niedziela, 29 marca 2015

Od Chrissy

   Rozmawiałam z Allie i Katherine. Kat była jakaś nie w humorze, chciałam ją spytać o co chodzi, ale uznałam, że to nie jest odpowiedni moment. Nagle dostałam telefon od... mojego brata. Zdziwiona odebrałam.
-Cześć, sis.
-Czego chcesz?
-Nie zaprosiłaś mnie na ślub? Chciałbym rozstrzelać pijawy ale...
-Leon.-Ostrzegłam go.-Po co dzwonisz?
-Christian miał wypadek. Jechał po pijaku...
-Co z Christophem?-Zamarłam.
   Brat milczał.
-Co z nim?!-Wrzasnęłam ale zobaczyłam, że przecież jest tu kupę ludzi.
   Musiałam jechać do Rio.
-Zaraz tam będę. Skąd wiesz o wypadku?-Już byłam w samochodzie.
   Z piskiem opon odjechałam i ruszyłam jak najszybciej się dało w stronę Rio.
-Co z Christophem Leon?!-Spytałam ponownie.
-Uspokój się.
-CO Z NIM!?
-Christian nie żyje...
-Pytam się o MOJEGO SYNA nie o tego zapijaczonego szmaciarza!
-Christoph żyje. Jest w szpitalu, ma tylko złamaną rękę.
-O Boże...-Szepnęłam przerażona.
-Jest wszystko pod kontrolą.
-Od teraz tak. Zabieram go do Forks.
-Mogę wrócić?
-Możesz. Jasne, że możesz Leo.
-Do zobaczenia.-Rozłączył się a ja miałam zamiar jeszcze dziś wrócić z nimi do domu.

***Oczami Leona***

   Z Val musiałem ''pobawić'' się później. Działała mi na nerwy, ale jakoś była znośna. Nigdy dziewczyny nie uderzyłem, ale akurat ona była pijawką. To zwalniało mnie z zasady ''nawet kwiatkiem jej nie bij''.
-I jak się czuje?-Spytała mama martwiąc się o Chrissy.
-Jest przerażona.
-Wracasz do niej, tak?
-Muszę jej pomóc. Nie da rady ze studiami i Chrisem.Poza tym muszę pilnować jej by pragnienie nie wzięło nad nią panowania...
-Daj spokój, nie jest do tego zdolna.
-Mamo, to wampir.
-Nie wszyscy są tacy. Weźmiemy go do domu.-Powiedziała mama gdy Chris wyszedł od lekarza.
-Jest z nim w porządku.
-Głowa mnie boli.-Mruknął młody.
-Jakieś lekarstwa dla niego są przepisane czy nie?
-Nie. Tylko jakiś na ból głowy i będzie dobrze. -Zapewnił lekarz.
   Posłałem sms'a Chrissy, że jesteśmy u mamy ''nowego partnera''. Nie podobał mi się, Chrissy pewnie też będzie miała o nim złe zdanie. Chociaż koleś wyglądał w porządku, po prostu nie podobało mi się to, jak łatwo zapomniała o ojcu.
-Jak ci idzie jako łowca?-Spytała zdenerwowana matka. Nie podobało się jej to kim jestem.
-Doskonale.-Uśmiechnąłem się zadowolony z siebie.
-Kiedy będzie mama?-Spytał zniecierpliwiony Chris.
-Za momencik wróci.-Zapewniła mama.-A tęsknisz za nią?
-Od dwóch lat tęsknię za mamą.-Przeciągnął się.
-A lubisz gry?-Spytałem.
-Lubię. Ale strzelanki, inne są dla dzieci.
   Roześmiałem się i włączyłem mu jakąś grę z telefonu. Zadowolony usiadł w fotelu i zaczął grać.


***Oczami Chrissy***

   Podbiegłam do drzwi. Trochę się uspokoiłam przez jazdę tutaj. W końcu zobaczę mojego synka... Nareszcie go zobaczę...
   Stanęłam przed drzwiami nowego faceta mojej matki. Uniosłam brwi i zapukałam. Ciekawe jaki jest, czy mama nie popełni błędu. Ciężko znosi rozstania. Usłyszałam kroki. Mama nadchodzi. Pomachałam jej.
   Gdy mi otworzyła wpadłam jej w ramiona i od razu podążyłam za zapachem mojego syna. A więc tak działa węch wampira?
   Kiedy Chris mnie zobaczył pobiegł w moją stronę i przytulił mnie. Rzucił telefon Leona na ziemię. Przytuliłam go i podniosłam do góry.
-Tęskniłeś za mamą?-Spytałam i pocałowałam go w policzek.
-Bardzo!
   Miał już sześć lat. Ale ten mały rośnie... Nie obchodziła mnie śmierć Christiana, może odrobinę tak, bo był ojcem Chrisa... Ale mój były nie powinien sprawować nad nim dłużej opieki. Spowodował wypadek po pijaku na dodatek z dzieckiem na tylnym siedzeniu. Co za kretyn!
-Jedziemy do Forks?-Spytał Leon.
-Tak.
   Wszedł partner mamy do salonu. Uniosłam brwi. Przecież on był o sześć lat młodszy od mojej mamy. Jezu... oszalała chyba. Jednak zachowałam resztki godności i przywitałam się z nim jak należało.
-Jasper, miło mi was poznać.-Uśmiechnął się.
-Mi również.
   Ta, jasne. Wciskaj kit dalej. 
-A mi nie.-Wzruszył ramionami Leon.-Nie chcę tu siedzieć, jedziemy?
   Mama przekrzywiła głowę i spojrzała się na Leona błagając, by się zachowywał jakoś w stosunku do jej partnera.
-W dupie to mam, nie obchodzi mnie koleś młodszy o kilka lat od ciebie.-Parsknął śmiechem i wyszedł.
   Spojrzałam na mamę i przytuliłam ją.
-Potrzebuje czasu.-Szepnęłam do nich.-Nie przejmuj się mamo. On taki jest.
   Widziałam, że mamie było przykro.
-Wszystko Chris ma ze sobą?
-U ciebie w domu są jego ubrania.
-Dobra... Zabawki, wszystko jest?
-Pokój tak jak był tak został. -Uśmiechnęła się.
-Dziękuję ci. Do zobaczenia.
   Weszłam do samochodu i zignorowałam brata. Christoph zasnął z tyłu.
-Jak dobrze, że nic mu się poważnego nie stało...-Złapałam się za głowę.
-Mówiłem.-Odparł z uśmiechem.
-Zachowuj się w stosunku do...
-DO Jaspera? Powaliło cię.
-Mi też on nie odpowiada ale zachowuj się w miarę...
-Ty zawsze taka miła, ułożona. Grzeczna. Ja jestem twoim przeciwieństwem. Pieprzę te zasady które ty sobie ustalasz.
-Nie mam żadnych zasad, tu chodzi o kwestię wychowania Leon.
-Jasne.
-I się odzywaj przy Chrisie.
-Śpi.
-Ale to nie zmienia faktu, że masz się zachowywać.
 

***Oczami Leona***

   W domu zadowolony z siebie, że już jestem w Forks poszedłem do lasu. Czas rozpocząć szukanie Valentiny. Gdy łaziłem po lesie czułem, że była tuż za mną.  Odwróciłem się i zobaczyłem ją.
-Niezły masz węch jak na psa.
-Mylisz rasy pijawko.-Uśmiechnąłem się.
-Gdzie zniknąłes, zaczynałam tęsknić.-Szepnęła teatralnie zrozpaczona.
-Moja rodzinna sprawa.-Zbliżyłem się do niej z szerokim uśmiechem a potem oparłem się o drzewo.
-Nie zabijesz mnie?-Spytała lekko zaskoczona moim spokojem.
-Nie mam ochoty.
-Bo?
-Nie wiem.-Odparłem.
-Widzę, że masz przy sobie spluwy. I tak strzelisz to przeżyję.
   Wyjąłem fajkę i zapaliłem.
-Chcesz?-Spytałem.-Wiesz, bawi mnie to zabijanie, bieganie jak idiota po lesie... Ale teraz moja siostra potrzebuje pomocy. Nie mogę narażać swojego życia. A ta robota właśnie z tym się wiąże.
   Wzięła ode mnie fajkę i zapaliłem jej. Była niska, mogłem na nią patrzeć z góry co mnie bawiło. Ale maskowałem rozbawienie idealnie.
-Nudzi mi się tutaj. Szukam rozrywki. A zabawa z tobą w kotka i myszkę to cudowna zabawa. Chociaż to mnie bawi. -Zaciągnęła się.
-Nie mogę rozmawiać z wampirami, ale pierdolę zasady. Ty też powinnaś to robić jeśli ktoś takie ci narzuca.
-A jest inaczej?-Zaśmiała się.
-Nie wiem. Nie znam cię. Ale nie wiem czemu jesteś tak wredna, że aż dorównujesz mi.
-Jestem w tym lepsza. -Zaśmiała się a ja wraz z nią.
-Wątpię ślicznotko. Muszę się zwijać. O osiemnastej są tutaj zwiady łowców, więc uważaj.-Mrugnąłem do niej i zgniotłem spalonego papierosa.
-Ostrzegasz mnie przed nimi?-Zdziwiła się.
-Bo ty jesteś moim celem, nie tych bezmózgich kretynów.
   Odszedłem prosto do domu. Chrissy zaraz musi iść na zajęcia a ja musiałem zająć się młodym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: