- Widzisz? Nie są takie złe - powiedział Nat, trzymając na kolanach swojego syna.
Alan właśnie ślinił mu się na koszulkę.
- Uważaj, żeby czasem się nie "ulał" na ciebie - zauważyłem z obrzydzeniem.
Nathan widząc moją minę roześmiał się i pogładził małego po głowie.
- Zobaczysz, gdy tylko urodzi się twoje dziecko... - mimowolnie drgnąłem - To pokochasz je taką miłością - ciągnął dalej ignorując moją reakcję - Że nie będziesz czuł do niego żadnego wstrętu.
- Taa... Na pewno będzie super - mruknąłem sceptycznie.
- Ja tam się cieszę, że zostanę wujkiem.
Przewróciłem oczami.
- Szkoda tylko, że jego matką będzie odpowiednia kobieta - dodał.
Zapadła kłopotliwa cisza, przerywana od czasu do czasu jakimiś dziwnymi odgłosami wydobywającymi się z Alana. W pewnym momencie złapałem się za głowę i westchnąłem.
- Co u niej?
- U niej? - Nathan udał, że nie wie o kogo chodzi.
Przygryzłem wargę.
- No u Chrissy no! - warknąłem .
- Spokojnie, spokojnie - roześmiał się - W porządku... Dochodzi do siebie.
Milczałem.
- Jednak doszłaby szybciej, gdybyś... ty ją wspierał - dodał.
Wstałem nagle i podeszłem do okna.
- Teraz jest już na to zapóźno.
- Nigdy nie jest na nic za późno - usłyszałem za plecami spokojny głos brata.
- Nathan, ostatnie drzwi zamknęły się, gdy dowiedziałem się o tej ciąży.Do tej pory miałem jeszcze nadzieję.. Teraz? Nic nie ma.
- Przecież nie musisz od razu żenić się z Sophie - zauważył - Możesz jej pomagać przy dziecku, ale być z Chrissy... Ona napewno to zrozumie, sama ma syna.
Odwróciłem się gwałtownie.
- Myślisz, że mi chodzi tylko o tą ciążę? Nathan, to szczyt góry lodowej! Poczynając od każdego jej małego kłamstweka, a kończąc na tym, że zdradziłem ją z pokojówką. Zbyt wiele się wydarzyło i... ja po prostu nie widzę żadnych szans, na to byśmy kiedyś mogli być jeszcze razem...
Nathan westchnął.
- Przemyśl to sobie jeszcze... - mruknął - Chrissy jest tu... Wróciła do Forks.
Milczałem zaciekle.
A więc jest w Forks...
To tylko przyspieszyło moją reakcję.
- Nathan, już dosyć myślałem. Nie chce ranić ani jej, ani siebie, ani was wszyskich dookoła, którzy będziecie myśleć, że coś z tego wyjdzie... Nie. Po prostu nie. A teraz idę...
- Gdzie idziesz? - zainteresował się Nathan, podnosząc z ziemi Alana.
- Tam gdzie powinienem iść już dawno - odparłem lakonicznie.
- Czyli...?
- Wracaj do domu, bo Kat się jeszcze zezłości. I pozdrów ją z łaski swojej.
- Ethan...! - zawołał jeszcze za mną, lecz ja już wyszedłem.
Musiałem w końcu porozmawiać z Sophie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz