Siedziałam w kawiarni wraz z Allie pijąc kawę.
-Jak dawno nie czułam tego smaku...! Studia to jednak świetna ucieczka od problemów prywatnych.-Westchnęła przyjaciółka. -Jak sobie radzisz?
-W sensie?-Spytałam.
-No w sensie twojego byłego?Halo!
-No jak mam sobie radzić? Kocham go nadal ale układa sobie życie na nowo z inną, jego wybór. Nie będę mu włazić na głowę, zapomniał o mnie.
-Powinnaś o nim zapomnieć?
-Mnie się pytasz...-Westchnęłam.-Nie wiem Allie. Nie zapomnę o nim bo to była moja pierwsza prawdziwa miłość, a taka nie rdzewieje. Na razie nie myślę o tym.
-Ta, jasne...
-Hej dziewczyny.-Dosiadła się Jessica.-Widziałyście kto mnie podwiózł pod kawiarnię? Flynn, na dodatek swoim motorem.
-Mrrr... Aż się podgrzałam... myśląc o swoim ukochanym.
-Mówcie dalej, słucham z zapartym tchem.-Wzięłam łyk kawy.-Ale poważnie, muszę iść. Za dwa dni mam egzamin... Muszę się uczyć.
-Nikt nie mówił, że na medycynie będzie łatwo!-Powiedziała śpiewnie Allie.
-Idę, do zobaczenia.-Poklepałam Jessicę po ramieniu i wyszłam.
Skróciłam sobie drogę przez las. Miałam bliżej, za pięć minut będzie mój dom... i witaj nauko.
***Oczami Leona***
Moi towarzysze zawracali sobie głowę Valentiną, a ja miałem wyjebane. Kazali mi ją szukać, więc poszedłem przez las. Miałem nadzieję, że coś się zacznie dziać i coś wyczuję, bo naprawdę wiało nudą czego nienawidziłem.
Wyczułem zapach wampira, uśmiechnąłem się lekko i luźno stałem lokalizując w jakiej odległości jest pijawka. Wyjąłem pistolet i schowałem się za wielkim drzewem, które zakrywało mnie całego. Kiedy wampir przewijał się przez las, wyskoczyłem mu przed twarz i wycelowałem w głowę.
No proszę, kogo ja widzę?
Wampir odrzucił mnie na bok, ale strzeliłem mu w nogę spowalniając jego ruchy. Wyciągnął strzałę a jego kość gruchnęła tak, jakby sobie ją nastawiał. Wstałem i wycelowałem w niego z szerokim uśmiechem.
-Moja siostrzyczka będzie zadowolona,że zabiłem kogoś takiego jak ty.
-Kim ty jesteś w ogóle? Spierdalaj, nie mam ochoty na zabawy z małoletnimi łowcami.
-Strzelę - mruknąłem obojętnie - a wtedy twoja siostra lub bracia będą mieli mi to za złe, ich też rozstrzelam.
-Skąd wiesz o nich? Nie tkniesz ich.
-Drogi Ethanie...
-Skąd znasz moje imię?Skąd o mnie tyle wiesz?
-Nie pamiętasz mnie? Leon? Brat...
-Leon! Odłóż to!-Usłyszałem krzyk siostry.
***Oczami Chrissy***
Podeszłam do brata i opuściłam jego dłoń trzymającą w uścisku broń wycelowaną w Ethana. Etan patrzył się na mnie jakby zobaczył ducha.
-Latasz sobie po lesie jak kretyn z bronią i strzelasz do wampirów?-Parsknęłam śmiechem na brata a jego to nie ruszyło.
-To moja robota, robię to za co mi płacą i to co do mnie należy siostrzyczko.
Spojrzałam się na Ethana.
-Przepraszam. Postaram się, by nie zrobił twojej rodzinie krzywdy. I gratuluję dziecka.No... I czekam na zaproszenie na ślub.-Puściłam mu oko a potem zwróciłam do brata.-Won do domu.
-Żartujesz sobie?
-DO DOMU.
-To o ciebie powinienem się troszczyć. Wzięłaś leki? Nie. To idź i je weź i ucz się na egzamin. Mi nic nie będzie.
Podałam mu klucze do domu, które oczywiście idiota zapomniał. Kiwnęłam Ethanowi i mojemu bratu i odeszłam.
Mój brat schował broń i zawrócił w głąb lasu by patrolować teren. Szukał jakiejś dziewczyny, jak mi opowiadał. Naprawdę kocha to robić, więc niech tak będzie. Ale niech nie strzela do Woodów, znienawidziłabym go za skrzywdzenie Elise,Dantego czy Nathana, no i Ethana rzecz jasna. Emilie to już w ogóle. Wiedział, że nie odezwałabym się do niego za to, więc wolał trzymać broń w spodniach.
W domu zaczęłam tą nieszczęsną naukę do egzaminu. Wzięłam leki... byłam chora. Niestety. Miałam cukrzycę. Cztery razy dziennie insulinę musiałam brać. Mój brat był troskliwy jeśli o to chodzi i pilnował mnie. Jednak ja nie miałam ochoty się leczyć. Po co? Dość już brałam te świństwa w szpitalach i agencji... Miałam dość widoku lekarstw. To mnie męczyło, te wspomnienia z sali tortur... Ból i cierpienie wracało, miałam dość.
Zajęłam się nauką. Dość biadolenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz