piątek, 6 lutego 2015

Od Ethana


- Ładnie prawda? -  powiedziała Emilie bardziej do siebie niż do mnie oglądając dopiero co powieszoną firankę.
- Yhm - mimo to przytaknąłem w zamyśleniu. Oglądałem wiadomości w telewizorze, choć wcale mnie to nie interesowało.
- Myślisz, że bardziej pasują to czerwone czy niebieskie zasłony...? - dobiegł mnie gdzieś z daleka jej głos, lecz ja już zatonąłem w swoich myślach.
Ostatnio dosyć często mi się to zdarzało.
Nawet nie wiem po ilu minutach Emilie zła stanęła nade mną i krzyknęła.
- Ethan do cholery jasnej mówię do ciebie! To, że zostawiłeś tą dziewczynę z powodu własnych, niezdrowych pobudek to jeszcze nie znaczy że pozwolę do końca ci się w sobie zamknąć.
Drgnąłem i ocknąłem się nagle. Spojrzałem na nią bez wyrazu.
- Mówiłaś coś? - spytałem zdezorientowany.
Emilie nic nie powiedziała tylko z zaciśniętymi zębami poszła do nowej kuchni.
  Nowa kuchnia, nowy salon, nowe pokoje... Nowy dom. Tak. Mieszkaliśmy w Seattle  czyli niezbyt daleko od Forks więc nadal odczuwałem czyjąś obecność...
 Chociaż... Taka prawda że nawet jakbyśmy wynieśli się do Afryki czułbym to samo...
Rozmasowałem sobie skronie i poszedłem za Emilie.
- Mamo... Przepraszam. Już nie będę.
Emilie piła szklankę zwierzęcej krwi. Po chwili odstawiła ją z trzaskiem i powiedziała.
- Ile ja to już razy słyszałam? 10? Koniec tego. Odsyłam cię na terapię.
Parsknąłem śmiechem, lecz widząc jej lodowaty wzrok opanowałem się.
- Emilie myślisz że ludzki psycholog pomógłby mi w jakimś chociaż minimalnym stopniu? Skuteczność terapii polega na tym, że nie wolno mieć przed terapeutą żadnych tajemnic. Gdybym  powiedział mu wszystko... W najlepszym razie odesłali by mnie do czubków.
Emilie przez chwilę się nie odzywała, a potem westchnęła i oparła się o kredens.
- Wiem... Przesadziłam z tą terapią... Ale dziecko ja już nie wiem co mam robić, żebyś wyzdrowiał! - odparła i nagle przytuliła mnie do siebie.
- Ale ja nie jestem chory... - wymamrotałem  w jej ramię i odsunąłem się.
Trochę żenowały mnie takie uściski... Nie lubiłem przytulania ani całowania... W końcu byłem wampirem.
Po chwili Emilie powiedziała.
- No idź już... Coś dla ciebie jeszcze wymyślę... specjalnego - mrugnęła do mnie i zniknęła.
Z westchnieniem wróciłem do salonu i bezszelestnie opadłem na kanapę, bardziej z przyzwyczajenia niż z potrzeby. Mógłbym stać bez przerwy nawet tydzień i nie odczułbym najmniejszego dyskomfortu.
 Resztę dnia przesiedziałem na sofie oglądając wiadomości. Nikt do mnie nie zaglądał o dziwota. Dom był cichy, a ja z lubością mogłem zapaść w swoje myśli, choć niestety sprawiało mi to lekki ból.
 Wieczorem drzwi otwarły się z niewyobrażalnym impetem a do środka wchodziło kilkadziesiąt obóz. Głośne rozmowy, śmiechy i muzyka która nagle zagrała mi za uchem mocno mnie zaszokowały.
- No ludzie! Rozgośćcie się ! Bawimy się do rana! - ryknął niespodziewanie Dante.
Zdezorientowany cofnąłem się pod ścianę, patrząc jak masa imprezowiczów "rozgaszcza" się w naszym nowym domu. Z łatwością lawirowałem przez tłum i już wkrótce złapałem Dantego.
- Co to ma być? - syknąłem łapiąc brata za ramię - Jak Emilie się dowie...
- Emilie sama dała nam zgodę - odparł radośnie i zniknął w tłumie dziewczyn.
W drzwiach stanęła Elise i Nathan obaj z kuflami piwa.
- No braciszku! Bawimy się! - powiedziała ze śmiechem Elise.
Nic nie odpowiedziałem. A więc to wymyśliła Emilie...
Lecz ja nie miałem najmniejszego zamiaru się bawić i ruszyłem na górę. Wiedziałem, że mnie tam prędzej czy później znajdą... Uciekać z domu nie było sensu jeśli nie chciałem się narazić na gniew matki. Westchnąłem. Nie dadzą spokoju człowiekowi, nie dadzą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: