczynki)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz