- Gdzie masz dziewczynę? - spytałem rozbawiony Nathana, wylegując się na kanapie.
Posłał mi złe spojrzenie.
- Nie mam dziewczyny.
- A Katherine jaką pełni funkcję? Konkubiny? - parsknąłem śmiechem, a on rzucił we mnie z całej siły w poduszką.
- Ale ty jesteś dożarty - mruknął.
- Bracie, to nie robi na mnie wrażenia - odparłem rozbawiony i wziąłem wazon do ręki.
- Ethan! Rozwalimy salon Emilie, jak zaraz wezmę coś większego.
- Życie - wzruszyłem ramionami i rzuciłem w końcu tym wazonem.
Nathan się wściekł i się zaczęło.
On krzesło
Ja stół.
On fotel.
Ja...
- Co tu się dzieje?! - spytała wściekła matka stając w progu.
Salon był cały zdemolowany. Rozbite szkło, kawałki drewna, papiery, podarty materiał.
Odstawiłem sofę i trochę zmieszany podrapałem się po głowie.
Wpłynąłem na nastrój Emilie i po chwile się uspokoiła. Była świadoma, że to robię, jednak nie protestowała. Po chwili spytała spokojnie.
- Ethan, Nathan. Chłopcy wyjaśnijcie mi dlaczego zachowujecie się jak pięcioletnie dzieci?
- Bo nimi jesteśmy - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Mój za siebie - odparł Nathan i posyłając mi wzrok wyszedł z salonu.
Zdziwiona Emilie uniosła brwi i chwilowo zapomniała o zdemolowanym salonie.
- A z nim co?
Wzruszyłem ramionami i opadłem na kanapę.
Faktycznie, z Nathanem od pewnego okresu działy się dziwne rzeczy... Nie żartował tak jak zwykle. Nie śmiał się pełną gębą. Nie był taki radosny.
Trochę się z tego powodu nachmurzyłem... Musiałem pogadać z nim.
Ale to potem, bo w tej właśnie chwili do domu wrócił Dante.
Emilie cała się spięła i usiadła obok mnie. Od razu wyczułem nastrój Dantego.
Wpadł do środka przerażony i spytał nas obu.
- Dlaczego mi wcześniej nie powiedzieliście?!
Popatrzyliśmy się po sobie z Emilie. W progu pojawił się z powrotem Nathan.
- Ja dowiedziałem się niedawno - podniosłem rękę w geście obronnym.
- A ty Emilie?! Jak mogliście to przede mną zataić! - krzyknął, przeczesując sobie włosy, z których wypadły resztki liści.
Chrząknąłem.
- Dante, nie denerwuj się.
- Będę miał dziecko z Allie, a wy....!
Emilie popatrzyła na mnie znacząco, a ja zacząłem darem uspokajać Dantego. Podeszła do niego i położyła mu ręce na ramionach.
- Synu... Baliśmy się jak zareagujesz..
- I ja się musiałem dowiedzieć na samym końcu?! Ja?! Ojciec?! - powiedział, ale już spokojniejszym tonem.
- Dante, Allie się bała... Proponuję abyśmy zaraz do niej pojechali.
Wstaliśmy wszyscy i skierowaliśmy się do drzwi. Tak, najwyższy czas żeby ze sobą porozmawiali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz