Chodziłem sfrustrowany pod drzwiami pokoju który obecnie zajmowała Chrissy. A niech to szlag... Wszystko się spieprzyło.
- Chris no proszę cię wpuść mnie - przemawiałem do niej kojąco.
Od 1,5 h próbowałem się do niej dostać.
Rozległ się metaliczny zgrzyt. Chyba przesunęła łóżko pod drzwi...
- Nie - wpuszczę - cię - przemawiała na przemian stękając. Chyba właśnie brała się za szafę... - Jesteście wszyscy nienormalni!
- To nie tak jak myślisz ! - powiedziałem ściskając sobie nasadę nosa - Nie jesteśmy... wampirami! - skłamałem usiłując aby wyszło to przekonująco.
- Może ty nie.. Może twoja siostra też nie... i ta kobieta...
- Emilie, moja matka - wszedłem jej w słowo.
- Nieważne... Może wy nie. Ale twoi... "bracia"... Koszmar !
- Dante i Nathan są wampirami, rzeczywiście... Ale nasza trójka nie !
Nie wiedziałem czemu ją okłamuje... Nie wiedziałem też czemu w ogóle trzymam ją w swoim domu i jeszcze z niej nie wypiłem. Czemu mi zależało na zwykłym człowieku? Coś tu było nie w porządku...
Za drzwiami zaległa cisza. Po chwili znowu rozległo się szuranie mebli, a drzwi lekko się uchyliły.
- Obiecujesz, że nie jesteś jednym z nich? - pisnęła płaczliwie.
Martwy organ w moim ciele stopił się jak wosk.
Nie chciałem jej okłamywać... Może kiedyś powiem jej prawdę. Lecz... No teraz nie mogłem no...
- Obiecuje Chrissy - powiedziałem powoli i przekonująco.
Drzwi uchyliły się szerzej.
Niepewnie wszedłem do środka. Dziwnie się czułem, choć to był mój własny dom....
Dziewczyna w stanie opłakanym siedziała na łóżku chowając głowę w dłoniach. Kiwała się nierytmicznie i... chyba płakała.
Westchnąłem cicho i usiadłem obok niej.
Przez chwilę prawie zapomniałem, że to człowiek a na dodatek człowiek z cudownym zapachem. Nie umknęło mojej uwadze, że odrobinę się odsunęła.
- Chrisy... - zacząłem, a ona mi przerwała.
- Mam tego dosyć. Czemu takie stworzenia jak twoi bracia istnieją?! Dlaczego nikt nie może mnie zostawić w spokoju?! Chce byś zwyczajna! Chcę czuć potrzebę zamordowania mojego brata, kiedy doleje mi wybielacza do szamponu! Ale nie chce drżeć o jego życie ! Tak bardzo pragnę, aby mojej mamie.... tacie... i jemu... Nic się nie stało. A ty trzymasz mnie w domu z wampirami i myślisz, że to odpowiednie wyjście dla mnie, choć przed chwilą twój brat o mało mnie nie....
- Cicho - przerwałem jej monolog - Cicho - powtórzyłem drugi raz i niespodziewanie dla siebie samego i jej przytuliłem ją.
Na szczęście pamiętałem o mojej temperaturze ciała, to też nie dotknąłem jej gołą skórą. Była zbyt roztrzęsiona, żeby zauważyć bijący ode mnie chłód.
- Posłuchaj... Zawsze po deszczu przychodzi słońce... Nie martw się non stop... Obiecuję że twojej rodzinie włos z głowy nie spadnie.
Otarła nos i podniosła wzrok
- Czemu mi właściwie pomagasz? - szepnęła.
Wstałem i mruknąłem pod nosem.
- Sam nawet nie wiem...
Po czym skierowałem się do drzwi pokoju i rzuciłem przez ramię.
- Ochłoń. Odpocznij. Zaraz zjesz... zjemy kolację.
Nic nie powiedziała, a ja w milczeniu opuściłem pokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz