piątek, 13 lutego 2015

Od Ethana

Przebiegłem się po lesie, żeby trochę ochłonąć. Nie chciałem się kłócić, ale też nie mogłem zaakceptować jej decyzji... Mógłbym użyć swojej zdolności, aby zmienić jej nastrój na uległy i sprawić, by mnie bezwzględnie posłuchała, jednak po prostu nie potrafiłem...
 Choć nadal się we mnie gotowało z gniewu, wiedziałem jaka jest dziś data. Zacisnąłem zęby, wykorzystałem moce, aby się do reszty uspokoić i zawróciłem.
 Zastałem ją leżącą na łóżku.
Gdy mnie zobaczyła, najpierw po jej twarzy rozlał się szeroki uśmiech, a potem zgasł natychmiast. Wbiła buntowniczy wzrok w sufit. Oho... Wiedziałem już, że nie będzie łatwo.
W mgnieniu oka położyłem się koło niej. Nie reagowała. Czyli obrała taktykę "nie istniejesz".
- Chrissy... - wymruczałem jej do ucha, ale nadal nie reagowała.
Po parunastu minutach moich pieszczot, wstała i bez słowa podeszła do drzwi. Szybko złapałem ją za rękę i pociągnąłem z powrotem - tym razem na moje kolana.
- Puść... - zaczęła, ale ją pocałowałem.
Stawiała opór, ale... niedługo. Wreszcie mi się poddała.
- Przemienisz mnie? - wymamrotała między pocałunkami.
 - Mamy czas... - mruknąłem, a gdy się odsunęła gwałtownie poprawiłem się ze śmiechem - No dobrze, dobrze... Przemienię. Ale nie obiecuję, że za te dwa miesiące...
Ugryzła mnie w ucho, ale już nic nie powiedziała.
Leżeliśmy tak do południa.
Gdy zerknąłem na zegarek, mruknąłem.
- Elise mnie zabije... Spóźnimy się.
- Co? - spytała zdezorientowana wyciągając sobie pióra z włosów (czyt. bitwa na poduszki).
- Ubierz się w coś eleganckiego czy coś - mruknąłem i zerknąłem na jej rozciągnięty dres. Dla mnie mogła nawet chodzić w worku na śmieci i tak by była najpiękniejsza, jednak gdyby przyszła w tym dresie... Elise by ją dorwała i kazała by jej założyć coś... o wiele gorszego.
- A z jakiej to okazji? - poruszyła się nerwowo, chyba domyślając się prawdy.
- Choć, nie gadaj - odparłem niewzruszony i podszedłem do szafki.
W środku ubrania poukładane były schludnie, jak większość rzeczy w domu Chrissy, jednak nie pedantycznie idealnie. Wyciągnąłem jakąś ciemną bluzkę i podałem jej.
Wzięła ją i parsknęła śmiechem.
- W tej byłam na pogrzebie wujka.
Podałem jej inną (według mnie żywszą - czerwoną).
Drugie podejście też okazało się niewypałem.
Tu Chrissy roześmiała się na dobre. Wręcz płakała ze śmiechu, a ja stałem zdezorientowany.
- No co? - uśmiechnąłem się widząc jak się śmieje, ale nadal pozostałem ogłupiały.
- A-a   t-ta - wykrztusiła przez śmiech - J-jest z zeszłorocznego h-halloween.  Tematycznie prawda?
Ja też się roześmiałem. Zacząłem ją łaskotać, a ona naprawdę umierała ze śmiechu.
- E-ethan!! - krzyczała krztusząc się.
Efekt jej "ubierania" był taki, że dziesięć minut potem leżeliśmy obok siebie. Wyczerpana Chrissy oddychała z trudem. Ja cicho i spokojnie - jak zwykle. Zauważyła to i rzuciła sarkastyczną uwagę.
- Pan wampir nigdy się nie męczy co?
Wyszczerzyłem szeroko zęby.
Spróbowała mnie załaskotać, ale ni drgnąłem.
- I łaskotek też nie ma... - dodała.
W tej chwili ja wybuchnąłem śmiechem. Zupełnie bez powodu dostałem ataku wesołości.
- Ethan dobrze się czujesz? - spytała szeroko się uśmiechając.
Wreszcie się uspokoiłem, cmoknąłem ją w policzek i powiedziałem.
- Dobra, ubieraj się już królewno, bo Elise wyjdzie z siebie.
- Elise...? - zająknęła się, lecz rzuciłem w nią czerwoną bluzką, a ona przewróciła oczami i zaszyła się w łazience, ze swoimi "eleganckimi" ubraniami.
Miałem nadzieję, że przyjęcie które wyprawialiśmy dla Chrissy się uda...
A mój mały drobiazg dla niej przypadnie jej do gustu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: