poniedziałek, 2 marca 2015

Od Chrissy

   Siedziałam u Lilianny i rozmawiałam z nią już od dwóch godzin.Jednak musiałam wracać... Katherine śpi w domu mojego ojca, co kompletnie mu nie przeszkadza. Nigdy jej nie widział, a traktuje ją jak swoją córkę. Chodzi mi tu o opiekę nad nią. Ona śpi w byłym pokoju mojej mamy, tam są tylko rzeczy Katherine i nic więcej.
   Kiedy ojciec wyjechał na jedną z tych jego podróży w sprawach biznesowych, filmowych i sratata, miałam dom dla siebie i Katherine... no i mój brat, który traktował Kat jak zwykłego chwilowego gościa, standardowo mówił cześć i tylko to. Od śmierci mamy do nikogo się nie odzywał.
   Oparłam się o blat słuchając rozmowy Damona i Nathana, który częściej zaczęli się trzymać razem, naprawdę było to dosyć dziwne. Ale wyglądali na dobrych znajomych, więc nie zamierzałam psuć tego pytaniami i w ogóle.
-Damon, mój ojciec zaczyna się o mnie martwić, bo za dużo butelek piwa ląduje w śmieciach. Przestań mi tu je znosić.
-U ciebie jest spoko.-Uśmiechnął się Nathan.
   Ślady od jego uścisku nadal mi nie zniknęły, ale starałam się je ukrywać, co wychodziło mi świetnie. Elise,Dante,Ethan i Allie zniknęli na jakieś polowanie i coś mieli załatwić w Seattle, Emilie została i teraz głównie Nathan i ja zostaliśmy dla niej, odwiedzam ją kiedy się da.
-Wiem, że u mnie jest spoko Nat, tylko chodzi o to, że ojciec uważa pewnie, że znów zaczęłam pić.
-Dajże spokój.-Machnął ręką Damon.
-Dobra, ale nie znoś mi tu piwa, jest ohydne.
-A co z Allie?- odezwał się Nathan wyrwany z zamyślenia.
-em.. myślę, że to zostawimy Elise,Emilie,Dantemu i reszcie.
-Ja się od tego odsunąłem bo mam Katherine.-Mruknął Nathan.
-Na razie myślę, że tu może liczyć na dach nad głową. Mi to pasuje, lubię ją...
-Ludzie nie pytali się o to, że jesteście takie same?-Zaśmiał się Damon.
-Pytali - przytaknęłam.-odpowiadałyśmy, że jesteśmy bliźniaczkami i koniec tematu.
   Roześmiali się a ja spojrzałam na zegarek.
-Idę do miasta.
-Po co? Mam mieć na ciebie oko?-Spytał rozbawiony Nathan.
-Miej oko na Katherine. Na razie śpi. Powinnam wrócić za dziesięć minut.
   Wyszłam i jak zwykle było pochmurno. Denerwowała mnie ta pogoda coraz bardziej. Ethan wraca z resztą dzisiaj, w sumie zaraz powinien być w Froks, jak mi mówiła Emilie. Mam nadzieję, że nie jest juz na mnie zły. Dwudniowa przerwa zaczynała mnie dręczyć.
   Skróciłam drogę i poszłam przez las, chociaż wiedziałam co może się stać, coś jak napad wpojonego we mnie przyjaciela-wilkołaka który ma obsesję na moim punkcie w oczywiście złym znaczeniu tego słowa.
   Jak na moje wyczucie, musiało się coś stać, no... nie ma szans, musiało się coś zdarzyć. Oczywiście moje przypuszczenia się sprawdziły, bo zjawił się Riley. Osunęłam się o kilka kroczków by być w bezpiecznej odległości.
-Nie bój się mnie. Co, znów cię zostawił?
-Znów chcesz zostać skopany przez wampira? Czy to nie żenada na twoim miejscu?
-Jestem tu z innego powodu. Sam też tu jest, Allie nosi w sobie coś, co musi zostać kontrolowane i usunięte jak najszybciej się da.
-Skąd o tym wiesz?
-Wilkołaki są na to wyczulone, naszym obowiązkiem jest chronić ludzi w rezerwacie, w naszym przypadku. To generalnie teren pijawek, ale my mamy prawa jeśli jest zagrożone ludzkie zycie.
-Przepraszam Chrissy - pojawił się Sam. Uspokoiłam trochę nerwy.- nic ci nie grozi... na razie. Naprawdę musimy zabić to dziecko.
-Wiem... słyszałam co to jest ale... Allie nie chce tego robić.
-Wymyślimy coś.-Zapewnił mnie.
    Riley wyczuł woń wampira, co nagle go rozwścieczyło. Wiedziałam, że czuł Ethana z daleka. Wracał... Na szczęście. Umierałam z tęsknoty za nim choć jest nadal na mnie wściekły. Ile mogę go przepraszać...?!
   Riley rzucił się na mnie, zjawił się Ethan. Odepchnął mnie bym była w bezpieczniejszej odległości. Sam zaczął interweniować. Musiał.

-Wstrzymaj się od zabicia go.
-Mówiłem mu, że jeśli się tu zbliży...
-Rozumiem cię. Tylko jesteśmy tu w bardzo poważnej sprawie.
-Jakiej niby?
-Jakaś dziewczyna Allie, jest wampirem i nosi w sobie dziecko. Wiesz co to oznacza. Zbieramy się.-Warknął w stronę Rileya.
   Ethan pomógł mi wstać a ja nadal milczałam. Czekałam aż on coś powie, jednak nawet nie zdążył. Katherine widocznie szła wczesniej moim śladem i kiedy tu przyszła, zatrzymała się zaszokowana.
-Uderzyłeś ją?-Zdziwiła się kiedy wstałam.
-Nigdy bym tego nie zrobił pijawo.
-Nie mów tak do niej.- powiedziałam oburzona.
-Przepraszam, ale ponownie w ostatniej chwili ci ratuję tyłek.
-Nie moja wina, że tu go spotkałam! Mam nie wychodzić z domu?!
   Westchnął i nic nie powiedział. Nathan zwinął Katherine a ja poszłam do domu ojca który aktualnie był pusty. Ojca nie ma przez 2 tygodnie więc luz z Katherine mamy gwarantowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: