-Kto ci to zrobił?-Warknęła zła Allie obserwując siniaki na ręku.
-Mam ich wiele, Allie...
-Tych nie widziałam... Pokaż. Ewidentnie są to ślady od uścisku dłoni. Kto.
-Nie wiem... nie pamiętam... to w agencji...-Kręciłam by wybrnąć z tego ale zakopywałam się głębiej.
-Okej, sama to sprawdzę.
Po chwili zacisnęła usta w kreskę i wściekła wybiegła z domu.
Oczami Allie...
Biegłam przez las kierując się do domu Woodów. Po drodze wpadłam na Ethana.
-A tobie co?
-Twój pieprzony braciszek Nathan się stał!
-Co masz na myśli?
-Przez niego Chrissy ma siniaki na nadgarstku. A w ogóle co cię to obchodzi? Nawet się nią nie zainteresowałeś, nie chciałeś wiedzieć co z nią się działo. Leć i oświadcz się tej swojej laluni. Chrissy i tak zależy na twoim szczęściu chociaż wie co zrobiłeś. Nie rozumiem jej, może dlatego, że nadal cię kocha i chce dla ciebie najlepiej? W ogóle po co ja ci to mówię, idź już. Wszyscy faceci są tacy sami, cholerrrrni pantoflarze.
Pobiegłam do domu i rzuciłam Nathanem o ścianę uważając na Alanka. Był dla mnie skarbem którego nigdy nie będę miała. Chroniłam go jak tylko mogłam. Dobrze, że nie był w pobliżu swojego tatuśka.
Przywarłam go do ściany i potrząsnęłam nim wydzierając się na niego.
-Zadowolony?!
-Ale o co ci chodzi?!-Zjawił się Dante odciągając mnie.
Nie było to dla niego wielkim problemem, bo jego darem była niewiarygodna siła, ale i tak udawało mi się mu wyrywać. Przewidywałam jego każdy krok. Każdego z nich, co ułatwiało mi sprawę.
-Twój braciszek mało co nie złamał ręki Chrissy!
-Naoglądałaś się za dużo filmów...
-Nie, ona mówi prawdę.-Machnął ręką Nathan.
-Gdyby nie to, że jesteś szczęściem mojej przyjaciółki i synem tego małego to bym ci oderwała łeb. -Rzuciłam nim tak, że wyleciał przez drzwi aż do strony lasu. -Chociaż tyle mogę mu zrobić.
Dante złapał mnie za ramiona i uspokajał.
-Porozmawiaj ze mną. -nalegał.
-I tak mnie zdradzisz znów.
-Nic między nami nie doszło, tylko je pogłaskałem i zabiłem!-Machnął ręką.
-''Pogłaskałem''? Mam to rozumieć jakoś szczególnie?!
-Ale ty jesteś zazdrosna.
-Ty też, jak na tamtej imprezie przywalał się do mnie barman!
-Przepraszam. Wiesz, że nie zrobiłem tego celowo. Byłem głodny. Trudno mi opanować głód.
-No dobra! Ale nie będę ci tak ufała jak wcześniej.
Podeszłam do Alana i podniosłam go.
-No i gdzie tatuś?-Spytałam słodko do małego.-Tatuś dostał w kość od małej bezbronnej Calineczki!
-Ćalinećki?
-Tak!-Zaśmiałam się.-Nathan!
Podbiegł do mnie i odebrał mi Alana. Spojrzał mi w oczy kryjąc rozbawienie.
-Jeszcze ci oddam ropucho.
-Czekam.-Zaćwierkałam.
-Co z Chrissy?-Spytał Dante kiedy Nat poszedł.
-Źle. Bardzo źle. Nie wiem jak z nią rozmawiać, nie umiem jej przekonać do najprostszych rzeczy! Żeby przestała gotować, przestała sprzątać, przestała łazić gdzieś sama. W każdej chwili rany mogą się jej otworzyć...
-Jak to otworzyć?
-Nie wiesz?-Westchnęłam.-Naomi ją zabrała i tam torturowała, wstrzykiwała różne substancje do jej organizmu by ją osłabić. Nao straszyła ją, że zabierze nas do agencji, ale Chrissy zareagowała i robiła im tam piekło. Wypuszczała istoty trzymane tam... oblewała trucizną i kwasami lekarzy... Wszystko by nas chronić. Potem Naomi oddała ją do szpitala bo była jej nie potrzebna. Wtedy zjawiłam się ja z Katherine i zabrałyśmy ją chociaż tego nie chciała. Nadal chce wrócić bo boi się o nas. No i... Nie wiem jaki jest jej stan. Nikt nie wie. W każdej chwili może albo umrzeć albo zemdleć... Jeśli nie weźmie lekarstw to zapadnie w śpiączkę i nie wiadomo czy się wybudzi, śpiączka ta może być wieczna.
Chrissy jest sama, nie chciałam by cokolwiek się jej stało. Jest bardzo spokojna, stała się bardzo miła i wyrozumiała... Zniknęła część wredoty. Teraz chce być inna... Czemu się tu dziwić? Jest osłabiona... szkoda mi jej... Nic nie mogę zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz