Mijały dni a ja nie ruszałam się z łóżka. Nudziło mi się! Czwartego dnia kiedy Katherine i Samuel poszli na teren rezerwatu ja nadal leżałam w łóżku. Mój stan się pogarszał jednak nie mogłam dłużej leżeć i czekać na śmierć... Mimo iż wyczekiwałam jej od setek lat. Wstałam i przebrałam się. Wyszłam na miasto. Nie miałam zamiaru iść na imprezę czy coś w tym stylu. Chciałam tylko się trochę przewietrzyć.
Kiedy tak szłam dostrzegłam grupkę łobuzów. Dręczyli jakiegoś słabszego chłopaka. Zatrzymałam się w cieniu i obserwowałam całe to zajście. Nagle chłopak upadł i rozwalił sobie kolano. Tamci zaczęli go kopać po czym uciekli.
Ruszyłam w jego stronę.
-Hallo.. Pomóc...
Przerwałam w pół zdania. Poczułam zapach jego krwi. Nie mogłam się powstrzymać. Zatopiłam w nim kły i piłam. Piłam. Piłam. Udało mi się jednak opamiętać i nie zabić go. Wstrząśnięta upadłam pod ścianą niedaleko nieprzytomnego chłopaka. Po chwili zrozumiałam że muszę zadzwonić po karetkę. Kiedy to zrobiłam ulotniłam się. Co tam w ogóle się stało?! Od lat potrafiłam kontrolować głód a tu... Ten incydent nie powinien mieć miejsca!
Wróciłam do domu i w drzwiach spotkałam przyjaciół.
-Gdzie byłaś?!
-Nie ważne... Ale czuję się lepiej. Rana nie boli.
-Pokaż.
Podwinęłam bluzkę i to co tam zobaczyłam zaskoczyło mnie. Rana się goiła!!!
-Co w ogóle stało się jak wyszłaś?-dociekał Sam.
-Nic. Zapolowałam na sarnę. I tyle.
Skłamałam. Nie mogłam im powiedzieć że napadłam na człowieka. Po prostu nie mogłam.
Kiedy tak szłam dostrzegłam grupkę łobuzów. Dręczyli jakiegoś słabszego chłopaka. Zatrzymałam się w cieniu i obserwowałam całe to zajście. Nagle chłopak upadł i rozwalił sobie kolano. Tamci zaczęli go kopać po czym uciekli.
Ruszyłam w jego stronę.
-Hallo.. Pomóc...
Przerwałam w pół zdania. Poczułam zapach jego krwi. Nie mogłam się powstrzymać. Zatopiłam w nim kły i piłam. Piłam. Piłam. Udało mi się jednak opamiętać i nie zabić go. Wstrząśnięta upadłam pod ścianą niedaleko nieprzytomnego chłopaka. Po chwili zrozumiałam że muszę zadzwonić po karetkę. Kiedy to zrobiłam ulotniłam się. Co tam w ogóle się stało?! Od lat potrafiłam kontrolować głód a tu... Ten incydent nie powinien mieć miejsca!
Wróciłam do domu i w drzwiach spotkałam przyjaciół.
-Gdzie byłaś?!
-Nie ważne... Ale czuję się lepiej. Rana nie boli.
-Pokaż.
Podwinęłam bluzkę i to co tam zobaczyłam zaskoczyło mnie. Rana się goiła!!!
-Co w ogóle stało się jak wyszłaś?-dociekał Sam.
-Nic. Zapolowałam na sarnę. I tyle.
Skłamałam. Nie mogłam im powiedzieć że napadłam na człowieka. Po prostu nie mogłam.
***
Następnego dnia poszłam wreszcie do szkoły. Czekałam na ten moment od paru dni! Mike tam był. Znów zerkał na mnie jednak odnosiłam wrażenie że się zmienił. Był jakiś.. inny.
-Nie patrz się tylko zagadaj-powiedziała Katrin.
-Łatwo powiedzieć-odparłam.-Wole nie. Lepiej jak trzymam się na uboczu.
-Jak tam uważasz. Szkoda..
Spojrzałam jeszcze raz na niego. Na prawdę się zmienił. Znikła z jego oczu ta niewinność. Coś się stało. Ciekawe co.
-Nie patrz się tylko zagadaj-powiedziała Katrin.
-Łatwo powiedzieć-odparłam.-Wole nie. Lepiej jak trzymam się na uboczu.
-Jak tam uważasz. Szkoda..
Spojrzałam jeszcze raz na niego. Na prawdę się zmienił. Znikła z jego oczu ta niewinność. Coś się stało. Ciekawe co.
Na kolejnej lekcji miałam w-f. On też. Nawet nie wiedziałam że należy do drużyny szkolnej. Ja wyszłam na boisko obok z dziewczynami i zaczęłyśmy sie rozgrzewać. Zerkałam od czasu do czasu na Mike.
Kiedy grali ich piłka wpadła na nasze boisko i omal co by uderzyła mnie w tył głowy. Zdążyłam ją jednak zwinnie złapać.
Mike biegł w moją stronę a chłopaki z drużyny patrzyli sie.
-Nic ci nie jest?-zapytał.
-Nie. Zdążyłam ja złapać.-uśmiechnęłam się.
-To dobrze. Przepraszam.. czasem sie zdarza że ktoś kopnie gdzie nie powinien albo rzuci.
-Wszystko może sie zdarzyć.
-Nie było cie parę dni.. coś się stało?
-Byłam chora.
-Ale już jest dobrze?
-Jak widać aż za dobrze. Aż tryskam energią!-zaśmiałam się.
-Mike tak?-nagle podeszła do nas Katrin.
-Tak.-powiedział zaskoczony.
-Naomi mi trochę o tobie mówiła. Mozę masz ochotę wpaść na kawę lub herbatę do nas? No chyba że gustujesz w mocniejszych drinkach.
-Emm...-powiedział
-Katrin zostaw nas samych.-powiedziałam.
Odeszła z uśmiechem.
-Przepraszam za nią. -powiedziałam niezadowolona z wtrącenia siew rozmowę mojej przyjaciółki.
-Nie przepraszaj.. a jeśli zaproszenie jest.. aktualne to nie miałbym nic przeciwko.
-Tak?-zaskoczyłam sie.-To dobrze.
-To kiedy?
-Emm... no nie wiem jak ci bedzie pasować.
-To jeszcze sie zgadamy dobrze?
-Mike!!!-chłopaki zaczęli go wołać.
-Zaraz!!!-powiedział do nich po czym zwrócił sie do mnie.-Sobota?
-Dobrze.
Uśmiechnął sie i odbiegł z piłką. Nie za bardzo pasowało mi by do mnie przychodził.. w końcu w moim domu mieszkały trzy wampiry. Człowiek tam to nie za dobry pomysł. No ale.. nie mogłam go odprawić a szczególnie po wtrąceniu sie Katrin. A poza tym coś mnie do niego przyciągało.
-I jak? Słyszałam że wpada do ciebie w sobotę.-powiedziała Katrin już po lekcjach na parkingu przy samochodzie.
-Samo tak jakoś przyszło..-odparła z uśmiechem.
-Samo tak jakoś?-zaśmiałam sie.
-Ale co jak co jest na prawdę uroczy.-powiedziała.
-Może.
-Podoba ci sie!
-Może.
-Nie no! Lew zakochał sie w owcy!
-Głupia owca.-odparłam.
-Lew masochista!-zaśmiała się a ja z nią.
Wsiadłyśmy do samochodu. Sam wracał swoim a poza tym był jakiś dziwny. Jakby o czymś myślał i to poważnie. Wiedziałam że nie podobało mu sie to że wpadł mi w oko człowiek ale ja tu byłam starsza i to ja ustalałam zasady.. no ale w tym wypadku je łamałam. No ale nie raz słyszałam o przypadkach kiedy wampir zakochał siew człowieku i byli razem długo i szczęśliwie.. bo wampir zawsze pod koniec przemieniał człowieka.. ale za zgodą śmiertelnika. Myśl nad spędzeniem wieczności z ukochana osobą byłą wspaniała ale nie wiem czy mogłabym to zrobić Mike'mu. Nieśmiertelność nie była darem. była przekleństwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz