Wczesnym rankiem kiedy żywej duszy nie było na sali i na korytarzach, mogłam odpocząć. Wylądowałam w jednym z tych lepszych szpitali które wyglądały jakbym znalazła się w raju. Jednak nie czułam się dobrze, z każdym dniem było coraz gorzej. Kiedy usłyszałam gdzieś blisko siebie jakiś płacz zrozumiałam, że to pewnie jakiś ojciec lub bliska osoba płacze po swoim dziecku,żonie czy kimś innym z rodziny. Jeśli chodzi o mnie, będąc tu stawałam się odporna na to gdy ludzie umierają z mojego otoczenia. Zrozumiałam, że odejście Mike'a to zwykła przemiana i on już nigdy nie wróci taki jak był kiedyś, tak samo Annalice nie wróci do żywych.Z początku jej śmierć zniszczyła mnie doszczętnie po odejściu Ethana, ale teraz zaczęłam do końca się niszczyć. Tyle w okół mnie śmierci, zaczęłam to zauważać dopiero teraz. Moje życie było tak proste, że aż piękne. Zawsze je doceniałam a teraz... przestałam doceniać każdą moją żałosną sekundę życia.
Mike zjawił się około szóstej budząc mnie z wielkim uśmiechem na twarzy rozkoszując się moim cierpieniem z każdej możliwej strony. Nie wyglądałam dobrze, z każdym dniem słabłam, byłam chudsza... Odmawiałam jakichkolwiek posiłków, mama nie miała do mnie siły jak i moje przyjaciółki. Odwiedzały mnie jednak kiedy kazałam im się ode mnie odsunąć jak najdalej posłuchały mnie. Niestety, co sprawiło mi kolejny ból... musiałam im trochę pokrzyczeć i nawyzywać, skłamać, że nie chcę ich znać i nigdy nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego... Odeszły, a o to mi chodziło. Nie mogłam mieć przy sobie dziewczyn bo moje odejście dotknęło by je jak i mnie. Teraz miałam tylko mamę i psychopatę-prześladowcę.
-Jak mija ci dzień w cudownym szpitalu?-Spytał rozpromieniony Mike.
Milczałam. Kiedy coś mówiłam brzmiałam jakbym miała wielką chrypę i nie odzywałabym się przez rok. Poza tym nie miałam siły by przekręcić głową, a co dopiero się odezwać. Nie sprawiało mi to wielkich trudności, po prostu nie miałam ochoty się odzywać i z nikim rozmawiać. Zamknęłam się w sobie, pasuje to do chudej dziewczyny leżącej w szpitalu która jest biała jak papier, prawie że sina.
-Wyglądasz cudownie, jednak może byś się nieco rozchmurzyła?
-Daj... spokój...
-Niesspodziankaaa!-Klasnął w dłonie.-Zabieram cię do domku.
Zdębiałam. Nie wiedziałam co jest gorsze, to, że wracam do starego pełnego wspomnień domu, czy że zabiera mnie tam mój psychopata?
Niestety, wiedziałam, że nie mam co się sprzeciwiać Mike'owi. Nic bym nie poradziła, na domiar złego zahipnotyzował pół szpitala by mnie puścili i wpisali wypis. W domu zamknęłam się w łazience i zaczęłam reagować w nieco inny sposób. Napisałam Ethanowi dwa krótkie sms'y proszące o pomoc. Nie mogłam prosić nikogo innego, a pomocy potrzebowałam teraz i to niezwłocznie. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Halo halo, ile jeszcze mam czekać?-Zaćwierkał Mike.
Zakaszlałam przed moją odpowiedzią i zaczęłam szybko pisać drugiego sms'a do Ethana. Jeśli się nie zjawi ktokolwiek za niedługi czas... on mnie zabije. Myślałam, że pozbyłam się Mike'a na wieki wieków...
-Ehm... ee... Już, muszę wziąć prysznic...
-Ach, rozumiem.-Kiwnął głową i usłyszałam jak idzie na górę.
Wykorzystałam ten moment i złapałam za telefon. Wykręciłam numer do Ethana, był sygnał. Jednak nie odebrał. Poczta głosowa, to może być...
-Ethan, proszę... pomóż mi... Błagam... Jestem cały czas z domu, nie... nie dam rady dłużej... musisz mi pomóc, proszę...
Rozłączyłam się i zadzwoniłam kolejny raz puszczając wodę spod prysznica że niby się kąpię.
Bez podejrzeń...
Tak! Po kilku sygnałach ktoś odebrał, jednak była to jakaś dziewczyna i w tle grała głośna muzyka.Dziewczyna spytała się kto to, byłam zdziwiona, że odebrała telefon Ethana... jakaś laska, ale czas naglił.
-Mogłabyś... znaleźć Ethana?
-Co? Nie słyszę!
-Znalazłabyś Ethana?! To pilne... bardzo...
-Nie wiem kto to jest.-Odparła dziewczyna obojętnie.
-Znajdź Dantego lub Nathana albo Elise... Błagam.... mam mało czasu. Podaj jednemu z nich telefon...
Cisza. Muzyka była głośniej, a potem usłyszałam chyba Nathana.
-SŁUCHAM?!-Krzyknął w słuchawkę właśnie on.
-Nathan... tu Chrissy...
-OCH! CZEŚĆ CHRISSY! SŁ...
-Potrzebuję pomocy... Błagam... przekaż Ethanowi że koniecznie jej potrzebuję... Inaczej stanie mi się coś złego, bo nie jestem w domu sama... jest coraz gorzej... Błagam was o pomoc...
-Ej...chwila, co jest?-Spoważniał.
-Powiedz mu to... prosze. Teraz...
-Halo halo, ślicznotko? Koniec?-Zapukał Mike.
-Zaraz mu powiem.-Odparł.
Rozłączyłam się i schowałam telefon tak, by Mike go nie znalazł w razie czego. Wyszłam a on pchnął mnie na fotel.
-Czas na posiłek, matko, ale jestem głodny...
Zatopił kły w moim nadgarstku, a ja wykorzystałam sytuacje. Jedno z zaklęć Mike'a powinno zadziałać.
-Phasmatos.
Upadł na ziemię półprzytomny. Z nadgarstka kapała mi krew, nie miałam czasu na pierdzielenie się z raną. Wzięłam telefon i podbiegłam do drzwi. Zamknięte... z tylnymi nie było tak samo, wybiegłam i poszłam do miasta. Nie znajdzie mnie tam. Chociaż mój zapach był nieco kuszący i ostry, ale uważałam, że w mieście będzie trudniej. Jest nowonarodzonym i trudno mu rozpoznać zapachy, jak kiedyś tłumaczył mi Flynn i Simon.
Usiadłam gdzieś w galerii i ściskając w dłoni telefon rozglądałam się, kiedy Mike zdoła mnie tu znaleźć. Zaklęcie o ile pamiętam działa na cztery godziny, więc mam spokój... boże... Nie ma szans, znajdzie mnie zawlecze gdzieś, weźmie całą moc ze mnie jaką jeszcze mam i wtedy umrę przez połączenie. Wątpię, że Ethan dostanie wiadomość i że się zjawi, więc zaczęłam myśleć realistycznie - Mike mnie znajdzie a ja umrę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz