Siedziałam na wielkiej huśtawce wysoko nad ziemią. Do ziemi miałam parę kilometrów a huśtawka była zawieszona.. sama nie wiedziałam gdzie bo sznurki prowadziły wysoko w niebo. Bujałam się i nuciłam sobie. O niczym nie myślałam, nic mnie nie trapiło. Żadna troska mnie tu nie dosięgała. Byłam w lepszym miejscu. Tutaj wiecznie świeciło słońce, nigdy nie padał deszcz. Tu było słychać tylko śmiech a nie płacz. Niebo było niebieskie jak nigdzie, ptaki wesoło śpiewały a ich śpiew docierał aż do mnie, tutaj trawa była tak zielona jak w bajkach. Tutaj można było być tylko szczęśliwym.
Lecz nagle coś sie stało. Do mojego osobistego raju wkroczyły chmury. Niebo zrobiło się ciemne i zaczął wiać wiatr. Wcześniej nie bałam się tego że mogę spaść, nie myślałam nawet o tym jednak teraz kurczowo trzymałam się huśtawki. Zaczął padać zimny deszcz a wiatr wiał coraz mocniej. Spadłam.
Leciałam szybko w stronę ziemi. Bałam się a jednak tu nie powinnam czuć lęku! Nie mogłam zatrzymać sie w locie i wrócić z powrotem na huśtawkę gdzie spędziłam parę dni ziemskich a parę godzin czasu obecnego w tym moim małym raju. Coś było nie tak.
-Zac!!!!-krzyczałam spadając.
Jednak mój brat nie odpowiadał.
Zbliżałam sie niebezpiecznie w stronę łąki. Jednak nie poczułam uderzenia. Po prostu wszystko znikło a ja zanurzyłam sie w mroku. Co sie dzieje?
Wylądowałam na jakiejś równie czarnej jak wszystko ziemi. Wstałam i zaczęłam rozglądać sie dookoła.
-Zac!!!-krzyczałam ponownie lecz nie otrzymywałam odpowiedzi.
Próbowałam znowu sie gdzieś przenieść jednak nie mogłam. Wszystko na marne. Usłyszałam bicie serca. Było go słychać z każdej strony. Dudnienie odbijało sie echem w mojej głowie. Było to nie do zniesienia. Aż nagle ucichło a ja poczułam przeszywający moje ciało ból. Mrok pochłonął mnie w całości.
***
Otworzyłam oczy. Byłam w jakiejś skrzynce. Zaczęłam walić w jej ścianki jednak nie chciały ustąpić. Czułam wilgoć i zapach ziemi. Zaczęłam drapać w drewnianą pokrywę kalecząc sobie palce i łamiąc paznokcie. Po chwili ustąpiła a do środka wpadła ziemia. Zaczęłam kopać starając sie wydostać. W końcu wydostałam sie na powierzchnie. Nie wierze byłam zakopana pod ziemią i właśnie zmartwychwstałam.
Oddychałam szybko jednak dotarło do mnie że wcale nie potrzebuję tlenu by żyć. Po prostu przestałam oddychać. Sprawdziłam sobie puls i byłam bardzo zaskoczona kiedy go nie wyczułam. Co sie u diabła stało? Kim ja jestem?
Wtedy zobaczyłam go. Stał wpatrzony we mnie z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.
-Kim jesteś?-zapytałam.
-Jestem Roland. I to dzięki mnie wróciłaś do żywych.. a raczej nie żywych.
-Jestem trupem?
-Jesteś najdoskonalszą istotą na ziemi.
-A jaką?
-Dowiesz się.
-Jak mam na imię?
-Noemi.
-Ładne. Stare?
-Tak. Jakieś 800 lat.
-Super. A po co chciałeś bym wróciła ? I dlaczego byłam martwa?
-Jesteś mi potrzebna ale także chcę byś sie zemściła na tych co cie zabili.
-A jak ja nie chce?
-Chcesz.
-Chce?
-Tak.
Spojrzał mi prosto w oczy a wtedy poczułam złość oraz chęci zemsty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz