Wiedziałem, że moja siostra ma jakieś problemy.Słyszałem jak płakała gdy wchodziłem do domu, jednak gdy się zjawiłem w holu ona wampirzym tempem uciekła do pokoju i zamknęła się tam. Chciałbym z nią porozmawiać, podejrzewałem, że nic mi nie będzie w stanie wyjawić. Starałbym się jej pomóc, przecież to moja siostra.
Łowy zaczęły się dzisiaj. Moja grupa chodziła po lesie i patrolowała teren. Nie wiedzieli, że mam siostrę wampira, gdyby wiedzieli... zabraliby ją. Oczywiście stawiłbym się im ale ich jest więcej. Zatrzymaliby mnie. Nie mogli się dowiedzieć o Chrissy, wtedy będzie przeżywała piekło. A łowcy po ostatniej akcji z pierwotnymi pomnożyli swoje siły razy miliard i w Forks i za miastem, jest naszych grup pięć w każdej piętnaście osób. Są ostrożniejsi i lepsi, martwiłem się o Chrissy.Jednak trudno przewidzieć to, jak zareagują na połówkę wampira i człowieka. Mogą ją wypuścić, ale też zatrzymać i wykańczać. Nie mógłbym na to bezczynnie patrzeć.
Wieczorem przyszedłem z imprezy, nie piłem ani nie paliłem. Od kiedy Chrissy pilnuje mnie bym do domu przychodził ogarnięty... musiałem wykonywać jej prośby. Nie było z nią dobrze. Z każdym dniem słyszałem jak serce bije jej coraz szybciej, miałem wrażenie, że zaraz pęknie.Chociaż już dawno miała je złamane.
Dla Chrisa była cudowną matką, spędzała z nim wolną chwilę. Tylko nie wiedziałem jakie problemy ma moja siostra.
Dla Chrisa była cudowną matką, spędzała z nim wolną chwilę. Tylko nie wiedziałem jakie problemy ma moja siostra.
Usiadłem koło niej i wyjechałem z jedną prostą propozycją.
-Co powiesz na łyżwy?
-Nie lepiej iść z jedną z twoich lasek?-Bardziej stwierdziła, niż pytała.
-Potrzebujesz odrobiny szczęścia.
-Załatwisz mi to jednym wypadem na łyżwy o osiemnastej?-Zdziwiła się patrząc na zegarek.
-Wiem, że masz jakiś problem. Nie chcesz mi powiedzieć, unikasz tematu jak ognia, więc chodźmy gdzieś razem jak rodzeństwo.
Wahała się, ale po chwili zgodziła się. Zawiozłem nas i po chwili jeździliśmy razem.
-Figurówki? Pokręciło cię.-Zaśmiałem się.
-Jak miałam dwanaście lat mama zabierała mnie na łyżwy co jakiś czas. W Seattle jest sporo takich miejsc.
-Weź się uśmiechnij.
-Nie będzie on szczery...
-No weź.
-Spadaj!-Zaśmiała się.
-Nieźle jeździsz.
-Zazdrościsz?
-Umiesz zrobić jakąś figurę?
-Dwie.
-Dawaj.
-Oszalałeś?-Jechała tyłem i patrzyła się na mnie z uniesionymi brwiami.
-A co ci szkodzi?
Zrobiła dwie, a przy tej ostatniej wywaliła się. Pomogłem jej wstać, roześmiałem się głośno a ona wraz ze mną. Tak... Przydało jej się coś takiego.
-Dziękuję.-Szepnęła gdy siedzieliśmy w samochodzie.
Uśmiechnąłem się i ruszyłem do domu.
***Oczami Chrissy***
Tak, przydało mi się coś tak spontanicznego. Nie myślałam o niczym, była ta chwila z moim bratem. Przynajmniej udało mi się naprawdę rozchmurzyć i szczerze uśmiechać. Minęło półtora tygodnia od wizyty Rileya u mnie w domu. Powinnam powalczyć o życie, ale po jaką cholerę? Nie dam rady na wilkołaka chociażby ze względu na to, że jego atak może być dla mnie śmiertelny. A i tak Riley działa tak ostrożnie, by nikt się nie poznał na tym, że to właśnie on chce mnie zabić. I poza tym, miałam tańczyć tak jak on mi zagra, inaczej zabije Chrisa. Wie, że jak nie Damon go ''odstraszy'' to Sam lub Allie. Albo ktoś inny. Nie miesza się w żadne kontakty z nikim.
Pojechałam do rezerwatu do Lilianny. Sprawdzała moje zachowania jako wampir, no i jak to się wiąże z człowiekiem. ''Połówki'' jak ona to nazywa, są trudne do opanowania. Jest pod wrażeniem, że jeszcze nikogo nie zabiłam. Chociaż... prawie zamordowałam w łazience tego chłopaka na imprezie u Jess.
Gdy miałam wracać do domu spotkałam na swojej drodze Rileya. Spojrzałam na niego i zaraz spuściłam wzrok. Nie chciałam na niego nawet patrzeć.
Nie chciałam się dowiadywać, nie obchodziło mnie nic co było z nim związane. Odeszłam i podążyłam przez las do miejsca gdzie zaparkowałam.
Słyszałam jak ktoś za mną idzie. Słyszałam bicie jego serca, było takie spokojne... Nie szalało jak moje.
Kiedy się odwróciłam oczywiście można było się domyślać któż to. Riley stał przede mną i po chwili przebił brzuch kołkiem.
-Obiecałem - zaczął ze śmiechem - że zniszczę ci życie. A słowa dotrzymam.
Wyjął kołek i kazał mi jechać. Miałam ochotę go zamordować. Ale oddałby mi za to co bym mu zrobiła. O ile w ogóle dałabym radę coś mu zrobić. Z trudem nacisnęłam pedał gazu. Jedną ręką zaciskałam ranę na brzuchu. Traciłam krew. Moja część ludzka utrzymywała mnie przy życiu, a mi było coraz ciężej oddychać, kręciło mi się w głowie. Poczułam silny ból... i skręciłam niespodziewanie z drogi i zleciałam na dół niewielkiej wysokości. Samochód turlał się na dół, to trwało wieczność. Jakiś kawałek metalu wbił mi się w okolicach rany od kołka. Gdy samochód padł dachem,uderzyłam głową o ostry wgnieciony dach.Czułam ostry,silny ból wszędzie.Bolały mnie kości...głowa... z dwóch ran na brzuchu lała się krew... po krótkich męczarniach... przestałam nareszcie czuć ból i zapadła ciemność...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz