- Długo jeszcze? - mruknęła rozżalona Chris drepcząc za mną zapamiętale.
- Jeszcze troszeczkę - powiedziałem rozbawiony.
- Mówisz to już czwarty raz - burknęła, ale przyspieszyła posłusznie kroku.a
- Gdybyś pozwoliła mi się ponieść... - zacząłem, ale ona mi przerwała.
- Już o tym rozmawialiśmy. Mam własne nogi.
Przewróciłem oczami.
- Ej widziałam to! - odparła na to po czym udała że się obraża i ruszyła w przeciwną stronę.
Roześmiałem się.
- Ej no chodź tu - pociągnąłem ją za rękę po czym gwałtownie pocałowałem.
Rozchmurzyła się, jednak przez dalszą drogę nadal udawała, że "jej duma została urażona".
Po godzinie byliśmy już na miejscu. Gdy Chrissy miała już popadać w załamanie nerwowe, ja rozsunąłem zarośla, pomogłem jej przejść i...
Jej, a nawet mi zaparło dech w piersi, jak za każdym razem gdy tu przychodziłem.
Ocean dziś był dosyć szary i ponury, jednak nadal majestatyczny i potężny. Chrissy wpatrywała się w niego przez dobre parę minut.
- Piękny... - wyszeptała i ujęła mnie za rękę.
Stanąłem za nią i odgarnąłem jej włosy z szyi.
- Cieszę się, że ci się podoba - wyszeptałem czule i pocałowałem ją.
Następne minuty... a może nawet i godziny spędziliśmy na klifie wpatrzeni w ocean.
Słońce po jakimś okresie czasu wyszło na chwilę, ale zaraz zaczęło zachodzić. Podnieśliśmy się z ziemi, a ja stanąłem naprzeciw niej.
- Każdy ma swoje przeznaczenie. Ty jesteś moim - wyszeptałem i pocałowałem ją delikatnie.
Zaczęliśmy iść w kierunku domu. Chrissy przez cały czas milczała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz