-Czemu to robisz?!-Wołał za mną Nathan.
-Co masz na myśli?!
Szłam przez ulicę pełną ludzi co było niecodziennym zjawiskiem w Forks. Nathan dobiegł do mnie i złapał mnie za rękę zatrzymując mnie.
-To boli...Nathan...- wycedziłam.
-To powiedz Katherine, by przestała cię odwiedzać.
-Dlaczego miałaby przestać? Wiem, że powinna zająć się dzieckiem...ale chyba dobrze sobie radzi...
-Ona ma mało czasu.
-A co z krwią wilkołaka?
-Przestała działać.
-Można ją przemienić w wilkołaka, wiesz o tym...
-Nienawidzę ich, poza tym nie pozwolę jej tak cierpieć...
-Jeśli chcesz ją mieć na wieczność, radzę skorzystać z tego pomysłu.-Szepnęłam.-Puść mnie proszę, to boli!
Po kilku sekundach puścił moje ramie przy czym szarpnął mnie. Zacisnęłam zęby i wpatrywałam się w jego twarz.
-Czemu tak ci zależy, żeby odsunęła się ode mnie?
-Bo chcę mieć ją przy sobie jak najdłużej. Chciałbym żeby swoje dziecko wychowywała jak...
-Ale ona jest taka! Jest przy tobie! Nie rozumiesz tego, jak was kocha? To twój problem. Ja nie staram się odsunąć wszystkich od siebie bo jestem ich problemem ale nie mogę!
-Słuchaj, przykro mi, że trafiłaś do agencji ale na serio powinnaś pozwolić jej się odsunąć.
-Czekam żeby to zrobiła, bo nie chcę żeby traciła czas na mnie! Jestem nikim, więc po co marnuje na mnie czas, co?! Po prostu chcę być sama. Nie chcę być dla nikogo problemem, chcę wszystkich odsunąć żeby żyli własnym życiem. Bierzcie przykład z choćby Ethana! On ma dziewczynę i dziecko, może niedługo żonę! Co ci po tym jak rozmawiasz ze mną?! Mam wszystkiego dość, cały czas jest moja wina! Zostawcie mnie w spokoju!-Wrzasnęłam i odeszłam szybko gdzieś naprzód.
Gdy szłam w stronę lasu od strony mojej dawnej szkoły usłyszałam wycie wilkołaków. Tutaj zawsze się je słyszało, ludzie zwykle boją się tu przechadzać po nocach bo myślą, że to wilki. W gruncie rzeczy się nie mylą...
Zaczął padać deszcz, a ja oddalałam się od domu. Miałam dość, chciałam odreagować. Las pachniał cudownie, kiedy deszcz przestał padać. Byłam przemoczona, było mi zimno, na pewno będę chora.
Ignorując to szłam dalej. Za mną usłyszałam kroki, ktoś łamał gałązki i ugniatał liście swoim szybkim krokiem kierując się w moją stronę.
Odwróciłam się i zobaczyłam Rileya. Zesztywniałam i cofnęłam się o kilka kroków, jednak on był szybszy. Pogładził moje włosy i powąchał je.
-Dobrze czułem... mój węch nadal mnie nie myli. A więc wróciłaś.
-Odejdź.-Poprosiłam.-Idź stąd...
-Nie mogę. Czekałem na ciebie dwa lata... teraz nareszcie jesteś bez tej pijawy.
-ZOSTAW MNIE!-Krzyknęłam.
Nie mogłam go odepchnąć, bo stał jak słup, poza tym nie miałam sił zrobić cokolwiek. Byłam zbyt słaba i wycieńczona.
Zaśmiał się i złapał mnie za rękę kiedy odchodziłam. Przyciągnął mnie do siebie a mnie przeszły ciarki.
-Wrócę.-Puścił mi oko, zmienił się w wilka i zniknął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz