Siedziałem obok braci na kanapie gdy do salonu weszła Elise z Emilie. Ta pierwsza niosła małego, czarnego szczeniaka.
- Oo, a co to? - spytałem i podszedłem do niej.
Wręczyła mi z lekkim uśmiechem pieska, a ja podniosłem go do góry.
- No prześliczny. Aż chciałoby się wypić z niego troszkę krwi...
- Ani mi się waż! - syknęła mi w głowie Elise dotykając mnie w ramie.
Zaśmiałem się.
- Spokojnie siostrzyczko. Nie tyknę go. Ale ty będziesz miała problem, żeby zostawić go przy życiu.
Spojrzała na mnie z odrazą
- Ja w przeciwieństwie do ciebie gustuję w bardziej zwierzęcych zwierzętach.
- A jakie są te zwierzęce zwierzęta? - parsknąłem śmiechem.
- Nie naigrywaj się ze mnie - mruknęła zła i odebrała mi psiaka - Choć Ptysiu.
- Ptyś?! - wybuchnąłem śmiechem.
- To jeszcze nie jest jego imię - fuknęła urażona, puściła moje ramie i dumnym krokiem odeszła.
Emilie się zaśmiała i z założonymi rękami oparła się o framugę.
- Może do szkoły, co chłopcy? Zaraz się spóźnicie.
Dante przewrócił oczami.
- Czy to konieczne?
- Ooo tak - zaśmiała się i wyszła do kuchni.
10 minut potem spakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy. Elise uparła się żeby wziąć "Ptysia". Pokręciłem głową z niezadowoleniem, ale zgodziłem się, ponieważ pierwszy raz od dłuższego czasu była taka radosna.
Lekcje mijały wyjątkowo wolno. Siedziałem w kącie i jak zwykle obserwowałem perypetie innych uczniów. Romanse, intrygi, kłótnie.
Dziewczyny jak zwykle zerkały na mnie i zachwycały się moją urodą, myśląc, że tego nie widzę. W sumie... Już się przyzwyczaiłem i zlewałem to.
Nagle otworzyły się drzwi, a do środka weszła jakaś dziewczyna. Początkowo nie zwróciłem na nią uwagi, tylko ze znudzeniem przewracałem kartki książki. Nagle w moje nozdrza uderzył znajomy zapach.
Wyprostowałem się jak struna i spojrzałem na nią. No pewnie, że ona....
- Panie Harrison, panna Grey zmieniła mi angielski podstawowy, na angielski rozszerzony. Proszę, tu pismo...
Harrison zagłębił się w lekturze, a mi coraz bardziej wirowało w głowie. Przebywanie w dusznym, ciasnym pomieszczeniu w jej towarzystwie... Nie wróżyło nic dobrego.
Na dodatek następne słowa Harrisona sprawiły, że cały zamarłem.
- Tak zgadza się... Celujący na koniec... Yhm... Same bardzo dobre i celujące... No ładnie. Usiądź obok Ethana. Jest zdolny i pomocny. Sądzę, że pomoże ci się przystosować.
Gdy usiadła obok mnie, błyskawicznie przesunąłem się na sam kraniec ławki.
- Cześć Ethan - przywitała się grzecznie, wpatrując się we mnie przenikliwie.
Skinąłem tylko głową, robiąc się coraz bardziej biały. Chyba to zauważyła, bo dotknęła mojego ramienia i spytała.
- Co ci...?
Nie wytrzymałem. Wstałem i zatykając sobie nos szybko podszedłem do zdziwionego Harrisona.
- Profesorze, bardzo źle się czuje. Chyba dziś nie jestem w formie. Czy mógłby...?
- Tak, tak oczywiście Ethan - odparł nieuważnie. Byłem jego najlepszym uczniem, więc nie miałem wątpliwości, że mnie zwolni - Idź do domu, odpocznij i jutro widzimy się na lekcji.
Wyszedłem z sali czując na sobie jej zdziwione spojrzenie. Chciałbym jej to wyjaśnić, jakoś mi tak głupio było... Ale tylko gdy opuściłem klasę, poczułem się lepiej.
Postanowiłem udać się do auta, i poczekać aż rodzeństwo skończy lekcje. Nie chciałem dłużej stać pod drzwiami. Jeszcze bym zawrócił i zaatakował Osi na oczach wszystkich zgromadzonych. To by skreśliło mnie i moją rodzinę raz na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz