Siedząc przy oknie i obserwując siąpiący deszcz, słuchałem jak Sophie nuci pod nosem. Z dnia na dzień była coraz słabsza i było to po niej widać. Zamiast przytyć, bardzo schudła. Pojawiły się cienie pod oczami. Włosy wypadały, paznokcie się łamały...
Od momentu ślubu było z nią coraz gorzej.
A minął już miesiąc.
Często wracałem do tego dnia. Był na tyle przykry, że wyrył trwały ślad w mojej pamięci.
Wraz z zawarciem ślubu, straciłem wszelką nadzieję, na odzyskanie Chrissy.
Dzięki mojej rodzinie, druga część wesela nie była taka straszna. Nawet miło ją wspominałem, a szczególnie te głupie życzenia.
Pierwsza była Elise. Jak zwykle wygłupiała się przy mikrofonie.
- I cierpliwości do mojego brata - zakończyła - Miej na niego cały czas oko!
Wszyscy się roześmiali, a ja tylko wywróciłem oczami.
Widząc, że Sophie jest trochę zmęczona, spytałem zmartwiony.
- Jak się czujesz?
- Nigdy się lepiej nie czułam - uśmiechnęła się szeroko i położyła dłoń na brzuchu.
- Nie chcesz się położyć?
- Dajże spokój - mruknęła - Nie mam gdzie leżeć, tylko na własnym ślubie.
Roześmiałem się.
Może nie będzie tak źle mieć ją za żone...
Potem wyszedł Dante.
Już trochę schlany, pieprzył jakieś głupoty.
Szybko wszyscy zaczęli się z niego śmiać i zawstydzona Emilie ściągnęła go ze sceny.
Długo po tym nie mogłem dojść do siebie, tak mnie tym rozwalił.
Potem jeszcze długo składali życzenia, ale nie już tak "kreatywne".
Teraz jak o tym myślałem...
Westchnąłem nagle.
Miałem nadzieję, że wszystko się ułoży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz