Wpatrywałem się w jasne oczy Mii i zerkałem na jej kanapkę z serem. Czy mi się wydawało, czy coraz bardziej robiła się zielona?
Zaniepokojony spytałem.
- Dobrze się czujesz ? - przyjrzałem jej się - Ser?
Wtedy Mia złapała się za brzuch i wyszeptała.
- Nawet nie wymawiaj tego słowa! - pochyliła się - Przestań się trząść!
- To nie ja to pociąg - rozłożyłem bezradnie ręce.
- Już jest. Śluz.
- Co? - spytałem zdziwiony.
Uniosłem zdumiony brwi, a ona zakryła sobie usta.
- Śluz pokrywa ściany moich jelit !
Postanowiłem działać.
- Słuchaj, nie myśl o tym - zacząłem szybko odwracać jej uwagę - Spójrz za okno. Zielona łąka. Drzewa. Strumień. Winorośle. Pasące się krowy...
- Tylko nie krowy ! - jęknęła i złapała za framugę okna.
- Nie...?
- Właśnie jedną zjadłam!
- Mia...
- Już jest - wyjęczała w boleściach - Nietolerancja laktozy !!
Pół godziny potem stałem przed budynkiem stacji i czekałem aż moja towarzyszka podróży opuści łazienkę. Zaciągałem się papierosem i w zadumie obserwowałem wioskę w której się urodziłem. St. Jullien nawet trochę się nie zmieniło odkąd ostatni raz je widziałem.
W końcu Mia wyszła z łazienki. Popatrzyła na mnie nieprzytomnym wzrokiem i z głuchym westchnięciem oklapła na ławkę.
Po chwili przysiadłem się do niej.
- Już lepiej? - mruknąłem, kątem oka zerkając na bardzo łatwo dostępną torbę.
- Tak - szepnęła i przycisnęła mokry ręcznik do czoła.
- Czemu jadłaś ser wiedząc że cierpisz na tą przypadłość - spytałem rozbawiony.
- Myślałam że dawno mi to przeszło czy coś - mruknęła pod nosem.
- No to się przeliczyłaś - odparłem sarkastycznie.
Obrzuciła mnie ponurym wzrokiem.
- Dzięki. Jeśli przebywasz ze mną tylko dlatego żeby mi dokuczyć i na każdym kroku wypominać moje błędy, to ja za taką "pomoc dziękuje" - zakończyła dobitnie i naburmuszona podniosła się z ławki.
- O Jezu no weź... - burknąłem idąc za nią.
- Do Jezusa mi jeszcze daleko - puściła do mnie perskie oko - Mów do mnie po prostu Mia.
Przewróciłem oczami i stałem chwilę w miejscu wpatrując się w oddalającą sylwetkę. W końcu ruszyłem za nią.
- Następny pociąg jest za 2 godziny - powiedziała bardziej do siebie niż do mnie - Przez ten czas możesz mnie oprowadzić po swoim miasteczku.
Wsadziłem dłonie do kieszeni i spojrzałem w błękit nieba. Mia była naprawdę milutka. Jednak potrzebowałem tego naszyjnika.
- No cóż - mruknąłem - Bienvenue!
- Co? - obrzuciła mnie nieprzytomny wzrokiem.
- Zapraszam - parsknąłem śmiechem.
- Ah tak... Wiedziałam co to słówko oznacza tylko gdzieś mi to wyleciało z głowy.
- Tak, tak - parsknąłem a ona westchnęła teatralnie i przyspieszyła kroku.
Godzinę potem siedzieliśmy na rynku w jakieś kawiarni. Mia wpatrywała się we mnie przez chwilę, a potem powiedziała.
- Pięknie tu. Jak dawno tu nie byłeś?
- 2 - 3 lata.
- 3 lata? Twoja rodzina to potwory ?
- Nie chce o tym mówić... - zacząłem ostrożnie.
- Zdrowy człowiek odkrywa swoje uczucia. Odkrywa nie ukrywa.
- Więc musisz być jedną z najzdrowszych osób na świecie - mruknąłem rozbawiony.
- Wiesz co się dzieje z tymi którzy zamykają się w sobie?
- Wiodą spokojne życie? - spytałem retorycznie.
- Nie. Pasują się.
- Co? -spytałem zdezorientowany - Ja się psuje?
- Od środka. Psują się i gniją - pokiwała głową na potwierdzenie swoich słów i zrobiła łyk wody - Zostaniesz takim zgarbionym, samotnym staruszkiem, siedzącym w rogu tłocznej kafejki, mamroczącym do siebie - uniosła dłoń do ust imitując palenie peta - "Ludzie przez was swędzi mnie tyłek" - zakończyła swoją wypowiedź idealnie naśladując ton starego dziadka.
Roześmiałem się pod nosem, gdy nagle nadjechał biały samochód.
Westchnąłem pod nosem gdy rozpoznałem osobę siedzącą za kierownicą. Mężczyzna parę lat starszy ode mnie ze złowróżbną miną wysiadł z samochodu.
- Przepraszam - rzuciłem do Mii, gdy podszedł do mnie.
- Que faites-vous ici?!?! - warknął i uderzył mnie w pierś.
-Attendez ...- zacząłem.
- Pour quoi?! - krzyknął wściekły i zaczęliśmy się szamotać.
Po chwili dostałem w nos. Zatoczyłem się lekko do tyłu, lecz szybko odzyskałem rezon. Odwróciłem się i zobaczyłem przez ramię przerażoną Mię i grupkę gapiów.
Chłopak poprawił krawat i ze złością na mnie się zamachnął.
Lecz tym razem mu się nie udało. Schwyciłem jego rękę w nadgarstku i dwa razy mocniej uderzyłem go pięścią w twarz. Mocno się zatoczył i przewrócił na chodnik. Mia krzyknęła.
Niektórzy zaczęli bić brawo. Zignorowałem ich. Mia szybko do mnie podeszła.
- Kto to?! - spytała przerażona.
- Eee... - zerknąłem na leżącego i mruknąłem cicho pod nosem - To jest mój brat.
- Twój brat...?
- Mój brat Antuan - wskazałem go Mii - A to jest Mia. Poznajcie się - rzuciłem sarkastycznie i ruszyłem w kierunku budynków.
- Co tu się dzieje?! O co chodzi?! - spytała Mia i ruszyła za mną.
Lecz ja jej już nie słuchałem pochłonięty wirem wspomnień. No to teraz na przyjęcie do mojej matki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz