piątek, 27 marca 2015

Od Ethana

 Szwendałem się bez celu po pustym lesie. Nie wiedziałem czy dziś wrócę do domu. Czy w ogóle kiedykolwiek wrócę..
Od godziny po głowie chodziło mi tylko jedno.
Gdy zobaczyłem Chrissy... Kompletnie się załamałem. Zbyt długo starałem się być twardy. Zbyt długo trzymałem to wszystko w sobie.
Teraz miałem wszystkiego dość.
Po co miałem dalej żyć? Ciągnąć to wszystko?
Dzieckiem zajmie się moja rodzina.
Nikomu nie byłem, nie jestem i nie będę i tak już potrzebny.
Westchnąłem ponuro i zawróciłem.
Wiedziałem już, gdzie się udać.
Chciał mnie zabić, ale mu nie wyszło... Postanowiłem spełnić jego życzenie.
"Kogoś takiego jak ty..."
Czyli oszusta, żałosnego idiotę, największego kretyna na tym świecie...
Miał rację.
 Przyczaiłem się pod domem i czekałem cierpliwie. Wiedziałem, że w środku jest Chrissy i jej brat. Nie mogłem teraz tak sobie wejść gdy ona była w środku... Może mnie nienawidziła, ale jej charakter i sumienie nie pozwoliłoby mi na uczynienie tego, o czym od dłuższego czasu myślałem.
 Godziny mijały, a ona siedziała w domu. Nie miałem więcej czasu, bo jeszcze bym się rozmyślił... Wyjąłem telefon z kieszeni. Chrissy na pewno nie miała już mojego numeru.

"Chrissy tu ja Allie. Pisze z innego telefonu, bo mój gdzieś zapodziałam. Pisze, a nie dzwonie, bo wiem że się uczysz i nie chciałabym ci przeszkadzać.. Muszę ci powiedzieć coś ważnego, więc jak tylko odczytasz tego sms'a, przyjedź w " nasze" miejsce. Czekam".

Wysłałem sms'a i cierpliwie czekałem.
 Po dziesięciu minutach już mknęła w stronę swojego samochodu. Pouczyła jeszcze naburmuszonego brata i odjechała.
To była moja szansa. Nie mogłem zwlekać. Zaraz dojedzie na miejsce i gdy tylko zorientuje się, że Allie tam nie ma, zawróci...
Czyli miałem jakieś piętnaście minut.
Błyskawicznie dopadłem drzwi wejściowych. Gdy tylko wszedłem usłyszałem syk.
- Wiem, że tu jesteś pijawko... - z kuchni wyłonił się Leon - Po co przyszedłeś? Szukasz śmierci?
Uśmiechnąłem się rozbawiony z powodu trafności jego groźby.
- Tak, szukam.
Przez chwile milczał, zastanawiając się zapewne czy to prowokacja. Potem odparł powoli.
- Chrissy nie ma. Jeśli przyszedłeś błagać o przebaczenie, nawet się nie fatyguj...
Pokręciłem głową.
- Nie przyszedłem błagać o wybaczenie...
- Więc? - zainteresował się wyraźnie.
- Mam do ciebie pewną sprawę...
- Sprawę? - uniósł wysoko brwi i oparł się o ścianę - A jaką to sprawę możesz mieć ty wampirze do mnie?
Westchnąłem i spuściłem wzrok.
- Chcę... Chcę żebyś mnie zabił - wydusiłem.
Nastała cisza. Po chwili młodzik się roześmiał.
- Żartujesz sobie, nie?
- Mówię całkiem poważnie - odparłem gładko.
- Ty naprawdę jesteś świrnięty - powiedział i kręcąc głową śmiał się.
Odczekałem chwilę i spytałem.
- Zrobisz to czy nie?
- Ty tak serio...?
- Całkiem serio... - zadrżał mi lekko głos.
Wzruszył ramionami.
- Mógłbym to zrobić, ale... boję się, że Chrissy będzie zła.
Pokręciłem powoli głową.
- Nie będzie, zapewniam cię. To jej nawet na rękę.
Znów wzruszył ramionami.
- Skoro tak mówisz... - wyciągnął pistolet z werbeną i wycelował mi w serce.
Zamknąłem oczy i czekałem na szybką śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: