W mieście poszłam kawiarni gdzie miałam zamiar wyluzować i poczytać co nie co o wampirach, chociaż ani trochę w nie nie wierzyłam. To jakiś obłęd, nie uwierzę w to nawet jakby mnie wampir walnął w czoło. No przecież to nie możliwe, że coś takiego stąpa po ziemi i to nieśmiertelne.
Kiedy szłam miastem czułam na sobie wzrok... Cały czas, tak samo jak wtedy kiedy Riley dawał mi kupione papierosy. Właśnie... muszę mu oddać pieniądze za nie bo tak głupio prosić go o coś takiego i nie oddać kasy za to.
Siedziałam na krzesłach barowych i piłam jednego z tutejszych najlepszych drinków, był niebieski więc od chwili kiedy tu pierwszy raz z Jessicą próbowałam tego napoju od razu mu się spodobało to jak wyglądał i jak smakował.
Bar był pusty, prawie. Przy dwóch stolikach siedziało czterech facetów którzy pewnie z nadmiaru alkoholu nie byli w stanie nawet podnieść się i wyjść z budynku. Barmanka poszła na tyły i dokańczając drinka nagle powiał zimny wiatr jakby ktoś przybiegł w błyskawicznym tempie. Po chwili wiedziałam, że ten ktoś się dosiadł właśnie do mnie. Odwróciłam się zachowując ostrożność i przede wszystkim zdrowy rozsądek by nie spanikować i wybiec z krzykiem. Bez nerwów ujrzałam faceta z niewielkim zarostem, ubrany był na czarno, wyglądał dziwnie.
Podeszła do nas ta sama barmanka i spojrzała na faceta siedzącego koło mnie. Uśmiechnął się do mnie i zwrócił do kobiety.
-To co zawsze.
-Damon!-Zdziwiła się.-Dawno temu cię tu widziałam.
-A ja ciebie ze sto lat.-Mrugnął do niej a ta po nalaniu mu jakiejś wódki czy czegoś odeszła patrząc na tego Damona jakby chciała go zjeść...
-Co tam ślicznotko?
Uniosłam brwi i parsknęłam śmiechem popijając swój niebieski napój.
-Nie jesteś za młoda, żeby pić coś takiego?-Zaśmiał się.
-A na ile lat ja ci wyglądam?
-Szesnaście.-Wzruszył ramionami.
-Pff... Mam osiemnaście, właściwie czego chcesz?
Spoważniał i odwrócił się do mnie. Patrzył na mnie groźnie i zmrużył oczy jakby próbował coś zrozumieć, przejrzeć mnie...
-Nie jesteś wampirem, prawda?
-Słucham? Wampiry nie istnieją.-Pokręciłam głową.
-Ach tak... Wiesz, tak się składa, że jestem wampirem który ma tysiąc lat i wrócił tu by zniszczyć gatunek ludzi i łowców, a ja lubię gonić swoje ofiary więc możesz wstać i uciekać.
-Bo co? Bo myślisz, że mnie nabierzesz na sztuczki i żarty z wampirami?
-Myślę, że zaczniesz się mnie bać jak powiem ci, że masz na imię Osi i zawsze chodzisz ulicą Hustona w drodze do szkoły. To ja cię obserwowałem. I zabiłem tak wiele osób, że pewnie bym sam nie naliczył kochana. A ty powinnaś się mnie bać, bo kocham kiedy tak młode dziewczyny z krzykiem uciekają gdzieś szukając schronienia przede mną,ale taka prawda - nie ma schronienia przed wampirem który ma aż tysiąc lat. Powiedz mi, czy są tu jakieś wampiry?
-Nie wiem, mówiłam, że nie wierzę w takie coś!-Głos mi się załamał.
-Dobra,to spróbujmy inaczej.
Ujął moją rękę i nagle wpił się w nadgarstek. Czułam przerażający ból, jęknęłam ale i tak pięć sekund później oderwał się i westchnął wycierając usta z krwi.
-Mmm... Pycha. Nie wiem dlaczego ale przyciągnęłaś mnie od razu... Pachniesz cudownie, dziwię się że żaden wampir będący tu jeszcze cię nie posmakował i potrafił się opanować bo jak widać, ja nie potrafię.
Miałam całą twarz we łzach, rana bolała i miałam wrażenie że staje się coraz większa, krew leciała mi z nadgarstka bez przerwy.
-Jestem świetnym łowcą, kocham polować na ludzi i uwielbiam strach jaki widze w oczach kogoś kto tak kusi swoim cudownym zapachem... Chciałbym wypić jeszcze...-Jęknął.-Ale wiem, że lepiej jest cię trochę postraszyć.
-Musze iść... Zostaw mnie...
Westchnął łapiąc za szklankę swojego napoju.
-Wiesz, wątpię, że uda ci się nawet przekroczyć próg tego budynku bo z łatwością skręcę ci kark, złamię rękę, lub nawet sama się wykrwawisz tutaj więc radziłbym ci błagać mnie o pozwolenie na wyjście stąd. Kocham na to patrzeć.
-Nie... Nie zrobię tego...
-Nie? No... Dobra.-Wzruszył ramionami i szybko złapał mnie za rękę i wykręcił.
-AUĆ! PUUUUŚĆ MNIE!-Krzyknęłam.
-Błagaj.
-P... Proszę... wypuść mnie... proszę... błagam...-Wypłakałam.
Puścił mnie i pchnął w stronę drzwi.
-Mam na ciebie oko z każdej strony.-Powiedział głośniej w moją stronę.-Zabawmy się w polowanie. Czas zabawy wyznaczę ja.
Pobiegłam do domu zostawiając za sobą ślady krwi. Rana ani trochę nie przestała boleć. Poszłam do łazienki i zabandażowałam sobie ranę przemywając ją starannie. Jutro szkoła, mam nadzieję, że uda mi się ukryć to kogo dziś spotkałam i to co on mi zrobił... i czym jest.
Dziś poszłam pieszo ryzykując na atak ze strony wampira. Ale był piękny i słoneczny dzień, nie chciałam się zamartwiać wczorajszym przekonując siebie, że jest na to inne wytłumaczenie. Jednak żadnego nie potrafiłam wymyślić. Szłam inną drogą niż zwykle mając choć cień nadziei że wampir nie wyczuje mojej krwi która nagle pojawiła się na bandażu. Rana wcale nie wyglądała lepiej i cały czas zastanawiałam się co z nią zrobić. Dwa widoczne ukłucia oznaczały definitywnie że ugryzł mnie wampir, ale jak ja komuś to powiem? Nikt by nie wiedział co z tym zrobić tak samo jak ja. Pokazałabym, że jest tu niebezpieczny wampir który pewnie i tak żyje w mojej głowie według osoby której bym powierzyła ten sekret. A nie zamierzałam nikomu mówić.
Do dzwonka zostało dziesięć minut więc zwolniłam tempa. Musiałam się spóźnić na lekcje. Byłam jedną z najlepszych uczennic a mogę się założyć, że profesor Bernie odpuści mi spóźnienie. Tu był zakręt do ulicy Hustona. Poszłam nieśmiało w jej stronę. Tam zawsze był ruch, dziś nie było inaczej. Przestałam się bać i śmiało ruszyłam do szkoły bojąc się że zaraz za zakrętem spotkam tego Damona...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz