piątek, 9 stycznia 2015

Od Annabeth 9.Bad Blood

   Nie mogłam spać przez dwie godziny od pierwszej w nocy. Martwiłam się i myślałam czy rzeczywiście dobrze zrobiłam przyprowadzając tu sobowtóra Mii. Chce jej tak samo jak i mój sobowtór Fillia chce mnie. Może się znają, czy coś? Ale nie rozumiem, dlaczego oni tak nienawidzą nas. To znaczy taka Fillia nie chce żeby taka osoba jak ja stąpała po ziemi... Boję się o Mię, oby była daleko stąd. Nie wierzę tej tutaj. Skoro dzwoniłam do niej a ona nie odbierała to znaczy, że widocznie nie może odbierać. Może wróciła do siebie, albo próbuje odzyskać Luka? Życzę jej szczęścia, napisałam jej długiego sms'a, by nie wracała do Paryża, bo ja jej nie obronię, a kiedy bracia Tatum się zaangażują, wtedy rozpęta się piekło, prawdziwa rzeź, zginie mnóstwo ludzi...
   Ubrałam się, wzięłam prysznic i poszłam na dół do jadalni hotelowej coś zjeść, umierałam z głodu. Na dole była Kat i Szron, na ich widok rzuciłam się na szyję przyjaciółce. Ona była obrażona, a Szron tylko patrolował teren, czy nic jej nie grozi nawet z mojej strony. Fakt, nie można mi ostatnio powierzyć nawet opieki nad złotą rybką. 
   Kat delikatnie odsunęła mnie od siebie przepraszając, poprosiła Szrona o pozostawienie jej samej, ten zaś poprosił mnie o to, bym usiadła obok niego. Musiał mi coś powiedzieć, a ja przeraziłam się nie na żarty. Czyżby stało się coś poważnego?
-Kat jest w ciąży...
-Co?! Naprawdę?!-Klasnęłam w dłonie z szerokim uśmiechem na twarzy. 
-Cicho... Na litość boską...-Szepnął.-Nie jest tak jak ci się wydaje, Ano. Wiesz, że jest chora... Na dodatek zostawiłaś ją bez żadnej informacji. Było jej przykro, że wyjechałaś bez słowa wyjaśnienia. 
-Wiem, ale naprawdę nie mogę nic o tym mówić. Narażę ją, ciebie, swoich przyjaciół, ale jak ona się z tym czuje? Z ciążą...?
-To drugi miesiąc, nie zauważyłaś nic?
-Nie zwróciłam uwagi, ostatnio jestem zbyt zajęta myślami, odciąga mnie coś gdzieś indziej...-Odwróciłam wzrok.
-No, w każdym razie... Jest dobrze. Jesteśmy razem, dlatego jestem taki czujny. Wiesz, to że zostanę ojcem trochę mnie zaszokowało, ale nigdy bym jej nie zostawił.
-Wiem, jesteście razem od drugiej klasy gimnazjum.-Uśmiechnęłam się.-Wow...-Szepnęłam.
  Lekko się uśmiechnął, był szczęśliwy z nią, a ja byłam patrząc na to, jak moja przyjaciółka właśnie zaczyna nowe życie. Drugi miesiąc ciąży. Ja nie planuję dzieci, nie chcę ich mieć, ale Kat... Nigdy bym nie pomyślała, że trafi jej się coś takiego w życiu.
   Kiedy Kat popatrzyła się na Szrona w wejściu, ten wstał, pożegnał się ze mną i odszedł. Kat była blada, nie wierzę, że jest z nią w porządku. Jednak gdybym pytała, Szron nic by nie mówił. Idę o zakład, że nawet moja przyjaciółka nie chciałaby, żebym wiedziała o czymś złym. Nigdy nie mówi o swoim stanie zdrowia, zawsze chodzi uśmiechnięta, ale teraz była smutna. Może ciąża to dla niej za dużo? Nie spodziewała się tego, to na pewno. Same rozmawiałyśmy na te tematy szczerze i otwarcie - nigdy żadnych dzieci. A tu proszę.
   Kiedy wzięłam sobie jakieś ciastko, czułam na sobie czyjś wzrok. Okazało się, że tak mi się wydaje, boże, co ze mną nie tak? 
   Jadłam czekoladowy kawałek ciasta popijając kawą, co dawało idealny smak. Lubiłam jeść, chociaż nie było tego po mnie widać, zajadałam się z zamkniętymi oczami smakując każdy kęs. Raj na ziemi... Zwykle bywałam czujna, żeby Sebastian albo Seth, lub Lee mnie nie schwytali, ale teraz jestem wyluzowana. Jem sobie ciastko, popijam kawkę, jest cudnie. Pogoda na zewnątrz także świetna... Ciekawe co u Mii? No i czy mój sobowtór poszukuje mojej przyjaciółki? Oby nie, bo będę musiała w jej obronie nasłać braci Tatum i Setha, wtedy będzie nie za ciekawie. Ryzykuję swoje życie no i jej... No i Luka. Tego nie chcę. A więc, co miałabym zrobić?
   Zamknęłam oczy, delektując się wspaniałą atmosferą i co najważniejsze, smakiem ciasta czekoladowego jak i Kawy. Do mnie ktoś się dosiadł, otworzyłam oczy, był to facet. Spojrzał na mnie powoli, a ja już wiedziałam, kto to jest.
  Pokręciłam głową i odsunęłam się tak gwałtownie, że zrobiłam hałas na całą salę. Ludzie spojrzeli się na mnie a ja chciałam krzyczeć pomocy, ale w jakimś stopniu cieszyłam się, że to nie Sebastian, on by od razu strzelił kulką w łeb albo coś gorszego. 
-Skąd wiesz, że tu jestem?-Spytałam wpatrując się w jego twarz wyczytując emocje, ale nic z tego.
Uśmiechnął się i zdjął okulary. 
-Nie było to trudne, wiadomo gdzie uciekniesz.
-Nienawidzę was... ciebie... Ciebie chyba najbardziej... Tak...-Mamrotałam w kółko.-Idź sobie... daj mi spokój!
-Zakład, że nie mogłabyś funkcjonować normalnie mniej niż dwa tygodnie. Fakt, że sobowtór Mii gdzieś tu łazi, jest dla ciebie nie do zniesienia, a kiedy dopadnie twoją przyjaciółkę, ona zginie. A kto ci pomoże? Jeśli nie my, to nikt.Ludzie nie wiedzą o istnieniu tych istot, już wiesz, jak działamy. Po co. Pasuje?
-Ale... To znaczy, że wy zabijacie tylko wampiry, sobowtóry...?
-No i czasem ludzi, jak brakuje nam kasy.-Dodał z uśmiechem. 
-Daj mi spokój, odjedź daleko stąd.
-Chcesz, żebyś doszła do tego, że będziesz błagać mnie, Sebastiana i Setha o powrót by obronić Mię i ciebie?Jeśli oni coś wiedzą, będę musiał ich zastrzelić. 
-Nikt nic nie wie.
-Twój kolega z hotelu też nie żyje. 
-Zastrzeliłeś... go...?!
-Nie,nie ja.-Mrugnął.
-Nie... 
-To nie żaden z nas, to sobowtór Mii. Widziałem kiedy ją podwoził zastrzeliła go. 
-Skąd ma broń?
-Szykuje ostatnią kulę na Mię. 
-Skąd wiesz o tym, że tu jest sobowtór?
-Słuchaj, jeśli Sebastian się dowie, że cię znalazłem, będziesz miała kłopoty.
-Dasz radę mu się przeciwstawić... Przecież... jesteś jego bratem. Dasz mu w nos... no i... chyba po sprawie?
-Sebastian to przywódca, ja raczej wykonuję trudniejsze i brudne roboty, on dokańcza.-Uśmiechnął się szeroko i spoważniał.-Ale poważnie, to muszę cię teraz zabrać. Nic ci nie będzie. 
 Spojrzałam na niego nieufnie, cała przerażona do wszelkich granic możliwości. 
-Obiecujesz...?-Szepnęłam.
  Zaśmiał się pod nosem, wstał i obiecał. 

   Kiedy dojechaliśmy do Teksasu, gdzie byli jakby ci, co zajmowali się zabijaniem wampirów i INNYCH, nie wiem o co chodziło, ale myślę, że nie powinnam wiedzieć a nawet zadawać pytań... więc siedziałam w tej sprawie cicho. Lee prowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia na końcu tego korytarza. Na dole były piwnice z bronią. Budynek był wielki, chyba na dole w podziemiach nie miał końca... 
   Weszłam cała przerażona, widząc Sebastiana. Lee spojrzał się na mnie i kiwnął głową, na znak, że nic mi nie zrobi. Przy pasie miał dwa jakieś wypasione pistolety, zerknęłam na nie okiem, nigdy takich nie widziałam... Sebastian tylko uśmiechnął się, westchnął i kiedy zaczął mówić serce waliło mi jak oszalałe.
-Wiedziałem, że ją znajdziesz braciszku. Myślałaś, że nam uciekniesz?-Zaśmiał się, potem zwrócił się znów do Lee.-Możesz wyjść. Ona zostaje tu. Dam jej nauczkę, żeby nigdy już nie uciekała. Mam tego dość...-Zbliżył się do mnie łapiąc za nadgarstek, wtedy Lee odepchnął go z taką siłą, jakiej chyba nigdy Sebastian nie odczuł. 
-Nie dotkniesz jej palcem.
-Ja ustalam zasady. Chcesz, żeby uciekała cały czas?!
-Nie będzie. Będę jej pilnować. Dowiodłem jej, że w razie czego ją obronię, jasne?-Mówił ostro i wyraźnie Lee. 
  Sebastian machnął ręką zły i wtedy wszedł Seth. 
-Ups, pardąsik.
-Zaczekaj.-Zatrzymał go Lee.-Pożyczysz samochód?
-A twój co? 
-Miałem stłuczkę w czasie jazdy po Annabeth, policja mnie goniła, ale zmieniłem samochód i uniknąłem jakimś fartem psów.
  Seth wybuchnął śmiechem i rzucił mu kluczyki.
-Nie będzie mnie, Sebastiana też, macie wolną chatę. MOJĄ, nie jego - wskazał na Sebę - on ma syf i burdel.-Wyszedł z uśmiechem. 
-Dobra. Jak wrócę, ona ma obsługiwać się bronią jak my, przyda jej się. Ma wiedzieć jak walczyć, to też się jej przyda, skoro już ją w to wciągnęliśmy i tak to daleko zaszło.
  Lee kiwnął głową i złapał mnie za rękę po czym wyprowadził z pomieszczenia kierując na dół, do jednego z magazynu broni. 
-Weź to.-Wskazał na mały pistolet na wielkiej ścianie z różnymi innymi. 
-Ten...-Szepnęłam.-Mówił poważnie? Nie chcę zabijać...
-Jeśli twoja przyjaciółka Mia spotka się z sobowtórem, będę musiał ją odbić z bratem, no i ona też w to wjedzie. Sama musi wiedzieć, jak się bronić. 
  Skrzywiłam się na tą myśl, a Lee wyciągnął z kieszeni kluczyki. 
-Oooh nie, będziesz prowadzić?
-Tak, a co?
-Prowadzisz jak...
-Przynajmniej jadę szybko, a ty wolno.
-Ale ja bezpiecznie. -Dodałam podnosząc wzrok znad pistoletu na Lee. 
  Parsknął śmiechem i spojrzał na mnie z pożałowaniem.
-Jedna stłuczka na miesiąc.
-Wow! Że ci prawka nie odebrali!-Syknęłam ironią.
-Ale z ciebie mądrala... -Pokręcił głową.
-Z ciebie nie lepszy. Zdajesz się mieć mózg jak Einstein. 
-Aż tak to nie, ale jestem niezły w rozumowaniu.
-Czyli zanim coś zrobisz myślisz?
-Wszystko na szybko, ale dokładnie.
-Niesamowite. 
-Poniekąd. 
  Złapałam za pistolet i przypadkowo idąc do samochodu strzeliłam w lusterko, na co Lee złapał się za głowę. 
-Dziewczyno, tylko nie samochód!
-Przepraszam, że postrzeliłam twoją dziewczynę!-Udałam panikę.-Boże, skrzywdziłam to!
  Przewrócił oczami i wsiadł do samochodu wcześniej odbierając mi broń z ręki.
-To później...-Mruknął.
-Wiesz, jak nie chodzisz w garniaku jesteś bardziej atrakcyjny. To między nami.
-A ty jak nie gadasz jesteś ładniejsza.-Zaśmiał się prowokując mnie.
-Ha ha...-Mruknęłam i wpatrywałam się w środek samochodu Setha. Wow... Jeśli jego dom wygląda jak samochód za milion baksów, to na serio ma sporo forsy i nie mogę się doczekać wielkiej willi Setha... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: