Minęło parę dni. Elise chodziła jak nabuzowana.
- Mówiłem, że to ma być skromna uroczystość - westchnąłem znużony.
- Ethan! Ślub w naszej rodzinie to coś, co zdarza się dosłownie raz na wiek! Nie może być to zwykła ceremonia!
Widząc stos zaproszeń czekających na mój podpis złapałem się za głowę.
- Elise, ja tego nie zdążę podpisać!
- Nie dbam o to - odparła rozkładając ręce.
Dante stojący obok niej wybuchł śmiechem.
- Co cię tak bawi? - mruknąłem.
- Noc poślubna też będzie tak wystawna? - zamruczał jak kot.
- Puknij się w ten swój durny łeb - mruknąłem i usiadłem za stołem.
Podpisywałem po kolei każde zaproszenie, jeśli uznawałem, że osoba powinna być zaproszona. Prawie przy każdym zgłaszałem swoje wątpliwości, ale Elise siedząca naprzeciwko, wszystko gasiła, jednym zdaniem: "To nasza daleka rodzina, co oni sobie o tobie pomyślą?"
- Nie znam żadnej, ciotki Clary! - warknąłem w pewnym momencie.
- Oj znasz - mruknęła Emilie wchodząc do pokoju - Gdy byłeś jeszcze młody i niedoświadczony... Zostawała z tobą, by cię przypilnować pod moją nieobecność.
- Ta Clary? - odparłem zdziwiony.
- Właśnie ta - roześmiała się matka.
Podpisałem jeszcze parę zaproszeń i wreszcie zamarłem.
- Co to ma być?
Elise przechyliła mi się przez ramię.
- No co? Nie zaprosisz Chrissy i jej brata?
Przygryzłem wargę.
- Jestem pewny, że nie przyjdą.
- Ale zawsze wypada zaprosić - odparła Elise.
Zmrużyłem oczy.
- Ty z nią pogadaj. Po co jakieś głupie zaproszenie wysyłać?!
- Nie gadaj tyle, tylko pisz - burknęła, ale nic nie powiedziała, gdy nie podpisałem i odstawiłem to kretyńskie zaproszenie dla Chrissy.
Godzinę potem, gdy Sophie wstała, przekazałem jej długopis. Pocałowała mnie w policzek i zabrała się do pisania, rozmawiając z Elise.
Przygnębiony udałem się na górę.
Nie chciałem tego ślubu.
Nie chciałem tego wszystkiego.
Chciałem żeby było tak jak dawniej...
Chciałem szczerze kochać.
I być kochanym...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz