-Stań pod drzewem.-Nakazał mi Mike.
Wykonałam jego każde polecenie. Żadne zaklęcie na mnie nie działało, sam nie wiedział czemu. Jednak nie mogłam próbować ucieczki, bo jest jakby wampirem. Mogłabym go zabić kołkiem w serce a wtedy jedno niebezpieczeństwo z głowy. To nadal mój przyjaciel... muszę się opamiętać. Nie skrzywdzi mnie, muszę być wyrozumiała...
-Co masz zamiar zrobić?-Spytałam cała spięta.
-Może uda mi się na chwilę pozbawić cię jednego organu, to będzie ciekawe. A jak się nie wybudzisz, przywrócę cię do życia.
-Nie... Nie rób tego...-Poprosiłam.
-Jesteś mi wdzięczna, bo zlikwidowałem Damona. Przecież ci pomogłem... Amatos...
Zaczął zaklęcie a ja modliłam się by nic mi się nie stało. Od tygodnia praktykował na mnie swoje zaklęcia i umiejętności. Od czasu do czasu pił moją krew. Pozwalałam mu na to, nie miałam nic do stracenia. Mogłam od tego umrzeć szybciej niż normalny przeciętny człowiek. Mówił, że jestem wyjątkowa, interesuje się mną bo nie rozumie tego jak blokuję jego zaklęcia, nawet nie może mnie zauroczyć bym wykonywała jego polecenia. Intryguje go to. Niektóre zaklęcia działały, mówił, że nieświadomie blokuję jego czary, jednak jak mogłam to robić, skoro jestem człowiekiem?
-Otacza cię bariera... Której niestety nie mogę zniszczyć, ale kiedy jesteś nieprzytomna mogę się pobawić zaklęciami...
Za nim pojawiła się Naomi. Zdziwiłam się, myślałam, że nie żyje przez łowców. Miałam nadzieję, że jej widok opamięta Mike'a, jednak na próżno.
-Mike... Musisz mi pomóc...
-Imotos.-Syknął a Naomi stanęła w bezruchu wpatrując się w Mike'a.-Słucham? Lepiej jak jesteś w takiej postaci, jak się nie ruszasz. Znacznie wygodniej.
-Co z tobą? Mike... To mój były cię zmienił, przepraszam...
-Ja mu dziękuję, ale i tak z czasem mógłbym go zabić. Nie jestem mu nic winien, niedługo wszystkie wampiry powybijam z łatwością. Zostanę tylko ja i reszta marnego świata.
Naomi poruszyła się i odetchnęła z ulgą. Widocznie Mike ją odczarował. Odwrócił się i poszedł w moim kierunku. Nagle coś przebiło... go. Zaśmiał się a przed nim stanęła Naomi. Wyjął kołek bez problemu uśmiechając się bez przerwy.
-Ups... Chyba jestem pozbawiony serca... Pomyślałem o tym wcześniej. Moje zaklęcia działają na mnie, jestem nieśmiertelny... Na litość, jestem wampirem!-Zaśmiał się prosto w twarz Naomi i wbił kołek w brzuch.-Moje zaklęcia działają na mnie, a na dodatek likwidując swoje serce, żyję jak widać bez problemu.
Naomi krzyknęła kiedy przekręcił kilka razy kołek w jej brzuchu, a potem odepchnął ją.
-Do następnego razu, droga Naomi.-Wtedy zniknęła. Przeniósł ją gdzieś.
Boże, on był naprawdę bardzo potężny skoro tak potrafił roznieść pierwotnego. A on był tylko nowonarodzonym... Pijąc moją krew jego moc mogła maleć, ale też mogła wzrastać. Zależy tylko ode mnie, tak mi powiedział. Złapał mnie za nadgarstek i przeniósł nas do domu. Z niedowierzaniem odwróciłam się do niego i z krzykiem napadłam Mike'a.
-Zraniłeś ją! Naomi! Jak mogłeś?!Kochasz ją!
-A mówią, że serce jest zwierciadłem duszy...-Szepnął.-Nie mam serca, zapomniałaś? Mam gdzieś to wszystko.
-Gdzie jest serce?
-Schowane tak, gdzie nikt go nie znajdzie. Kiedy wróci do mnie z mojej własnej woli odzyska pamięć, ale nic mnie do tego nie zmusi. Nie można mnie w żaden sposób zauroczyć ani zabić. Piękne prawda Chrissy?
-Mike...-Zamilkłam kiedy spojrzał się w moją stronę a z jego dłoni leciała jakaś para. Rozpalał ogień.
-Głodna?-Spytał zmieniając ton.
-Nie w twoim towarzystwie nie mam ochoty nic jeść..
-Będziesz się głodzić? Ojj... Nie ładnie. Troszkę kultury.
-Kto to mówi.
-Hej, Chrissy... Jesteś głodna?-Rozpalił ogień.
-Tak.-Jęknęłam.-Bardzo...
-Och, no cóż... Myślę, że nie jestem najgorszym kucharzem i coś postaram ci się zrobić.
-Zgaś ogień...-Poprosiłam wystraszona.
-Ech... No dobrze...-Zapalił kuchenkę i zaczął gotować. Kazał usiąść mi na krześle.-W okół twojego domu jest linia krwi, wiesz co to?
Pokręciłam głową unikając jego wzroku.
-To coś, co wykryje pierwotnego w obrębie twojego otoczenia. Niestety, tylko pierwotnego, a nie wilkołaka. Jego krew jest dla mnie trująca, chociaż... kiedyś zmienię jego krew w ludzką i zobaczymy czy zadziała... Och...-Usłyszał moje burczenie w brzuchu.-Daj mi proszę piętnaście minut a zrobię nam romantyczną kolację Chrissy.
-Chyba krwawą kolację. Coś mi mówi, że nie masz dobrych zamiarów...-Głos mi się łamał.
-Akurat teraz nie.-Odparł wzruszając ramionami.-Nie chcę cię głodzić, potrzebuję cię do eksperymentów a czeka nas dużo pracy.
Spojrzałam na siniaki na ręku od niego. Rzeczywiście, dużo pracy... Nie starczy miejsca na pamiątkowe liczne siniaki jak tak dalej pójdzie... Po prostu... niech mnie zabije...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz