niedziela, 22 marca 2015

Od Chrissy



   Po wielu,wielu cierpieniach i torturach uśpiono mnie by przewieść mnie do klitki. Oczywiście teraz woleli być ostrożniejsi, po tym co zrobiłam na pewno nie chcieli powtórki. Naomi pewnie ich opieprzyła nieźle. Ja ją nie obchodziłam, ona pilnowała by panował tu porządek. By panował wszędzie porządek.
   Kiedy korytarze były puste, podeszłam do drzwi i spojrzałam przez kraty. Nacisnęłam klamkę i ku mojemu zaskoczeniu drzwi były otwarte. Zero ochrony na korytarzach, żadnej żywej duszy. Zdziwiłam się i wyszłam z klitki.Poszłam wzdłuż korytarza i patrzyłam do pomieszczeń swoich sąsiadów. Tam klitki były zamknięte. Przy nich, na ścianach, wisiały tabliczki z numerami, nazwiskami i imionami więźniów. Czytałam każde, idąc powoli wzdłuż wielkiego korytarza.
   Spoglądałam przez kraty próbując dojrzeć cokolwiek w klitkach. Jedna była pusta, w tej było światło. Z boku było napisane Katherine Pierce, ale w środku nie było łóżka, stolika ani lampki. Na murze były wydrapane kreski oznaczające ile dni tu spędzała. Może też powinnam tak robić, skoro jestem tu na wieczność?
   Idąc dalej zauważyłam przez kratki jak na stoliku świeci się na biało mała lampka. Wspięłam się na palce by ujrzeć kto tu przebywa. Byłam zbyt niska, albo tabliczka była zbyt wysoko.
   Zaszokowało mnie, kiedy zobaczyłam imię i nazwisko więźnia. Musiałam to przeczytać na głos by uwierzyć w to, co tu jest napisane. Myślałam, że to sen albo koszmar, albo po prostu mam zwidy.
-Angelina Howl. Numer - 468.
   Niemożliwe! Moja mama U M A R Ł A. Byłam na jej pogrzebie, widziałam ją w trumnie, widziałam jak ją zakopują. Przywarłam do krat.
-Mamo? Mamo! Jesteś tam?! Mamo, błagam, podejdź do krat... proszę.-Zaczęłam płakać.
-Chrissy.-Szepnęła moja mama.
-Nie wierzę... żyjesz... Jak?
-Naomi zmieniła mnie w wampira i uśpiła na czas pogrzebu. Potem przyszła i odkopała mnie i zaprowadziła tutaj.
-Jesteś tu... DWA lata...O mój Boże, a ja nie mogłam ci pomóc...
   Mama podeszła do krat. Wyglądała dobrze. Jako wampir rany goją się jej od razu, więc wyglądała jak nietknięta. Ja w przeciwieństwie do niej miałam wiele siniaków, ran ciętych i wiele innych. Jedynie moje włosy lśniły czernią i wyglądały najlepiej.
-Nic nie mogłaś zrobić. Jezu... co oni ci zrobili...
-Daję radę, muszę być silna.-Uśmiechnęłam się słabo.
   Mama pogładziła mój policzek. Jak dawno nie czułam jej miłości. Brakowało mi jej. Byłam w szoku, że żyje. Naomi widocznie także miała dla mnie tą niespodziankę i to ona spowodowała wypadek. Nie zdziwiło mnie to wcale. Obok sali mamy był Mike. Tam nawet nie zajrzałam. Po tym co mi robił nie miałam dla niego żadnej litości. Zapamiętałam to, co radził mi Ethan. Bym nie ufała jemu, tak jak swojemu dawnemu przyjacielowi wilkołakowi i Naomi. Boże, dlaczego ja go wtedy nie mogłam posłuchać i brnęłam w to z nadzieją, że im pomogę? Cała trójka mnie skrzywdziła a potem ja skrzywdziłam Ethana w jakiś sposób kłamstwami. Byłam taka jak oni, mogłam to sobie szczerze powiedzieć.
   Odezwałam się pierwszy raz od bardzo dawna. Mamie nic nie będzie, to wiedziałam w stu procentach. Ale ze mną? Mogą mnie zabić na wiele sposobów, mogą ze mną robić co chcą. Byle by nie dobrali się do Woodów czy Katherine lub Allie. Albo mojego syna który teraz pewnie mieszka z Christianem. Przynajmniej jest bezpieczny. A mój brat? Nie mam pojęcia co z nim, ale ta agencja nie może im zrobić nic. Nie mogę do tego dopuścić. Na myśl o tym łzy cisnęły mi się do oczu.
   Musiałam odejść, kiedy słyszałam jak z windy wychodzili ochroniarze i lekarze. Pobiegłam do klitki i zgasiłam lampkę. Lubiłam mieć tu ciemno. Nienawidziłam tej lampki, przypominała mi życie, życie, którego już nigdy nie odzyskam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: