sobota, 31 stycznia 2015

Od Chrissy

   Po południu nareszcie przyszedł Mike, z którym nadal próbowałam rozmawiać. Jednak tym razem to on chciał tego spotkania, nie ja. Nawet nie spodziewałam się, że do mnie zadzwoni sam z siebie po ostatnim. Mama siedziała i odpoczywała w sypialni, a brata goni mój pies dla zabawy. Louis wołał pomocy, jednak i tak nikt na to nie reagował.
   Mike oparł się o blat w kuchni. Odwróciłam się siedząc na kanapie do przyjaciela obserwując jego minę. Nie był zadowolony z czegoś i to bardzo. Martwiłam się o niego, co się z tym człowiekiem wyrabia? Chciałabym mu pomóc.
-Po pierwsze - zaczął.- Damon nie jest sam. Ma kogoś, pomocnika, tak to można nazwać. Po drugie, Naomi ma kłopoty. Chciałbym jej pomóc, potrzebuję tej małej dziewczynki żeby uwolnić Naomi. Jest ranna, boli mnie to jak cierpi.
-Masz klucze, uwolnij ją.
-Nie wpuszczają mnie tam.
-Ehm... No... To...-Zawahałam się. Po ostatniej akcji nie wiedziałam, czy dobrze robię wchodząc do ich siedziby.- Może ci pomogę...?
-Nie, nie mogłabyś mi pomóc. Są uważni i na pewno się zorientują.
-To po co ci Annalice?
-Zamiast Naomi wezmą tą małą. Zależy im bardziej nie na Naomi tylko na dziewczynce. A poza tym, uważaj na siebie... Ten facet który współpracuje z Damonem na pewno coś planuje. Albo cię zaatakuje, albo nastraszy.
-Skąd to wiesz?
-Wilkołaki węszą wszędzie.
-Mike, to zły wybór.
-Ale o co ci chodzi, Chris?
-O to, że źle robisz zostając łowcą. Wiesz, że mógłbyś być z Naomi nie obawiając się niczego. Obroniłbyś ją... W razie czego. Skoro twój ojciec był dowódcą, to musiałbyś po jego śmierci także nim zostać. Czemu tak nie jest?
-Bo nie chciałem nim być. Kiedy odmówiłem, zgłosił się Flynn. Dopiero jak zrezygnuje sam albo umrze, ja go zastąpię jeśli będę tego chciał.
-Rozumiem cię, ale chyba jako przywódca ma się jakieś zdolności, prawda?
-Zgadza się, jednak nigdy mnie to nie interesowało.
-Mike,Mike,Mike..-Szepnęłam.-Ale ty jesteś niemądry.
-Odezwała się, ta mądra.
-W przeciwieństwie do ciebie gnojku, to tak.-Uśmiechnęliśmy się do siebie rozluźniając troszkę atmosferę.
   Do domu nagle wbiegł mój brat upaćkany ziemią  i trawą. Dyszał i krzyknął przerażony, bym uspokoiła swojego psa, jednak wcale nie miałam na to ochoty. Z uwagi na młodszego brata zastanowiłam się czy słusznie robię. Jako siostra - owszem - ale jako dorosła osoba i odpowiedzialna - nie.
   Psa zamknęłam w kojcu i pożegnałam się z Mike'em. Louis zszedł na dół wcinając chipsy i usiadł koło mnie. Spojrzałam na niego kątem oka zdziwiona, że mnie zauważył i sam z siebie przyszedł posiedzieć ze mną. Zakład, że przyszedł tu bo czegoś chce.
-Chris, nudzi mi się.
   Wiedziałam.
-Rozbierz się i popilnuj swoich brudnych ubrań. -Wzruszyłam ramionami jedząc ciastko.
-Nie, będzie mi zimno. A chciałabyś?
   Roześmiałam się i rozczochrałam jego miękkie czarne włosy wprowadzając je w nieład.Odepchnął mnie i znudzony odłożył chipsy.
-Nudziiii mi sięęęęęę...
-Czy ty nie masz własnego życia towarzyskiego?
-Mam siedem lat, jak mam mieć życie towarzyskie?
-Jesteś inteligentny jak na swój wiek chłopcem, co za problem mieć kolegów?
-Mam kolegów. Tylko problem jest jeden, nie chce mi się wstać.
-A no to sorry młody, ale nikt cię nie zaniesie na drugą stronę ulicy do kolegi.
-Pójdę, ale nie wyjdziesz z domu?
-Ale Lou, mama jest na górze.
-A no dobrze.
   Wreszcie sobie mały gnidek polazł, więc miałam spokojnie dużo czasu dla siebie. Usłyszałam jak Trumpet szczekał, niestety - nie miałam ani pięciu minut wolnego bo ten kundel zawsze musi drzeć pysk jak mam raz na ruski rok wolne.
-Wpuść go, Chrissy!-Krzyknęła z góry mama.
-Boże,Boże,Boże,Boże...-Powtarzałam i w krótkim rękawku i spodenkach wyszłam na zewnątrz.
   Piździło, jak mogłam się tego spodziewać. Mama by mnie zamordowała widząc mnie tak ubraną. Jednak już dziś zacznę przeprowadzkę do nowego mieszkania. Niestety - biorę tego futrzanego psiaka ze sobą.
   Pies usiadł i nie chciał ruszyć. Nie podniosę takiego bydlaka, więc kucnęłam przy nim i zastanawiałam się jak mogę go wpierniczyć do domu.
-Po co szczekałeś głupku?-Mruknęłam.
   Polizał mnie w rękę.
-Nie zostawię cię tu, ale jest problem, bo marznę...-Siedział dalej jak słup i gapił się na mnie jak debil.-No dobra.
   Wstałam i kiedy weszłam do domu pies zaczął szczekać. Ooo nie.
-Chrissy, mówiłam ci coś!
-Ale on robi to specjalnie!
-Pies robi coś specjalnie? Weź ty się puknij wariatko!
-Ja pierniczę.-Wrzasnęłam i poszłam tym razem się przebrać.
   Kiedy wróciłam do psa ten uciekał przede mną. Nie zamierzałam gonić tego idioty za żadne skarby świata. Po moim trupie.
-Pieprz się.-Machnęłam ręką.
   Skoczyłam do sklepu bez celu szukając czegoś do jedzenia albo palenia, cokolwiek. Jednak niczego nie znalazłam. Naprawdę, nic ciekawego w tych sklepach nie ma?
 
   Wieczorem zaczęłam pakować swoje rzeczy do samochodu taty. Mama miała mnie zawieźć, bo sama o to prosiłam. Ojciec był spoko,ale dziś nie miał najlepszego humoru. Widocznie coś w pracy, bo z mamą nigdy się nie kłócił. Może czasem droczył dla żartów, ale to inna sprawa.
   Było już prawie ciemno, a mama zaczęła się specjalnie ociągać by mnie wkurzyć. Chciałam jak najszybciej być w tym domu. Można powiedzieć, że jest średniej wielkości, ale w środku jest wypasiony - jak zwykle moi rodzice musieli wybrać coś na ich upodobania i ich skalę jakości.
   Mama poszła do domu a ja miałam siedzieć przy samochodzie. Mój głupi pies gapił się na mnie przez ogrodzenie pojękując.
-Zamknij się.-Mruknęłam zła na niego za dzisiaj.
   Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się sznurkami od bluzy. Potem zrobiłam dwa supły których już nie umiałam rozwiązać. Nagle ktoś za mną walnął delikatnie w samochód, krzyknęłam i odskoczyłam od  samochodu.
-Boże, nigdy tak nie rób!-Krzyknęłam na uśmiechniętego od ucha do ucha Ethana.
-Nie mogłem się powstrzymać.-Zaśmiał się.-Co to za pudła, wyprowadzasz się?
-Niedaleko. Rodzice kupili mi dom przed urodzinami. Czemu wróciłeś, myślałam,że... Mnie nienawidzisz?
-No a widzisz, wróciłem. Twoje przeprosiny nie były zbytnio przekonujące.
   Przekrzywiłam głowę i zaśmiałam się. Kiedy usłyszałam jak otwierają się drzwi, wiedziałam, że to mama albo ojciec. Oby to pierwsze, albo żeby to był mały gnojek Lou!Nie, to mama która akurat podśpiewała sobie idąc do samochodu z jakimiś rzeczami.
-O nie...
-Twoja mama, tak?-Wychylił się ale go walnęłam lekko w bok.
-Przestań. Moja mama jest w porządku ale nie należy do normalnych ludzi.
-To dobrze, nie?
-No... nie zawsze. Zacznie zadawać pytania albo będzie coś komentować...
-Nie aż tak źle.
   Przewróciłam oczami i spojrzałam na siebie na mamę.
-Mamo, psa przywieziesz mi jutro!-Krzyknęłam do niej.
-Cicho bądź.-Mruknęła z uśmiechem i podeszła do samochodu ignorując w zupełności Ethana.
-Mamo?-Szepnęłam.
-No?
-Czy wszystko dobrze?
-Tak, jak najbardziej.
-To świetnie.-Kiwnęłam głową zdziwiona jej zachowaniem.
-Dobra, te wszystkie pudła mają być w samochodzie.-Powiedziała śpiewnie i podskakując usiadła w środku wyjmując coś.
-No pewnie. Matka wariatka.-Mruknęłam pod nosem a ona odchodząc pokazała mi język.
   Naprawdę, można było się za nią wstydzić.
-Mógłbym ci pomóc z tymi gratami.
-Gratami.-Powtórzyłam mierząc go.
-Mhm. Ale przewieziemy je moim samochodem.
-Ale wszystkie te pudła spakujesz ty.
   Wzruszył ramionami i zgodził się.
   Na szczęście mebli nie musiałam kupować teraz i przewozić. Mama zadbała o to, by dom wyglądał ''luksusowo i czysto''. Matko, czasem ta kobieta przechodziła samą siebie, jednak miała dobry gust.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: