sobota, 31 stycznia 2015

Od Chrissy


   Damon nie był sam, to było oczywiste. Nie było go dawno w szkole, a wilkołaki którzy jeszcze byli moimi przyjaciółmi wiedzieli co i jak no i rzecz jasna z kim Damon planuje kolejny atak na mnie czy na ludzi. Wilkołaki pomagające łowcą to pustaki które nie widzą błędów Flynna. Dziwiłam się, bo to był mój przyjaciel, a nie zabójca który ma gdzieś nawet Allie, albo to chodzi też o nią. Możliwe, że głównie o nią, bo przecież ją kocha. Nie spuszcza z niej oka.
   Ze mną co prawda nie było lepiej, wręcz przeciwnie - pogarszało mi się. Rany nie goiły się, co zdziwiło Mike'a. Powiedział mi, że ugryzienia u ludzi goją się zazwyczaj po trzech dniach a od napadu Aidena minęło sporo czasu. Dowie się czegoś od wilkołaków lub Flynna, chociaż nie chciałam by Mike miał coś z nim wspólnego... Jednak nie wiedziałam jak mogę mu wybić z głowy to, by zaczął myśleć normalnie.
   W szkole nawet nie patrzyłam w stronę Ethana,bałam się nawet na niego zerknąć. Skoro nie chce ze mną rozmawiać to nawet na niego nie spojrzę. Głupio mi było, że po tym wszystkim co dla mnie zrobił ja mu tak powiedziałam, chociaż wcale tak nie uważałam.
-Chrissy, co się dzieje?-Spytała Allie zmartwiona.-Wyglądasz marnie... Jesteś bledsza niż wcześniej.
-Byłam...-Zacięłam się szukając wytłumaczenia.- chora...
   Allie widząc moje ugryzienie na nadgarstku zamilkła rozumiejąc powoli co się stało, jednak przy Riley'u nie zadała pytań. Umilkła wpatrując się gdzieś w dal pijąc zapewne jakieś wino w plastikowej butelce po jakimś soku dla dzieci, a wszyscy myśleli zawsze, że to sok wiśniowy. Miała takie pomysły, lubiła pić, ale nie dużo. Ja od jakiegoś czasu przestałam palić i pić... Nie miałam na to czasu ani ochoty.
   Na lunch weszła dziarskim krokiem Jessica i stanęła nade mną zła. No tak, ona pewnie też się o mnie martwiła. Zero znaku życia od kilku dni... Zaniedbałam ją jak i resztę przyjaciół.
-Gdzieś była cały ten czas?!-Wybuchnęła.
-Em...-Spojrzałam na Allie szukając ratunku, jednak ona też nic nie mogła wymyślić.-Byłam chora, tyle.
-A telefon masz do czego?!-Usiadła koło Riley'a który najwyraźniej martwił się o Mike'a.
   Riley wiedział o łowcach i o całym życiu Mike'a bo przyjaźnili się od kołyski. Byli jak bracia, wszystko robili razem, taka przyjaźń zdarza się raz na milion. Mają po dziewiętnaście lat, czyli osiemnaście przeżyli razem, to niesamowite. Mike i tak teraz myśli, że ma Flynna i tylko jego. To jest dziwne, nie powinno tak być. Zawsze dla Mike'go Flynn był ostatnią osobą z którą zacząłby się zadawać, ale widocznie namieszali mu w głowie dość, by przestał czuć cokolwiek i stał się maszyną bez mózgu i serca jak cała reszta popapranych łowców.
-No dobra... Fajnie, że jesteś. -Westchnęła Jess i zaczęła pić swoją kawę.
-Pogadaj z nim, Riley...-Poprosiłam przyjaciela.
-Co ja mam zrobić? Wiesz, że nawet nie słucha Flynna. To co dopiero mnie?
-Porównujesz się do niego? Jesteś dla niego najlepszym przyjacielem, bratem... Błagam cię, potrzebuje pomocy...
-Dobra, Chris. Pogadam z nim.-Wstał i wyszedł. Byłam sama z dziewczynami.
-Kiedy wracają twoi rodzice?
-Dzisiaj.
-Bo jest mecz?-Uśmiechnęła się Allie.
-Oczywiście. Mama nie przepuściła żadnego meczu.
-Zakład, że wygrają Niemcy.
-Oczywiście, że nie.-Pokręciłam głową.-Od kiedy się interesujesz sportem?
-Od kiedy byłam u ciebie na noc i widziałam ciebie i twoją mamę. Padłam ze śmiechu. Kibicujecie jak nienormalne! Dlatego wspomniałam o zakładzie.

   W domu jeszcze nie było rodziców. Pomyślałam, że pewnie wrócą późno, a ja mam czas na posprzątanie burdelu w domu. Kiedy sms mamy pobudził mnie do działania od razu wszystko zaczynało lśnić czystością. Gdyby był tu jakikolwiek brud mama by mnie zamordowała i nie obejrzałybyśmy meczu razem. Byłabym martwa, zamordowana przez własną matkę.
   Tęskniłam też za swoim futrzanym przyjacielem, który rano zawsze lizał mnie po twarzy, szczekał na mnie i nienawidząc mojego brata co rano obsikiwał mu łóżko pokazując swoją nienawiść. Ten pies był skarbem.
   Trzy godziny później padłam na łóżko wyczerpana od sprzątania. Ja tylko czekam aż będę miała swój dom/mieszkanie w mieście i to będzie mój syf. Tylko jeden minus jest taki, że mama zawsze będzie tam łazić i karcić mnie za syf, który będzie wyglądał tak - jedna puszka po jakimś napoju i gdzie nie gdzie kurz.
   Mama przyjechała akurat na mecz, usiadła koło mnie popijając piwo. Ojciec pewnie w pracy i wróci późno.Ja z mamą mogłyśmy wydzierać się do woli kibicując zawodnikom. Wygrała Brytania, a nie Niemcy. Miałam rację, odwróciłam się do mamy i krzyknęłam.
-JEST! Wygrali!
-Cholera! Jak zwykle.
-Rok temu wygrałaś ty.-Zaśmiałam się i przytuliłam ją.
-Masz.-Dała mi pieniądze a wtedy wszedł ojciec.
-A wy znów robicie beznadziejne zakłady o pieniądze? Kto wygrał?
-Brytania ze mną na czele.-Odparłam uśmiechnięta.
   Tata poczochrał mi włosy i przerzucił przez ramię. Byłam zaskoczona. pierwszy raz od dwóch lat zauważył mnie i potraktował jak swoją córkę. Jak małą córeczkę, którą dawno przestałam być. Postawił mnie na ziemię i zawołał mamę, kiedy ta doszła do wniosku, że nigdy więcej nie założy się ze mną o mecz ani o nic innego.
-Kupiliśmy ci mieszkanie.
-Słucham?-Szepnęłam zaszokowana.-Jak to?!
-Doszliśmy do wniosku, że tak będzie najlepiej. Będziesz sama i zaczniesz dorosłe życie.
-Mam osiemnaście lat, już dawno je zaczęłam!-Uśmiechnęłam się i przytuliłam rodziców.-Dziękuje wam.
   Na dół spełzał mój brat od siedmiu boleści i spytał, co się dzieje. Jak zwykle grał w gta czy inną beznadziejną grę nie wartą ani minuty.
-Co się dzieje?
-Twoja siostra się wyprowadza.-Odparła mama.
-Nareszcie!!! Taaaak! Zaczynam dopiero czuć, że żyję!
-Będę was odwiedzać smarku.
-To będę udawał martwego oposa.
-Pasujesz do niego, śmierdzisz i ledwo co się poruszasz.
-Zamknij się.-Odparł i poszedł na górę.

   Rano przyjechała po mnie Allie. Stanęłam koło jej furgonetki witając się z nią, a ona zadała mi pytanie, którego się nie spodziewałam.
-Ostatnio byłaś w szkole z Ethanem... To u niego byłaś?
-Nie, skąd.
-A czemu teraz nawet się z nim nie przywitasz?
-Allie, ktoś taki jak ja nie ma szans na to, by zadawał się z kimś takim jak on.-Odparłam.
-Na pewno na odwrót.
-Nie. To ja źle robię mówiąc to co mi ślina na język przyniesie pod wpływem przerażenia i ciągłego uciekania przed prawdą i innymi rzeczami.
-Co masz na myśli?
Wsiadłam do jej auta i zapięłam pas.Spojrzałam na nią i zaczęłam jej opowiadać o tym, co się dzieje w moim życiu.
-Jak to wampir chce cię zabić?! Mówiłaś to łowcom?
-Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, Allie. Ty nic nie wiesz o tym co ci mówiłam i nikt ma o tym nie wiedzieć. To ma być między nami.
-Dobrze, ale...
-Jedźmy już.-Przerwałam jej wyłączając się ze świata myśląc tylko o tych rzeczach, z którymi nie wiedziałam już jak sobie poradzić...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: