wtorek, 17 marca 2015

Od Ethana

- Co Chrissy? - spytałem z niepokojem, tym razem ja go zatrzymując.
- Może nie na ulicy? - odpowiedział ironicznie i wszedł do jakiegoś lokalu.
Sfrustrowany wywróciłem oczami i poszedłem za nim.
W środku było tłoczno. Gdybym był człowiekiem, zapach dymu na pewno wprawiłby mnie o ból głowy. Tu natomiast jako wampir czułem tylko krew ludzką przemieszaną z potem. Nie czułem teraz pragnienia, tylko... obrzydzenie.
- Musiałeś akurat wybrać tą spelunę? - mruknąłem rozdrażniony siadając przy brudnym, obklejonym stoliku. Jakiegoś grubego faceta, który właśnie zrobił awanturę, wyprowadzili ze środka.
Złapałem się za głowę i westchnąłem. Powoli zaczynałem mieć wszystkiego dość.
- Wybrałem to miejsce bo nikt nas nie podsłucha - syknął Dante i spojrzał mi prosto w oczy - Co się z tobą ostatnio dzieje?
- Ze mną? - spytałem zdezorientowany - Mówże co jest z Chrissy - mruknąłem zrezygnowany.
Nawet nie zauważyłem jak wstał i stanął w drzwiach.
-  Powiem ci jak mnie złapiesz - uśmiechnął się złośliwie 


http://media.giphy.com/media/33a1rxDEmfois/giphy.gif

Instynkt czym prędzej nakazał mi się poderwać i biec za nim. Tak też zrobiłem, tylko obaj powoli wyszliśmy z klubu. Ulica była pusta, więc Dante puścił się biegiem.
Zauważyłem, że skierował się na obrzeża miasta.
Mądre rozwiązanie.
Wiedziałem, że nie będę miał problemów z dogonieniem go, jednak gdy byliśmy już daleko poza siedzibami ludzkimi, zaczął we mnie rzucać różnymi sprzętami. Może byłem szybszy... Ale trochę słabszy.  I trudniej mi było odrzucać ciężkie przedmioty (np. auta) zwłaszcza gdy leciały z dużą prędkością na mnie.
Sfrustrowany odrzuciłem kolejny kontener i pomyślałem o Chrissy.
Musiałem się dowiedzieć co się stało.
Przyspieszyłem i zacząłem stosować inną taktykę. Omijałem przedmioty i choć to też zabierało czas... Lepiej na tym wyszłem.
Na skraju jakiegoś lasu Dante był mój.
Wskoczyłem na niego i zwaliliśmy się na ziemie.
- Zejdź ze mnie ślicznotko - mruknął leżąc na plecach, a ja roześmiałem się i wstałem.
Miał okazje, żeby znowu uciec. Ale nie uciekł. To był Dante.
Zawsze honorowy.
Wziąłem się pod boki.
- No to mów wreszcie - zażądałem.
- Spokojnie - parsknął - Może jednak wrócimy do...
- Tej speluny? - wszedłem mu w słowo i pokręciłem powoli głową - Nie, dzięki. Mów.
Przewrócił oczami i oparł się o pień.
- Daj odsapnąć....
- Dante - syknąłem ostrzegawczo.
- No dobra, dobra już mówię - mruknął i zmienił wyraz twarzy na poważny.
Atmosfera momentalnie się zmieniła. Chyba nawet ptaki przestały śpiewać.
- Chrissy ma.. - urwał, jakby się zaciął.
Spróbowałem mu wejść do umysłu, ale widać tu moja dziewczyna też majstrowała...
- No co ma? - nacisnąłem go, licząc na to, że sam mi powie.
Stało się z nim coś dziwnego. Oczy zaszły mu mgłą, a po chwili jakby się ocknął.
- Miała wypadek - zakończył dziwnym głosem.
- Jaki... jaki wypadek? - spytałem zaszokowany.
Dante coś mówił, ale go nie słuchałem.
Szedłem prosto przed siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: