Gdy siedziałam u Katherine zjawił się Samuel i Damon. Zachowywali się jak bracia, byli różni ale... polubili się. Nawet byli trochę podobni do siebie.
Sam usiadł koło mnie, wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia i nerwowo odparłam.
-Idź denerwuj kogoś innego,co?
-Masz z tym problem?
-Idź z nią pogadaj.
-Nie chcę.
-Idź.
Odszedł, a ja miałam cały czas uszy szeroko otwarte na tą dwójkę. Poszli na bok do kuchni. Wsłuchałam się w to co się tam dzieje. Gdy sytuacja zaczęła się komplikować... Musiałam chyba wkroczyć.
-Nie czuję do ciebie tego Sam...
-Ale ja czuję. Kat... wiem, że mnie kochasz.
-Jak brata!
-Kat...-Podniósł głos a ja zjawiłam się w sekundę w kuchni.
-Sam, myślę, że powinieneś iść...
Nagle Nathan się zjawił Słyszał całą rozmowę lub być może widział, jak Samuel obmacywał Kat. Będzie gruba akcja...
-Odpierdol się od niej.-Warknął Nat.
-Uspokój się...
-Mówiłem, że przez nią będą kłopoty i problemy!-Wskazał na mnie.
-Nie...
-Ma racje.-Przerwałam kłótnię.-Przeze mnie są cały czas problemy. Powinniście żyć swoim życiem a ja... powinnam się usunąć...
-Co ty mówisz?-Krzyknęła zrezygnowana Kat.
Elise zjawiła się w drzwiach a ja podeszłam do Katherine i spojrzałam jej w oczy.
-Do ślubu z Nathanem będziesz ograniczała ze mną kontakt. Potem... Zdecyduję jak powinnaś o mnie zapomnieć.
Odsunęłam się od niej i minęłam zaszokowaną Elise. Dogoniła mnie przed domem Kat gdy otwierałam drzwi samochodu.
-CO to było?
-Szybkie,skuteczne zahipnotyzowanie człowieka.
-Przecież to ją zabolało, dlaczego to zrobiłaś?!
-Bo... Czas na zapomnienie o mnie. Nie chcę żeby ich związek się rozpadł. Przeze mnie zawsze wszystko się kończy... Teraz ja przestane zużywać tlen bo nie mam szans na szczęśliwe życie. Nie ma dawnej Chrissy... Jest wrak człowieka, Elise... Ty też o mnie zapomnij. Ułatwisz sobie sprawę.
-O co ci chodzi?Jak możesz tak mówić?! Mogę ci pomóc...
-Nie! Nie możesz!-Krzyknęłam zrozpaczona i właśnie nadeszła burza.
-Nie da się pomóc. -Pokręciłam głową i zaczęłam płakać.-Odejdź. Po prostu to zrób.
Odjechałam.
Kiedy byłam w domu właśnie rozmawiałam z Leonem. Próbował mnie rozbawić,ale nie udawało się to. Raz się uśmiechnęłam, to ostatnie chwile mojego życia, muszę udawać przed bratem, że jest ok.
-Możemy jeszcze raz zajarać trawkę.-Uśmiechnął się do mnie a ja spojrzałam w okno.
-Nie Leon. Nie możemy.
-Co jest?
-Jestem zmęczona. Miałeś iść na trening... Leć. Ja zostanę.
Poszłam na górę do pokoju gdy brat się zmył. Pocałowałam Chrisa w czoło gdy smacznie spał. -Kocham cię.
Starłam łzy i usłyszałam na dole hałas.
Zeszłam i zobaczyłam Rileya. Miałam ochotę wydrapać paznokciami dziurę w ścianie i uciec.
-Umowa była inna...
-Siadaj.-Nakazał a ja wykonałam polecenie.
Usiadł na przeciwko mnie i z uśmiechem mnie obserwował. Patrzył jak się kulę ze strachu.
-Myślałem jak będzie wyglądać twoja śmierć... Co powiesz na powrót do agencji?
-Nie możesz tego zrobić... Riley... Błagam... Nie rób tego...
Roześmiał się.
-Zamknij się.
-Mówiłeś że mnie zabijesz...
-Chcesz chronić syna. Uroczo. Tylko, słońce... Ja odgrywam się na wszystkich. Twoje odejście zaboli każdego, a do agencji żaden się nie zbliży by cię uratować. Mnie bawi to, że się panicznie boisz tego miejsca.
-Błagam... Nie zabieraj mnie tam...-Zaczęłam płakać. Byłam przerażona.
Nie byłam w stanie tam wrócić. Nie wiedziałam jak bym to przeżyła. Chyba bym umarła po pierwszej operacji.
-Nie zrobisz tego... Błagam...
-Niczym mnie nie przekonasz. Ale twoje błaganie mnie bawi.-Zaśmiał się.-Masz jeszcze dwa tygodnie. Zastanów się jak je zmarnujesz.
-Błagam, nie zabieraj mnie tam!-Krzyknęłam a on zniknął.
Usiadłam pod ścianą i rozpłakałam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz