piątek, 16 stycznia 2015

Od Annabeth 11.Things We Lost In The Fire.

  Dużo się zmieniło w moim życiu, a może tylko mi się tak wydaje? Tęskniłam za kontaktem z mamą i ojcem, nie odzywali się, nie odbierali telefonu, za Mią jak i Kat też tęskniłam... Nie mogłam się do nich dodzwonić,Lee zabraniał mi kontaktu z nią. Dlaczego akurat z Mią? Cóż takiego mogłabym jej zrobić jednym telefonem? Czułam, że to już nie ja... To nie to dawne życie, to, co kiedyś było dla mnie normalne stało się dziwne i niezrozumiałe.
  Siedziałam w pokoju chociaż siłą wyciągali mnie z niego Lee,Seth i Sebastian. Raz Seba groził mi strzałem w głowę, ale teraz zamknęłam się na klucz. Wiedziałam, że pewnie mają zapasowe czy otworzą je inaczej, ale no na litość... Chcę wrócić do normalnego życia!
   Nie wiedziałam co oni planują, ale jeśli dalej pójdzie to wszystko tak jak teraz podąża to w złym kierunku będę musiała unicestwić Fillie i w ten sposób unieszkodliwię ja raz na zawsze ale ja także przypłacę to życiem. Lee nie chce na to pozwolić, ale nie pytam się go o zdanie. W ogóle, co mu to przeszkadza? Widziałam od inspektora Charliego, jak urządzał dziewczyny w całym stanie... Pocięte, zgwałcone, martwe... Krew była wszędzie, na zdjęciach każdej dziewczyny... Dlatego się zamykałam, bałam się go. Inspektor podejrzewa, że jestem z nimi w coś wmieszana lub mnie przetrzymują, ale nie wydałam ich... nie wiem dlaczego, coś mnie trzyma i tyle.
-Otwórz drzwi słoneczko.-Usłyszałam głos Setha.
  Milczałam, siedziałam na krześle i wpatrywałam się w okno. Jaki ten Teksas jest okropny...
  Nagle usłyszałam strzał, drzwi otworzyły się z hukiem a do pokoju wparował Sebastian. Zrzucił mnie z krzesła przy czym ja spadając uderzyłam głową o parapet. Złapał mnie za rękę i podniósł ściskając z całej siły. Przewiercił mnie wzrokiem na wylot, wbiłam wzrok w podłogę.
-Patrz na mnie - wykonałam polecenie.- Jeśli nie będziesz robić tego co ci każemy, będziesz wyglądać tak jak reszta dziewczyn które Lee zgwałcił pociął i zarżnął jak świnie, więc masz robić to co ci każemy.
-Zostaw ją.-Wszedł do pokoju Lee.
-Sam się nią zajmiesz? Rozumiem.-Rzucił mną o ścianę i wyszedł zamykając drzwi.
-Przepraszam za niego, Ano.
-Przepraszam?!-Wycedziłam z trudem.-Co zrobiłeś tym dziewczynom?!
-Myślisz, że za co siedziałem?
-Ale za takie coś ma się dożywocie, prawda?!
-Posłuchaj, nigdy bym ciebie nie skrzywdził.
-Zrobiłeś to, tydzień temu.-Przypomniałam mu.-Nie zbliżaj się!-Krzyknęłam nagle kiedy Lee zrobił krok w przód.
-Co mam zrobić... Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?
-Nie wierzę ci... Nie zaufam.
-To będziesz musiała.
-Co to znaczy?
-Zabieram cię. Będziemy walczyć z wampirami, są w mieście niedaleko, a Sebastian chce zobaczyć czego cię nauczyłem.
-Niczego dla ciebie nie zrobię!
  Zbliżył się do mnie chociaż i tak mu zakazałam.
-Nie chodzi tu o mojego brata, o Setha, o wampiry, tylko o ciebie. Robię wszystko, żeby cię obronić. Wiesz, że nie ja jestem tu najgorszy.
-Ale co zrobiłeś tym dziewczynom, Lee!
-Annabeth...-Szepnął, zamknął oczy i oparł swoje czoło o moje.-Nigdy, ale to nigdy nie dopuszczę do tego, by stała Ci sie jakakolwiek krzywda. Za to co ci zrobiłem, przepraszam, obwiniam siebie o to cały czas, ale musisz ze mną iść.
  Przytuliłam go i westchnęłam.
-Ja chcę do domu... Nie chcę tu być... -Zaczęłam płakać.Byłam bezradna.-Chcę wiedzieć co u Mii, co u rodziców...
  Do pokoju wszedł Sebastian zaszokowany tym, że się przytulamy. Wyglądało to tak, jakbyśmy byli blisko... bardzo blisko. To się nie spodobało Sebie, był zły. Jednak nie puściłam Lee. Zamknęłam oczy a potem kiedy je otworzyłam wpatrywałam się w Sebastiana trzymającego broń w ręku.
-Rodzice? Ach! Twoi kochani rodzice! Nie powiedziałem wam chyba, że zostali spaleni?
-C...Co...Lee, co on mówi...?-Spojrzałam się na twarz Lee. Był przerażony i zdezorientowany, sam nie wiedział o co chodzi bratu.
-Chcemy ją, a nie jej rodziców. Poza tym jej ojciec był wampirem. Sam tu przylazł, więc zastrzeliłem go. A jej matka? Po prostu wybuchnęła bomba i wiadomo, spalony dom.
-CO?!-Wydarłam się i zaczęłam panikować, płakać.
-Co zrobiłeś?-Warknął groźnie Lee.-Jak mogłeś to jej zrobić sukinsynie?!
-Braciszku, robię to, co chce...
-Nie! Od dziś ja działam na własną rękę. Chcesz ją?-Wskazał na mnie.-To się zabawmy, okay?-Wyciągnął pistolet, ale nie taki zwykły, jakiś dziwny w środku z jakąś zieloną fiolką. Strzelił prosto w szyję a ta wbiła się w Sebastiana. Tak jak wycelował Lee.
  Sebastian upadł nieprzytomny. Lee kazał mi się pakować a ja tylko wykonałam jego polecenie automatycznie. Byłam zaskoczona, co on chce zrobić? Zabrał kluczyki ze stolika i zeszliśmy na dół. Wziął tylko trzy pistolety z garażu - były ostatnie. Wsiedliśmy do samochodu i z piskiem opon odjechaliśmy. Całą drogę płakałam, nie mogłam uwierzyć, że moi rodzice nie żyją. Co ja teraz zrobię?
-Będzie dobrze...-Pocieszał mnie cały czas, przez dwie godziny jazdy.Co chwile coś mówił, co odrywało mnie od myśli o śmierci rodziców. Oparłam mu głowę na ramieniu i wpatrywałam się w pustą drogę.
-Gdzie jedziemy...?-Spytałam siorbiąc nosem.
-Do twojego miejsca.
-Mojego?
-Francja.Tam chciałaś jechać, prawda?
-Ale zostaniemy tam?
-Do póki nie dowiem się, że Sebastian będzie w drodze do Francji, to zostaniemy. Potem będziemy musieli uciekać do póki nie skontaktuje się z ludźmi z Atlanty.
-Masz tam ludzi?
-Ja mam i Sebastian. Do tej pory byliśmy złączeni z łowcami wampirów, których poznałaś miesiąc temu. Ale w każdej chwili mogę się od nich odłączyć.
-Dużo masz tych ludzi?
-Pięcioro, najlepsi jakich można było znaleźć. To moi kumple. Dwie to dziewczyny.
-Damy radę uciec?
-Musze się z nimi skontaktować, gdzie mieszka twoja Mia?
-Na tej ulicy przy tym centrum handlowym.
-Nie umiesz wypowiedzieć nazwy ulicy?-Spytał poważny, ale wyczuwałam nutkę prześmiewczości.
-Tak... Strzał w dziesiątkę.-Szepnęłam i zamknęłam oczy.-Za ile będziemy w Paryżu?
-Czeka nas jeszcze lot. Godzina i jesteśmy na pokładzie. Prześpij się.

   Kiedy byliśmy w Paryżu Lee zarezerwował hotel tuż przy Mii. Byłam w niebo wzięta, ale kiedy poszłam i zadzwoniłam do niej, nikt nie odpowiedział. Tak było dwa dni z rzędu, zaczynałam się martwić. Co jak dopadł ją jej sobowtór? Nie... Przecież to nie możliwe, ona jest w Teksasie i poluje na Sebastiana i Setha. I dobrze, może ich dorwie. Albo oni ją i będą ścigać mnie i Mię... Jeny, jakie to skomplikowane.
   Kilka dni później zaczęłam oswajać się z myślą o śmierci rodziców, chociaż nadal bolało i kiedy myślałam o domu miałam ich przed oczami. Uśmiech mamy i wściekłość ojca kiedy uczył nas tańczyć. Teraz zapomniałam kroków... Wszystko znikało, chciałam, żeby zniknęło. Chciałam, żeby zostało tylko to co jest teraz...
   Siedziałam przykryta kocem i oglądałam Top model. Tak, nie ma nic innego w telewizji. Przeleciałam wszystkie kanały i same wiadomości które mnie na razie nie obchodzą i głupie programy Jak schudnąć?
   Usiadł koło mnie Lee odkładając telefon na stolik. Oparłam głowę o jego ramię nie odrywając wzroku od telewizora.
-I co? Dodzwoniłeś się?
-Tak. Drake, najlepszy kumpel odsypiał po imprezie.-Zaśmiał się a ja lekko uśmiechnęłam.-Odebrał już trzeźwy, wiec mogłem z nim pogadać.
-I co?
-Są w Atlancie, będą tu za dwa dni, musimy się trzymać w tym miejscu choćby nie wiem co, Ano.
-Dobrze. Nigdzie się bez ciebie nie ruszę.
-Bo nie znasz Francuskiego?-Uśmiechnął się a ja podniosłam się i spojrzałam mu w oczy.
-Panie Tatum...-Zaczęłam-To, że nie umiem tego języka nie znaczy, że nie dogadam się w ogóle. Może wiele osób zna tu Amerykański?
-Właśnie, skąd jesteś?
-Z Krakowa.
-Polska? Wow... Nigdy nie spotkałem dziewczyny która była z Polski.
-Bo żadna nic nie mogła powiedzieć... Nie zdążyła.-Sprostowałam.
Lee spoważniał.
-Zepsułaś dobrą atmosferę.
-Przepraszam, masz racje.-Przytaknęłam.
  Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego. Jakaś babka prowadząca w Top model krzyczała na modelkę Jessie za to, że zbuntowała się i wyszła z sesji bo było jej za zimno.
-Mam coś na twarzy?-Zapytałam.-O matko, mam coś na twarzy?!-Spytałam kiedy zaczął zbliżać usta do moich.
-Nie, zdecydowanie nie, panno Miko.
  Uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
-Całujesz lepiej niż wtedy w seks-barze.-Skomentował.
-Wtedy byłam pijana.-Uderzyłam go pięścią w ramie ze śmiechem.-Lee..-spoważniałam- co wstrzyknąłeś Sebastianowi w szyję?
-Coś, co sprawiło że szybko zasnął. Osłabiło jego organizm i mięśnie. Już on wie, co to jest i że nie ruszy tyłka z fotela przez jakiś czas.
-Dziękuję... że to robisz. Stanąłeś przeciwko bratu...
-Już dawno miałem to zrobić.
  Dostał telefon z Atlanty od kogoś. Musiał iść, więc zostałam sama. Byłam z nim w kontakcie. Telefon miałam mieć przy sobie w razie czego.
-Co się ze mną dzieje?-Spytałam sama siebie nie wierząc w to, że pocałowałam kolejny raz Lee. Przecież tego nie chcę.
  Znów wydzwaniałam do Mii, ale zero odbioru. Był sygnał, ale nadal nie mogłam się do niej dodzwonić. W końcu za dwudziestym razem ktoś odebrał. Był to - ku mojemu zdziwieniu - Luc.
-Czego?-Warknął.
-Luc?
-Kto mó... Ty czekaj czekaj... Annabeth?
-Co ty robisz z Mią?
-Pomagam jej w odzyskaniu chłoptasia.
-Jasne... Słuchaj co z nią?
-Raczej źle się czuje.
-Przekaż jej, że dzwoniłam. No i miej na nią oko, dobrze? Wkopałam ją w kłopoty, więc gdyby coś działo się dziwnego masz dzwonić do mnie a Mia nic nie wie. Dobrze?-Spytałam ostrożnie. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiedziałam, co on do mnie powiedział.-Dobra Luc. Musze kończyć. Niech do mnie zadzwoni, no i... cóż... Miłego dnia, prawda?
-Ta... Czemu jesteś taka miła?
-Dużo się zmieniło, Luc.-Westchnęłam cicho.-Na razie.
  Rozłączyłam się i czujna oglądałam film. Czekałam tylko aż przyjdzie Lee.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: