Mój brat zamieszkał u mojej mamy, a ja go miałam zawieźć do Seattle bo moja mama nie mogła. Usiadł wygodnie w fotelu i obserwował mnie bacznie. Spojrzałam na niego i przerwałam szukaninę kluczyków.
-Coś nie tak, Leo?
-Nie jestem dzieckiem.-Parsknął.-Co oni ci robili w agencji? Po co?
-Em... Nic, Leon, nie przejmuj się tym. To przeszłość.
-Ten twój fagas cię zostawił dla innej to chociaż daj mi do siebie dojść. Daj mi zobaczyć to co tak skrywasz.
-Nie potrafię. Nie mogę... przestraszyłabym cię tylko.
-Powiedz. Nie jestem ciotą.-Dał mi kuksańca.
-Byłam tam... bo jedna z moich dawnych znajomych wpadła na pomysł, by mnie pomęczyć. Należało mi się. Uwierz mi. Ale...
-Kim był Ethan?
-Co masz na myśli?
-Widziałem jak wchodzi przez okno. To było wysoko, nie możliwe, żeby tak sobie wszedł. Chyba, że miał w tyłku drabinę to zrozumiem.
Uśmiechnęłam się lekko ale zaraz spoważniałam.
-Spotkałem Flynna. Pamiętasz go?
-Tak... Co ci mówił?- Zjeżyłam się.
-To, że mam z tobą niewyjaśnione sprawy. Mam siedemnaście lat, Chrissy. Muszę wiedzieć co takiego się dzieje. Kim on był? Flynn jest łowcą...
-Wampirów.
-Co takiego?
-Ethan jest wampirem. Flynn jest łowcą wampirów. JA byłam wampirem. Skoro Flynn się z tobą skontaktował to znaczy, że miał ku temu cel.
-Jaki?
-Ty też musisz mieć gen łowcy. Albo zostaniesz i będziesz pod opieką Flynna... Albo będziesz żył z mamą która...
-Też jest wampirem.
-Skąd wiesz?
-Mama po domu porusza się z niewyobrażalną szybkością kiedy myśli, że zasnąłem na kanapie.
Uśmiechnęłam się i odrzuciłam na bok szukania kluczy. Do domu weszła dumna Allie jak zauważyłam w nowej bluzce.
-Macie przed sobą najlepszą dupę w mieście.-Pomachała mi ręką przed twarzą.
-A ja - wstałam - mam przed sobą kupę nauki.
-Studia,studia... A co u Jess? Chodzi z tobą na te studia no nie?
-Tak.
Zakręciło mi się w głowie. Albo to przez zmianę ciśnienia albo... moja choroba to jednak poważna sprawa, o ile ją mam. Badań nadal nie przejrzałam, nawet nie wiem gdzie je walnęłam. Chociaż w moim domu panował porządek...
Leon właśnie wykoleił się z trasy do kuchni na śliski parkiet. Zaśmiałam się a on szybko się pozbierał.
-To - wskazał na miejsce gdzie się wywalił - BYŁO specjalnie.
-Jasne.-Kiwnęła głową Allie.
-To co że mam siedemnastkę, to co, że masz faceta. Będziesz moja.-Zaśmiał się.
-Niezłe żarty opowiadasz!
-Wiem,wiem.-Machnął ręką.
Był wyższy ode mnie, miał chyba 178 wzrostu. Ale on urósł...
Gdy Allie poszła do Woodów gdzie miała tam swojego Dantego, zostałam sama z Leonem. Stanął przede mną i patrzył się tajemniczo.
-Co?-Zaśmiałam się.
-Kim ja właściwie jestem?
-Jesteś po prostu inny. Wyjątkowy.
-Łowca wampirów ma być wyjątkowy? Zabijamy ich, tak?
-Mhm.-Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się pocieszająco.
-Ale to popieprzone. -Przeczesał swoje gęste włosy. -Od kiedy wiesz o tym?
-Od czterech lat. Jak mogłabym nie wiedzieć kim był mój były?-Zaśmiałam się.
-Racja.-Wzruszył ramionami.-Idziesz na uczelnię?W ogóle... dawno cię nie widziałem. Nie rozmawialiśmy, nie mieliśmy okazji. Kiedy mieszkałem u ciotki... ani ja ciebie ani ty mnie... nie gadaliśmy ani nie odwiedzaliśmy się.
-To okropne, jak rodzeństwo może się od siebie oddalić.-Szepnęłam.
-Na którym jesteś roku?
-Drugim. Przede mną jeszcze trochę nauki... Zaraz jadę tam a potem do pracy.
-Gdzie pracujesz?
-W kawiarni. W Forks nie miałam większego wyboru. Mieszkając ze mną wiąże się mała pomoc gnojku.
-A to jaka niby?
-Kopciuszku mój najdroższy... Będziesz musiał mi pomagać sprzątać dom, bo nienawidzę brudnego i zasyfionego mieszkania, wiem jaka jest sytuacja mieszkania z tobą... więc sprzątanie przede wszystkim.
-Spoko. Wychodzę wieczorem.
-O której?
-Dwudziesta pierwsza.
-Gdzie?-Zaśmiałam się czując się jak matka.
-Z dziewczynami i kumplami. Same się cisną do mojego rozporka, trzeba to ogarnąć.
Roześmiałam się i rzuciłam w niego poduszką.
Usiadł koło mnie zmartwiony.
-Nie przejmuj się tym, że się rozstaliście.
-Nie przejmuję.-Zapewniłam.- Powoli normalnieje, a z tym cała ja wracam do żywych jak widać.
-Na pewno? Przecież wychodzi za mąż...
-Wiem. Powiedziałam, że gratuluję mu z całego serca... Dobrze, że bierze odpowiedzialność za to co komu robi.-Mrugnęłam do brata.
-A ja...
-Masz prawie osiemnastkę na karku... Ale nie przesypiaj się z pierwszą lepszą... Może poczekaj na tą jedyną.
-Tego kwiatu jest pół światu.-Machnął ręką.
-Masz racje.-Uśmiechnęłam się zastanawiając nad tym... że on naprawdę ma rację.
Zadzwonił mu telefon. Miał tak głośno, że słyszałam piski dziewczyn w tle jak z nim rozmawiały. O Boże... byle by nie wybrał jakiejś tępej laski bo będę miała z niego ubaw... no i żal mi go będzie. Zobaczymy co będzie później.
Wyszłam na uczelnię. Na razie chorób jakichkolwiek brak u mnie... więc moje życie nadal trwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz