poniedziałek, 30 marca 2015

Od Chrissy

 ***Oczami Leona***

  Siedziałem w lesie z chłopakami. Była noc, moja siostra nie wracała. Nagle usłyszałem strzał. Zerwałem się na równe nogi i dobiegłem do miejsca... gdzie leżał martwy Marcus. Wiedziałem, czyja to sprawka. Czułem jej zapach z ciała kolegi. Flynn zabrał go do szpitala. Ja szukałem Val. Nabiłem pistolet werbeną i szukałem dziewczyny. Gdy ją wyczułem, strzeliłem. Nie wiem czy chciała zaatakować, po prostu bez wahania werbena była w jej brzuchu. Rana po chwili zniknęła a w środku była fiolka z werbeną.
   Zaszokowana patrzyła na mnie.Zbliżyłem się do niej.
-Nie będziesz zabijać kogo ci się zachce.
   Dostałem telefon od mamy. Płakała.
-Co się dzieje?
-Chrissy... Miała wypadek... Poszła na salę ale...
-Co kurwa?-Wycedziłem i pojechałem tam.
   Wbiegłem do szpitala i mijałem lekarzy,pielęgniarki i pacjentów. Znalazłem mamę przy sali operacyjnej. Wyczuwałem od niej chłód, silniejszy niż powinna. Z twardą miną patrzyłem na zamknięte drzwi do sali.
-Co jej robią?-Spytała mama gdy pani doktor wyszła z sali.
-Chrissy jest w bardzo ciężkim stanie... Rany nie goją się tak jak powinny u wampira...
   Kolejna która wie o wampirach? Dajcie spokój.
-Lili, będzie wszystko dobrze, prawda?-Spytała szeptem matka.
-Powinna jutro się wybudzić. Ale trudno to powiedzieć. Odniosła wiele ran.

   Cholernie się martwiłem. Czekałem aż się wybudzi, olałem szkołę, treningi, wszystkie inne obowiązki. Kazałem Allie pilnować Christopha. Zabrała go wraz z El do domu Woodów. Elise wiedziała co się stało. Na milion procent Allie wygadała to Dantemu,Elise,Emilie i reszcie świata.
   Nie obchodziło mnie nic.
   Zdałem sobie sprawę, co zrobiłem Valentinie. Musiałem ją znaleźć. Nie było to trudne, od razu wyczułem jej zapach. Była w domu Kat. Wszedłem tam bez pukania, Val była sama. Miałem przy sobie przyrząd do wyciągania takich trucizn, wziąłem to po drodze. Dziewczyna stanęła w drzwiach i gdy miała się na mnie rzucić, wysunęła kły w geście obronnym ja podniosłem rękę do góry z przyrządem. Małym pistolecikiem.
-Nie chcesz żebym ci to wyjął?
-To jest we mnie kretynie!
-Dzięki temu - wskazałem na przyrząd - uratuję ci życie. Siadaj.-Nakazałem.
   Wykonała moje polecenie nieufnie patrząc mi w oczy. Wyciąganie trucizny i małej fiolki zajęło mi sporo czasu. Ok. dwóch godzin. Nie byłem perfekcjonistą, ale tutaj musiałem być ostrożny. Wyszedłem nie zwracając na nią uwagi. Nie powinienem wyżywać się na niej.

***Od Chrissy***

   Głowa mnie bolała. Wszystko mnie bolało. Kręciło mi się w głowie, czułam się strasznie. Gorzej niż przedtem. Lilianna weszła do mnie trzymając kartę badań i pytała o podstawowe rzeczy.
-Cieszę się, że się wybudziłaś, tak jak przypuszczałam. Powiedz coś Chrissy.-Poprosiła.-Jak się czujesz?
-Źle.-Mruknęłam.
-Nie masz złamań. Ciesz się swoją połówką wampira... Jedna z ran miała ślad, to był kołek. Kto ci to zrobił?
-Nie domyślasz się, Lili?-Chrząknęłam by nie brzmieć jakbym miała chore gardło.
-Nie mów mi, że to Riley.
   Milczałam, a ona zła podeszła do drzwi.
-Obiecasz mi, że nikomu o tym nie powiesz. Nikt ze sfory ma nie wiedzieć.
-On cie zabije...
-Dawno na to zasłużyłam. Jeśli dowie sie że komuś o tym powiedziałam to zabije Christopha.
   Ominęła temat. Wróciła do mnie czekając na kolejne pytanie.
-Kiedy będę mogła wyjść?
-Za dwa dni. Na ten czas będę cię nadzorować.
   Gdy wyszła wleciał na salę Christoph.Położył się koło mnie uważając, by nie zrobić mi krzywdy. Uśmiechnęłam się i przytuliłam go chociaż było mi trudno poruszać czymkolwiek. Może nie wytrzymam... i umrę? Riley wtedy będzie zadowolony a Chrisowi nic się nie stanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: