Zawahałem się z dłonią przed drzwiami. Intensywny zapach tego domu... i właścicielki pobudził moje zmysły.
Zacisnąłem zęby... I wreszcie zapukałem.
Usłyszałem gdzieś z góry szuranie po podłodze kapci dziewczyny.
Schodziła.
Otworzyła drzwi.
Zdziwienie.
- Ethan? - wykrztusiła po chwili zdziwienia.
- No ja... - mruknąłem i oparłem się o futrynę.
Ilustrowała mnie przez chwilę wzrokiem. Cisza się przedłużała.
- Może mnie wpuścisz? - spytałem cicho.
Bez słowa odsunęła się i popatrzyła gdzieś w dal.
Poczułem się trochę dziwnie. Chyba nie byłem tu mile widziany...
- Stało się coś? - spytała poprawiając włosy i założyła ręce pod pachami.
Buntownicza postawa.
Leniwie przejechałem wzrokiem po wystroju wnętrza.
Ładny dom.
- Dzięki - ze zdziwieniem zerknąłem na nią. Nie wiedziałem że wypowiedziałem tą myśl na głos.
Zapadła cisza. Ale krępująca. To była raczej ta z tych przyjemnych cisz. Chrissy ilustrowała mnie wzrokiem niemo pytając "Kim ty jesteś Ethan i co do cholery robisz w moim życiu?". Nie było w tym wzroku nic wrogiego, raczej zaduma i szczera ciekawość...
- Pomóc ci w czymś czy coś? - spytała zagubiona kładąc sobie dłoń na karku.
- Chciałem się dowiedzieć, co u ciebie.
- To już wiesz. Wszystko dobrze - wzruszyła ramionami.
Chrząknąłem i popatrzyłem się w okno.
- Damon nadal cię prześladuje, tak? - to nie było pytanie, raczej bardziej odpowiedź.
Nie odpowiedziała tylko wygodnie rozsiadła się na kanapie i spytała ironicznie.
- Jak tam Dante?
Przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Już ci to tłumaczyłem...
- Taka prawda że Dante i Damon są tacy sami - wyrwało jej się.
Zmrużyłem oczy i syknąłem przez zęby.
- Jak możesz tak mówić...?
- Ten i ten obaj chcieli... a może nawet nadal chcą mnie zabić - wzruszyła ramionami - Nie widzę żadnej różnicy.
- Ale ja widzę - odparłem zły - Dante chciał, ale nie mógł się kontrolować. Natomiast Damon... To po prostu mściwy, wredny krwiopijca.
Prychnęła.
- A Dante niby nie? Widzę to w jego oczach. Najchętniej by wszystkich pozabijał. I wiesz co ci jeszcze powiem...?
Spiąłem mięśnie wyczuwając jej buntowniczy nastrój.
- Że jesteście tacy sami.
Zamilkłem. Tego się nie spodziewałem. To był dla mnie cios poniżej pasa.
Nie skomentowałem tego. Ruszyłem ku wyjścia, a dumna Chrissy nie ruszała się z kanapy nieruchomo patrząc w okno. Masz chłopie to co chciałeś... - mruknąłem do siebie w myślach. Zainteresowałeś się zwykłą, kruchą dziewuchą, która i tak umrze niemalże za chwile, a ona tak ci się pięknie odwraca. Zdenerwowany zatrzasnąłem drzwi i podszedłem szybko do mojego samochodu.
- Koniec wtykania nosa w nieswoje sprawy Wood - pomyślałem i wsiadłem do samochodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz