Raz udało mi się zasnąć na kilka minut. To było jakoś nad ranem, ale żałowałam, że zasnęłam na te kilkanaście minut. Śniły mi się koszmary, byłam w tej agencji, torturowali mnie i moich bliskich. Ja na to byłam zmuszona patrzeć. Nic nie mogłam zrobić, to było coś okropnego.
Usłyszałam kroki w pokoju, podniosłam się gwałtownie i spojrzałam na Allie.
-Co tu robisz?
-Pilnuję cię.
-Nie słuchaj mojej mamy, jest przewrażliwiona.-Szepnęłam.
-Ale ma rację. Jesteś w ciężkim stanie, kiedy byłaś w szpitalu udało mi się wyciągnąć od lekarza, że miałaś wstrząs mózgu. Teraz jesteś po tych całych przejściach. Jeśli rany znów zaczną ci krwawić to trafisz do szpitala od razu.
-I dobrze. Moje miejsce jest tam.
-Twoje miejsce - usiadła przy mnie. - jest tutaj. Nie możesz wieczności spędzić na siedzeniu tam.
-Mogę. Tam powinnam siedzieć i gnić z bólu.
-Wkurzasz mnie.-Uśmiechnęła się szeroko.
-Nie możesz mnie pilnować cały czas.
-Racja, nie mogę. Ale chcę.
-Nie. Moja mama cię o to poprosiła.
-Ona wyjechała z Forks do Seattle.-Westchnęła jakby kamień spadł jej z serca.- Tutaj ją rozpoznawali, jest znana w miasteczku. W Seattle będzie miała pewność, że nikt jej nie rozpozna. Będzie cię odwiedzać w weekendy i czwartki. W te dni ma wolne. Pracuje w redakcji.
-Co tak pachnie?-Zmrużyłam oczy.
-Twoje śniadanie się przypala. Damon, kretynie!-Krzyknęła i popędziła na dół.
Wstałam i ubrałam się. Mój pokój wyglądał tak jak kiedyś. Gdy tu trafiłam zdewastowałam go. Były tu zdjęcia Naomi, co sprawiło, że zniszczyłam wszystko. Moje dłonie były poranione od szkła, bo stłukłam lustro.
Po prostu dziwnie być w domu.
W łazience zmieniłam opatrunek ran. Bandaż był zakrwawiony. Znowu. Przecież pomagałam tylko mamie ogarniać dom, nie przemęczałam się. Poza tym nie jestem starszą osobą, tylko zwykłą dwudziestolatką która ma kilka ran na brzuchu. Lekarze podobno je zszywali.
Zabolało mnie wszystko w środku kiedy sobie o tym pomyślałam.
Na dole pachniało goframi. Bez wyrazu żadnych uczuć na twarzy usiadłam na krześle. Zdziwiłam się widząc Damona. Popijał z gwinta jedną z wódek z mojego barku. No tak, zdążył się już zadomowić.
-Czemu tu jesteś?-Spytałam słabo.
-Ja? Bo Allie ma studia i teraz w sumie kiedy wyjechała twoja mama, którą bardzo ale to bardzo polubiłem... tak nawiasem - niezła jest...
-Damon...-Ostrzegłam go.
-No spoko, nie będę się do niej dobierał! Jedyna z miliona dziewczyn której nie poderwę.
-I się nie prześpisz.-Zaznaczyła dobitnie Allie.-Lecę. Damon ty też.
-A tak tak. Masz się nie przemęczać, masz tu śniadanie a ja lecę na studia.
-Damon i studia?
-Tak! Namówiłam go. Po setkach lat czas się zacząć uczyć.
-Mam na to wieczność.-Dodał.
-A jak się czujesz?-Spytała Allie a ja wzruszyłam ramionami.
-Źle.
-Bardzo źle.-Poprawiła mnie Allie grzebiąc mi w myślach.
-Nie rób tego. Wiem, kiedy to robisz.-Zagroziłam jej.
-Ale...
-PRZESTAŃ!-Wrzasnęłam.
-Okej... spokojnie. Weź te tabletki, bez nich możesz zemdleć... jedna dziennie. Ja cię z tym nie przypilnuję, więc masz je wziąć.
-IDŹ JUŻ!
Olałam tabletki i usiadłam w fotelu z kubkiem gorącej kawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz