Gdy wyjawiła mi jego imię... Wiedziałem już co chcę zrobić. Przez chwilę rozważałem decyzję o tym by darować mu jednak życie... Ale to szlachetne uczucie szybko przesłoniło inne - chęć mordu. Nie zastanawiałem się nad tym czy robię dobrze - wiedziałem że robię sprawiedliwie.
Dopiero gdy pędziłem przez las w opóźnieniu dotarły do mnie słowa Chrissy...
"Był nim... został przemieniony w wampira zaraz po ataku pierwotnych na
bazę łowców. Został obdarzony mocami po swojej matce która była
wiedźmą... no i... zmienił się. Zaraz po twoim odejściu powiedział mi,
że będę jego... jakby zabawką. Ćwiczył na mnie swoje zaklęcia, jednak
żadne nie działały. Doprowadzało go to do szału więc zaczął mnie powoli
zabijać. Najpierw pił ze mnie krew, potem wbił nóż w brzuch... a potem
to co pewnie widziałeś w moim domu. Nie chcę ci tego mówić bo pewnie
znajdziesz go i zabijesz..."
Zastanów się Ethan - powtarzałem sobie w myślach. Czy Chrissy chciałaby aby jej przyjaciel który może był jaki był ale przyjaciel... został zamordowany?
"Zabijając inną istotę w zemście niczym od niej się nie różnisz, a wręcz przeciwnie upadasz niżej" - słowa Emilie sprzed kilkudziesięciu lat zawdzięczały mi nagle w głowie.
Postanowiłem odłożyć tą decyzję na później. W końcu parę godzin różnicy nic mi nie robi... Uznajmy, że z własnego miłosierdzia podarowałem mu jeszcze trochę życia.
Teraz pragnąłem tylko jednego.
Zawróciłem i pobiegłem do domu.
Po dramatycznej akcji zabrania Chrissy z tamtego miejsca, która była błyskawiczna, ale wcześniej towarzyszyły nam straszne emocje mimo używania mojego daru, przewieźliśmy ją do naszego starego domu. W Seattle pewnie impreza już się skończyła. Dante z Emilie mieli do nas dołączyć na dniach, tylko musieli pozałatwiać sprawy nieruchomościowe związane ze sprzedażą domu w którym mieszkaliśmy zaledwie dwa miesiące.
Natomiast wracając do tematu... Gdy tylko wróciliśmy, zabraliśmy się od razu do roboty. Pościągaliśmy z mebli i różnych sprzętów nakrycia, poodkurzaliśmy i powycieraliśmy kurze (to znaczy... kto sprzątał ten sprzątał !).
Gdy Chrissy wreszcie spała w łóżku które nie wiadomo skąd wywlekła Elise w jej pokoju... Poczułem, że mimo iż nie muszę nareszcie potrafię oddychać pełną piersią. Mimo iż moje serce przestało bić wiek temu... Czułem w nim przyjemne ciepło. Wszystko powróciło na swoje miejsce, a blokada dotąd bez przerwy mnie męcząca znikła. Po zamyśleniu i zadumie też nie było śladu...
Słowem. Znów byłem sobą.
A nawet lepszym sobą.
Gdy wróciłem do domu natrafiłem akurat na kawałek ich rozmowy.
- ... aż za bardzo - zakończyła jakieś zdanie Elise.
ależy mu na tobie aż za bardzo.-Odparła Elise.
-Ale... to... To po co odchodził? - spytała zagubiona Chrissy
-Bo nie chciał sprowadzić na ciebie niebezpieczeństwa, chciał byś miała normalne życie. Szczęśliwe...
-Przez to, że zniknął z mojego życia tak łatwo, ja zrujnowałam swoje życie i siebie.
-Jesteście siebie warci.-Odparł Nathan z uśmiechem.
-Nie rozumiem go... Czemu musiał odejść... przyszło mu to tak łatwo... - mruknęła Chris.
Wtedy postanowiłem wkroczyć do akcji.
- Chrissy możemy porozmawiać? - spytałem wchodząc do salonu.
Nat i Elise prawdopodobnie wiedzieli, że podsłuchuję, ale nie dali tego po sobie poznać. El tylko uśmiechnęła się zagadkowo, a Nat przewrócił oczyma.
Po tej rozmowie... Zdałem sobie z czegoś sprawę...
Nie potrafiłem już tego kryć.
Gdy Chrissy wyszeptała wtulona we mnie " I to nie prawda, że cię nienawidzę", pochyliłem się nad nią i powoli, starannie, nie myśląc o konsekwencjach wyjawiłem jej całą prawdę o swoich uczuciach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz