Umierać a jednak nie umierać. To strasznie męczące. Kolek nasączony w werbenie tkwił tuż obok mojego serce dotykając go. Żyłam ale nie mogłam się ruszać, nawet oczu otworzyć nie mogłam czy też czegoś powiedzieć. Męczyłam się. Chciałam już zginąć. Do głowy przychodziły mi różna myśli np.: dlaczego moi przyjaciele mnie nie ratują, co z nimi się dzieje, czy spisali mnie już na straty. Wrzała we mnie złość ale i smutek. Chciałam umrzeć ale jednak pragnęłam żyć. Pełno było we mnie w tej chwili sprzeczności. A chciałam po prostu przeżyć swe życie w spokoju. Czy to aż tak wiele? Chciałam przeżyć chociaż te 40 lat bo jak na tamte czasy w których się urodziłam był to wiek spokojnej starości. Doczekać wnuków a może i prawnuków. To było to me marzenie. Jednak miłość, marna nadzieja, naiwność i mały spisek przekreśliły to wszystko. Czy dane mi żyć w nieszczęściu, bólu, smutku i troskach? Ale jak tu nazwać takie życie życiem? Jak żyć skoro jest się przeklętym? Dane mi najwyraźniej życie pełne tego czego nikt by nie chciał a nawet swemu najgorszemu wrogowi bym tego nie życzyła.
Oddech bym łapała z trudem jednak oddychać nie musiałam. Byłam bowiem żywym, nieżywym trupem! Wampir to nie istota żywa ale jednak żywa! Sprzeczności ciągły się za mną od setek lat. Od dawna nikogo nie kochałam a teraz trafił się Mike. Bolało mnie to uczucie którym go darzyłam. Jego przeznaczeniem jest być łowcą, zakochać się w człowieku, mieć duży dom a w nim dzieci i psa. A moim? Moje życie pełne jest bólu. Nie chce go wnosić do życia ukochanego. Nie jestem go warta. Nawet dzieci nie mogłam mieć. Śmierć byłaby najlepsza. A mogę przecież umrzeć. I nie muszę nic czuć. Mogę to wyłączyć. Wyłączyć uczucia. Jest to takie łatwe jak naciśnięcie przycisku. Tak, to jest dobre porównanie. Po prostu wyłączyć to. I tak też uczynię. Wyłączę to a kiedy ( o ile wyciągną mi kołek ) zabije ich a potem sama się jakoś zabije albo nie zabije ich tylko sprawie by oni mnie zabili.
Wyłączyć.
I tak też uczyniłam.
Oddech bym łapała z trudem jednak oddychać nie musiałam. Byłam bowiem żywym, nieżywym trupem! Wampir to nie istota żywa ale jednak żywa! Sprzeczności ciągły się za mną od setek lat. Od dawna nikogo nie kochałam a teraz trafił się Mike. Bolało mnie to uczucie którym go darzyłam. Jego przeznaczeniem jest być łowcą, zakochać się w człowieku, mieć duży dom a w nim dzieci i psa. A moim? Moje życie pełne jest bólu. Nie chce go wnosić do życia ukochanego. Nie jestem go warta. Nawet dzieci nie mogłam mieć. Śmierć byłaby najlepsza. A mogę przecież umrzeć. I nie muszę nic czuć. Mogę to wyłączyć. Wyłączyć uczucia. Jest to takie łatwe jak naciśnięcie przycisku. Tak, to jest dobre porównanie. Po prostu wyłączyć to. I tak też uczynię. Wyłączę to a kiedy ( o ile wyciągną mi kołek ) zabije ich a potem sama się jakoś zabije albo nie zabije ich tylko sprawie by oni mnie zabili.
Wyłączyć.
I tak też uczyniłam.
Poczułam jakby.. coś we mnie sie przełączyło. Znikły wszystkie uczucia. Nic nie czułam. Po prostu tak jakby.. nawet tego opisać nie mogłam. Ból który czułam teraz aż do wyłączenia musiał być na prawdę silny skoro przez całe swe życie tego nie uczyniłam a dopiero teraz.
Miałam teraz tylko jeden cel. Zginąć.
***
Musiało minąć parę dni.. a może i tygodni? Wreszcie ktoś wyjął mi kołek. Poczułam ulgę w klatce piersiowej. Jednak jeszcze nie mogłam "odżyć". Musiało minąć trochę czasu. Aż wreszcie otworzyłam oczy. Byłam głodna. Zorientowałam się że jestem w klatce a ręce i nogi mam zakute w tytanowych kajdankach które są dodatkowo przykute krótkim łańcuchem do ściany. Serio? Teraz nawet za bardzo sie ruszyć nie mogłam.
Rozejrzałam się. Zobaczyłam wilkołaka siedzącego naprzeciwko klatki. Zapragnęłam go zabić.
-Twoje oczy sie zmieniły. Nabrały krwistego koloru. Głodna?-zaśmiał się.
-Oj pieseczku.. lepiej zamknij pyszczek i idź do budy zanim sie uwolnię i urwę ci tą śliczna główkę. -powiedziałam słodkim głosem.
-Tym razem ci sie nie uda. Flynn jest wściekły na ciebie. Mam się z tobą bawić dopóki nie wróci Flynn i cienie zabije.
Strzelił mi w głowę. Upadłam i "uparłam".
***
Odzyskałam przytomność jakieś dwie godziny później. Podniosłam się i poczułam ból w czaszce. Musiałam wyciągnąć drewnianą kule. Kiedy to zrobiłam zobaczyłam na nowo tego wilkołaka. Złość wzrastała.
-Wyciągnęłaś kulę nie ładnie.-odparł.-Jednak mam wiele drewnianych kul i innych zabawek. To bedzie długa noc.
Strzelił we mnie kolejny raz jednak tym razem w klatkę piersiową. Krzyknęłam. Może uczucia miałam wyłączone jednak ból odczuwałam.
-Mike nie bedzie zadowolony na wieś o tym że wyłączyłaś człowieczeństwo.-odparł.
-Od kiedy to interesujecie się tak nim i jego szczęściem?
-A to już nie twój interes pijaweczko.-odparł i zaczął strzelać do mnie wodą z werbena z pistoletu na wodę.
Kiedy werbena dotyka skóry.. czuć to tak jakby kwas dotknął ciała. Szczypało, piekło. Jednak musiałam być silna.. Z wyłączonym człowieczeństwem było jakoś lepiej. Czułam tylko ból fizyczny a nie psychiczny. Dzięki temu tak nie cierpiałam. I to mi pasowało jak na chwilę obecną.
( troch jak wierszyk ale co tam xD krótkie bo na tel. Dobranoc :* )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz