poniedziałek, 30 marca 2015

Od Ethana

  Na podróż poślubną wyjechaliśmy do Egiptu. Nie byłem zbyt tym zadowolony, ponieważ chciałem by Sophie odpoczywała, a nie dodatkowo się męczyła. Jednak wszyscy zgodnie w końcu uznaliśmy, że należy jej się przez śmiercią zwiedzić trochę świata.
Dziecko miało przyjść na świat za dwa tygodnie,  a to były nasze ostatnie dni urlopu.
- Ethan, chodźmy na plażę - poprosiła mnie Sophie na śniadaniu.
Niestety, musiałem udawać człowieka, co mnie  już odrobinę irytowało. Nie ma to jak trzy razy dziennie jeść "ziemię".
Dziś udawałem, że nie jestem głodny, więc poszło gładko.
- Ehhh Sophie... Bez szaleństw - mruknąłem.
 - Ethan proszę... - zrobiła "słodkie oczka".
Parsknąłem śmiechem.
- Sophie teraz jest bardzo gorąco. Tłum plażowiczów. Istne piekło. Pójdziemy wieczorem, dobrze?
Przewróciła oczami.
- Niech ci będzie.
 Popołudniu wybraliśmy się zwiedzić ostatnią piramidę, która nam została, a mianowicie piramidę Chefrena. Sophie jak zwykle niepewnie wchodziła do środka. Widząc jej minę wybuchnąłem śmiechem.
- Tyle razy byłaś w piramidzie. Nadal się boisz?
Pokiwała głową, a ja rozbawiony pocałowałem ją w głowę.
Przewodnik odrobinę zanudzał, dlatego sam opowiadałem jej historię tego grobowca. Zasłuchana nawet nie zauważyła, jak wyszliśmy na upalne słońce.
- Strasznie dobrze znasz historię - zauważyła.
- Nie tylko historię - odparłem szeroko się uśmiechając.
- Ah ta skromność - wywróciła oczami.
Roześmiałem się i podniosłem chustę z jej ramion.
- Jeszcze mi cię słońce roztopi - powiedziałem i położyłem jej tą chustę na głowie.
- Kocham cię - szepnęła i pocałowała mnie w usta.
Miałem pretekst, żeby nie odpowiadać jej tym samym. Milcząc, po prostu ją całowałem.
 Do hotelu wróciliśmy o szesnastej.
- To idzieeemyyy? - spytała Sophie, gdy weszliśmy do pokoju.
- A obiad? Kto zje?
- Traktujesz mnie jak dziecko - odparła naburmuszona i opadła na łóżko.
Usiadłem obok niej. Wyciszyła się, trzymając ręce na już bardzo dużym brzuchu.
- Wiesz co mnie zastanawia? - spytała po chwili.
- No co? - spytałem ostrożnie.
- Czemu on tak szybko rośnie. Przecież ja w 9 miesiącu będę wyglądać jak prawdziwa słonica!
Roześmiałem się kryjąc zdenerwowanie. Sophie na szczęście nic nie podejrzewała, i miało tak zostać.
Pocałowałem ją w czoło.
- Na pewno nie będzie tak źle. A teraz choć mój słoniu, zjemy coś.
Sophie niechętnie poszła się odświeżyć i zaraz byliśmy na dole.
- Nie zjesz nic? - spytała, gdy dłubałem w talerzu widelcem, a ona kończyła już swoje danie.
Wzruszyłem ramionami.
- Jakoś nie jestem głodny...
- Teraz może ja ciebie potraktuję jak małego chłopca?
Parsknąłem śmiechem.
- Bardzo proszę.
Swoim widelcem nabiła kurczaka z mojego talerza i przystawiła go do moich ust.
- No, otwieraj! - powiedziała, gdy zaciskałem usta w kreskę.
- Nie chce mamo! - odparłem naśladując głos dziecka.
Roześmiała się.
  W końcu skończyliśmy i wstaliśmy od stołu. Sophie z trudem się podniosła. Położyła dłoń na brzuchu i westchnęła.
- Mały, ty mnie kiedyś wykończysz - mruknęła, a ja wzdrygnąłem się odruchowo.
  Po godzinie poszliśmy na plażę. Sophie była przeszczęśliwa.
Wygłupialiśmy się nad brzegiem.

 https://38.media.tumblr.com/2506cb6cfa12bd8b769d0dc6fcab0322/tumblr_mqeamwvW1a1szgqtlo1_500.gif
Nie kochałem Sophie, ale naprawdę mi na niej zależało...
Nie chciałem żeby umierała..
A to niestety mogło nastąpić za niedługo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: