Przebiegłem się po lesie, żeby trochę ochłonąć. Nie chciałem się kłócić, ale też nie mogłem zaakceptować jej decyzji... Mógłbym użyć swojej zdolności, aby zmienić jej nastrój na uległy i sprawić, by mnie bezwzględnie posłuchała, jednak po prostu nie potrafiłem...
Choć nadal się we mnie gotowało z gniewu, wiedziałem jaka jest dziś data. Zacisnąłem zęby, wykorzystałem moce, aby się do reszty uspokoić i zawróciłem.
Zastałem ją leżącą na łóżku.
Gdy mnie zobaczyła, najpierw po jej twarzy rozlał się szeroki uśmiech, a potem zgasł natychmiast. Wbiła buntowniczy wzrok w sufit. Oho... Wiedziałem już, że nie będzie łatwo.
W mgnieniu oka położyłem się koło niej. Nie reagowała. Czyli obrała taktykę "nie istniejesz".
- Chrissy... - wymruczałem jej do ucha, ale nadal nie reagowała.
Po parunastu minutach moich pieszczot, wstała i bez słowa podeszła do drzwi. Szybko złapałem ją za rękę i pociągnąłem z powrotem - tym razem na moje kolana.
- Puść... - zaczęła, ale ją pocałowałem.
Stawiała opór, ale... niedługo. Wreszcie mi się poddała.
- Przemienisz mnie? - wymamrotała między pocałunkami.
- Mamy czas... - mruknąłem, a gdy się odsunęła gwałtownie poprawiłem się ze śmiechem - No dobrze, dobrze... Przemienię. Ale nie obiecuję, że za te dwa miesiące...
Ugryzła mnie w ucho, ale już nic nie powiedziała.
Leżeliśmy tak do południa.
Gdy zerknąłem na zegarek, mruknąłem.
- Elise mnie zabije... Spóźnimy się.
- Co? - spytała zdezorientowana wyciągając sobie pióra z włosów (czyt. bitwa na poduszki).
- Ubierz się w coś eleganckiego czy coś - mruknąłem i zerknąłem na jej rozciągnięty dres. Dla mnie mogła nawet chodzić w worku na śmieci i tak by była najpiękniejsza, jednak gdyby przyszła w tym dresie... Elise by ją dorwała i kazała by jej założyć coś... o wiele gorszego.
- A z jakiej to okazji? - poruszyła się nerwowo, chyba domyślając się prawdy.
- Choć, nie gadaj - odparłem niewzruszony i podszedłem do szafki.
W środku ubrania poukładane były schludnie, jak większość rzeczy w domu Chrissy, jednak nie pedantycznie idealnie. Wyciągnąłem jakąś ciemną bluzkę i podałem jej.
Wzięła ją i parsknęła śmiechem.
- W tej byłam na pogrzebie wujka.
Podałem jej inną (według mnie żywszą - czerwoną).
Drugie podejście też okazało się niewypałem.
Tu Chrissy roześmiała się na dobre. Wręcz płakała ze śmiechu, a ja stałem zdezorientowany.
- No co? - uśmiechnąłem się widząc jak się śmieje, ale nadal pozostałem ogłupiały.
- A-a t-ta - wykrztusiła przez śmiech - J-jest z zeszłorocznego h-halloween. Tematycznie prawda?
Ja też się roześmiałem. Zacząłem ją łaskotać, a ona naprawdę umierała ze śmiechu.
- E-ethan!! - krzyczała krztusząc się.
Efekt jej "ubierania" był taki, że dziesięć minut potem leżeliśmy obok siebie. Wyczerpana Chrissy oddychała z trudem. Ja cicho i spokojnie - jak zwykle. Zauważyła to i rzuciła sarkastyczną uwagę.
- Pan wampir nigdy się nie męczy co?
Wyszczerzyłem szeroko zęby.
Spróbowała mnie załaskotać, ale ni drgnąłem.
- I łaskotek też nie ma... - dodała.
W tej chwili ja wybuchnąłem śmiechem. Zupełnie bez powodu dostałem ataku wesołości.
- Ethan dobrze się czujesz? - spytała szeroko się uśmiechając.
Wreszcie się uspokoiłem, cmoknąłem ją w policzek i powiedziałem.
- Dobra, ubieraj się już królewno, bo Elise wyjdzie z siebie.
- Elise...? - zająknęła się, lecz rzuciłem w nią czerwoną bluzką, a ona przewróciła oczami i zaszyła się w łazience, ze swoimi "eleganckimi" ubraniami.
Miałem nadzieję, że przyjęcie które wyprawialiśmy dla Chrissy się uda...
A mój mały drobiazg dla niej przypadnie jej do gustu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz