środa, 11 lutego 2015

Od Ethana

 - Masz takie słodkie oczy - wymruczałem jej do ucha.
Poruszyła się lekko i parsknęła rozbawiona.
- Słodkie? Mówi się "ładne", "piękne".
- Ja mówię słodkie - odparłem z przekorą.
Przewróciła oczami, ale po chwili spytała.
- Czemu tak?
- Bo... są słodkie - roześmiałem się i pocałowałem ją w czubek głowy rozbawiony naszą dziecinną rozmową.
- Ale ty głupi jesteś - parsknęła i wtuliła mi się w szyję.
- Wiem... Ale takiego mnie kochasz - wyszeptałem czule.
Przez dłuższą chwilę milczeliśmy. Chrissy bawiła się moim zegarkiem po czym nagle zapytała.
- Nic z tego nie będzie?
- Z czego? - odparłem zdziwiony, choć mniej więcej wiedziałem co jej chodzi po głowie.
- No wiesz z czego... - mruknęła i nabrałem pewności.
Westchnąłem i po chwili odwróciłem ją tak, że patrzyła mi w oczy.
Zawstydzona spuściła wzrok nadal bawiąc się moim zegarkiem, a ja lekko rozbawiony uniosłem jej brodę.
- Ej kicia... Spójrz na mnie - poprosiłem.
- Kicia? - skrzywiła się lekko patrząc mi już w twarz - Co to za nowy, odrażający epitet?
Roześmiałem się lekko, ale zaraz spoważniałem.
- Rozmawialiśmy już na ten temat... - odparłem spokojnie.
Zrobiła minę niczym naburmuszone dziecko. Miałem ochotę  się roześmiać, ale całe szczęście w porę się opanowałem.
- Ale to niesprawiedliwe! Nigdy...?!
Przymknąłem oczy i przyciągnąłem ją bliżej siebie.
- Mmm... - wymruczałem cicho - Twój zapach...
- Tak wiem - niemalże warknęła zła i odsunęła się.
Pokręciłem głową lekko rozbawiony.
- Oh Chris... jak łatwo cię rozzłościć, słowo daję!
Milczała, a ja mimo jej uporu przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie powiedziałem że nigdy - wymamrotałem.
Jęknęła i wstała mi z kolan. Wymachując rękami chodziła po pokoju.
- Dlaczego to ja zawsze muszę być tą niecierpliwą i "zboczoną" ? - pożaliła się.
- A dlaczego ja zawsze muszę być powściągliwy? - odpowiedziałem jej pytaniem na pytanie widocznie rozbawiony.
- Nie musisz...! - odparła za szybko, a oczy rozbłysły jej niebezpiecznym blaskiem oznaczającym tyko jedno.
Pokręciłem głową.
- Słowo daję, Chrissy, ty mnie kiedyś wykończysz...
Widząc, że póki co mnie nie  nakłoni do zmiany zdania usiadła na brzegu łóżka i uparcie milczała.
Trwało to jakieś 20 minut. Ja cały czas wpatrywałem jej się w twarz, a ona coraz bardziej poirytowana uparcie na mnie nie patrzyła.
  Wreszcie wstała i podeszła do mnie.
- Dobra, wygrałeś - mruknęła i usiadła mi na kolanach, a ja cicho się zaśmiałem i pocałowałem ją.
- Czy ty musisz być - tak jak sama przyznałaś - taka niecierpliwa? Wiesz, że chciałbym... Nawet bardziej od ciebie.
- Nie widać - odparła z sarkazmem, a ja kontynuowałem puszczając jej uwagę mimo uszu.
-  Jednak mam na uwadze twoje dobro...
- Jakie dobro?! - sarknęła.
- Co gdy cię po prostu... rozwalę?
Przewróciła oczami.
- To umrę jako najszczęśliwsza nie-dziewica pod słońcem.
Roześmiałem się, ale zaraz ją skarciłem.
- Nawet tak nie mów. Nigdy nie pozwolę ci umrzeć...
- Za kilkadziesiąt lat... To nastąpi... - powiedziała ze smutkiem i zagadkową melancholią w głosie wpatrując się w okno.
Drgnąłem lekko.
- Tak właśnie tak.... Tak powinno być Chris...
- Chcesz być ze starą, siwiejącą, pomarszczoną panią?! Chcesz żeby mnie brali za twojego wnuka?! Jak to będzie wyglądać?
- Tak właśnie chcę - odparłem całując ją w rękę - Masz się spokojnie zestarzeć jak człowiek... obdarzony może paroma extra mocami.
- Właśnie te extra moce użyje, aby zahamować swój rozwój...
- Nawet nie próbuj! - odparłem, a widząc, że chce coś jeszcze powiedzieć, wstałem i wziąłem ją za rękę
- Choć, przejdziemy się, noc jest ciepła, a księżyc ładnie świeci...
- No dobrze - odparła po chwili - Ale i tak wrócimy do  tego tematu ! - zagroziła mi, a ja roześmiałem się przepuszczając ją przodem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: