Tego było za dużo. Nie mogłam znieść tego, że Ethan jest wampirem. Każdy mnie okłamuje, Mike... teraz Ethan. Nie szło mi ułożenie tego w głowie ani trochę. Przeczesywałam włosy prawą ręką nerwowo nawijając sobie kosmyk na palec.
-Czemu mi nie powiedziałeś?-Spytałam cicho nie patrząc się w jego stronę.
-Chrissy, myślałem, że zakończyliśmy temat.
-Nie. Odpowiedz mi.
-Byłaby gorsza sytuacja niż teraz, to po pierwsze.
-Aha, a po drugie?Zjadłbyś mnie?
-Mówiłem ci, nie jem ludzi.
-Mhm... A kiedy w wiadomościach mówili o zabójstwach, licznych morderstwach, to nie byłeś ty?
-Em... Nie...
-Boże!-Jęknęłam.-Jesteś wampirem, nie wierze w to. Ale ty jesteś głupi...
-Bo...jestem wampirem?
-Nie! Ponieważ chodzisz do szkoły w której są łowcy! Nie pomyślałeś o tym, że to niebezpieczne?!
-Teraz ty zgrywasz niańkę?
-Tak! Żebyś wiedział. Przecież... oni są... chorzy, psychicznie chorzy! Znęcają się nad wampirem jak nad robakiem! Widziałam co oni robią...
-Powinnaś zamiast wampirów nienawidzić ich, a zamiast to robić tępisz wampiry.
-Dziwisz mi się?! Mam takiego pecha, że każda nowo poznana mi osoba jest albo wampirem, albo łowcą albo wilkołakiem!
-Przepraszam, że cię okłamałem... Ale nie chciałem cię... wystraszyć.
Nic nie powiedziałam, tylko zmarszczyłam brwi i spuściłam głowę. Kiedy byliśmy pod moim domem wyszłam z samochodu. Obeszłam auto i przede mną stał już Ethan. Wystraszyłam się, bo przed chwilą siedział w samochodzie a naprawdę miałam oko na miejsce kierowcy cały czas.
Westchnęłam i ponownie spuściłam głowę.
-Trudno będzie mi się przyzwyczaić...
-A mi ulżyło. Dobrze, że nie musze udawać człowieka.
-Takie to trudne?
-Przy tobie szczególnie, czuć cię z daleka.
-Powinnam iść. Ojciec zacznie zaraz poszukiwania.
-Czemu cię tak nadzoruje?-Zmrużył oczy.
-Martwi się o mnie. Ma... złą przeszłość... może to na niego zadziałało tak, że teraz nie może mnie stracić.
-Kogo stracił?
-Swoją narzeczoną.
Poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon i spojrzałam się na Ethana.
-Idź bo jak wyjdzie z domu będę musiał bronić siebie i swój samochód.
Odwróciłam się i powoli szłam w kierunku domu.
-Przyjadę jutro po ciebie.
Spojrzałam na niego i kiwnęłam głową.
Odjechał, a kiedy weszłam do domu uświadomiłam sobie, że nawet nie powiedział o której może przyjechać. Przewróciłam oczami. -Znów wstanę wcześniej żeby się ogarnąć i wyglądać w miarę normalnie...-Pomyślałam.
-Kto to był?-Z kuchni wyparował ojciec.
Zlękłam się go, ten tu skąd tak szybko się pojawił?!
-Ehm... No przecież Ethan pomógł mi zawieść rzeczy do mojego domu.
-Kochanie! Przestań robić jej wywiad jak w tym durnym telewizyjnym show, w którym ostatnio siłą cię zaciągnęli z naszej kolacji we Francji.
Uniosłam brwi. A wiec byli z Lou we Francji.
-Tato, okłamałeś mnie.-Zaśmiałam się.
-Nie prawda. Po prostu wiedziałem że nie lubisz Teksasu i skłamałem że tam jedziemy.
Roześmiałam się. Moja rodzina była jedyna w swoim rodzaju. Mama dalej widocznie była zła na ojca i media, że siłą zaciągali ojca na wywiad.
Rano obudziło mnie szczekanie psa. Zerknęłam na zegarek, dziesiąta. Boże, to nie moja godzina. Na szczęście sobota, więc mogę odpocząć od szkoły. Mój głupi pies wlazł mi na łóżko i zaczął po mnie łazić pojękując.
-Zamknij się błagam...-Zakryłam twarz poduszką tłumiąc choć trochę jego jęki.
-Chrissy! Zwłoki czas podnieść!
-Ha ha. Fajny żart.-Mruknęłam cicho i zwaliłam z siebie Trumpeta.
Ubrałam się tak jakbym miała zaraz wychodzić. Chociaż była dziesiąta, wolałam się przygotować na przyjazd Ethana, bo nie będę na ostatnią chwilę wybierać ciuchów.
Zeszłam na dół a tam siedziała cała moja rodzica ku mojemu zdziwieniu. Louis został w tej chwili oblizany przez mojego psa. Mój rozpaprany braciszek grał aktualnie w jakąś mało sensowną grę, jak przypuszczałam. Jednak grał na padzie w grę Rugby.
-O, widzę, że gust ci się wyostrza.-Zwróciłam się do Lou.
-Wziąłem sobie ją od ciebie z jakiś kartonów z garażu.
-Grałam w nią jak miałam dziewięć lat.
-Pamiętam jaką miałaś obsesję na punkcie rugby. Namawiałaś ojca godzinami żeby cię zapisał.-Uśmiechnęła się mama.
-Kiedy się zgodził mi się odechciało.-Przegryzłam ciastko.
-Gdzie z łapami młoda?!-Wybuchnęła mama.-Śniadanie, a nie ciastka!
-Ciastka generalnie są śniadaniem. Tak jak naleśniki, są słodkie, pyszne... Ciastka tak samo. Ale zalicza się je głównie do deserów. Dlaczego - to pozostaje nieodkrytą tajemnicą.
-Nie filozofuj tylko jedz normalnie.
-A ty nie w szkole?-Spytał tata wychodząc do pracy.
-Ojcze drogi mój, jest sobota.
-To dzieci nie chodzą do szkoły w soboty?
-Ale śmieszne hehe.
Tata wyszedł uśmiechnięty i od razu dopadło go paparazzi. Mama przewróciła oczami pijąc kawę i czytając jakąś książkę detektywistyczną. Usiadłam koło niej zabierając jej kubek i dopijając napój.
-Gdzieś wychodzisz, no nie?-Mruknęła podnosząc na sekundę wzrok znad książki.
-No... Prawdopodobnie.
-Dobrze.-Kiwnęła głową zadowolona.-Mam czas dla siebie.
-Ty mnie w ogóle kochasz?-Parsknęłam.
-Nie mam wyjścia, niestety tak Chrissy.
-Mogłabyś mnie oddać do sierocińca czy coś.Jest wiele możliwości.
-A w życiu!-Spojrzała na mnie z uśmiechem.-Gdybyś zniknęła z tego domu Louis drażnił by ojca lub co gorsza mnie. Od tego ma siostrę.
-Kocham cię mamo.-Przytuliłam ją.
-Ja ciebie też słoneczko.
Niedługo potem usłyszałam pukanie do drzwi. Mama zainteresowała się i niby przesiadła się na fotel w salonie by mieć wygodnie, jednak wiedziałam, że chce widzieć z kim idę i czy wygląda na tajemniczego typa, jak np. handlarz narkotykami czy seryjny zabójca. W sumie, gdyby zastanowić się nad ostatnim...
Ubrałam buty i wyskoczyłam od razu na zewnątrz słysząc brata który drze się, że nie wygrał meczu w grze. Zamknęłam drzwi.
-Możemy iść.
-Masz onanizującego się szympansa w domu?
Roześmiałam się i poszłam w stronę samochodu.
-Jesteś nienormalny!
-Jest taka możliwość.-Wsiedliśmy do samochodu.
Kiedy posiedziałam trochę w domu pełnym wampirów naprawdę czułam się dziwnie. Jak jakaś kusicielka, przecież to mogło być nieznośne czuć taki zapach a nie można tego dotknąć ani spróbować.
-Zagramy w grę.-Zaproponował Nathan.
-Nie chce mi się.-Westchnął Dante.
-No dawajcie! Pokażemy Chrissy jak wampiry się dobrze bawią w lesie.
-Jeśli macie zabijać na moich oczach niewinne zwierzątka to ja podziękuje.
Zaśmiali się a Nathan nadal błagał resztę by zagrała w jakąś ich zabawę.
-A na czym ona polega?
-Jest ich wiele.-Zaczął Dante.-Ale ulubiona to pożeranie tych wszystkich ludzi. -Zażartował.
-Tak, miałam okazję przekonać się jak ona wygląda.-Westchnęłam.
-No to co?-Klasnął w dłonie Nathan.
-No dobra. To do lasu.
-Czekajcie, to jest w lesie, tak? Ale... łowcy... wilkołaki...
-W części lasu w której my jesteśmy nie ma tych bezmózgich idiotów w naszym obszarze.-Odparł Ethan.
-Okej.
Podobno było to daleko, jednak reszta mogła biec swoją prędkością. Jednak żeby pojechać z nami wsiedli do samochodu. Kiedy mieli zacząć usiadłam na masce samochodu i obserwowałam co oni wymyślą i w jaką z ich wielu gier będą się bawić.
Ethan podszedł do mnie i kazał mi sie nigdzie nie ruszać. Racja, może ni było tu łowców i wilkołaków, ale Damon tak daleko od miasta mógłby się zjawić właśnie tu czując moją woń.
-Ta gra nazywa się kto pierwszy ten lepszy zabije...?
-Dowcip ci się wyostrzył.-Zaśmiał się i odszedł.
Pogoda w Forks była niecodzienna i rzadko spotykana. Słońce świeciło strasznie mocno, przy tym było nawet ciepło. Pory lata nie zawsze widać w Forks. Uwielbiałam takie pogody, więc było cudownie.
Przeczesałam włosy i patrzyłam na grupę wampirów którzy wyglądali z tej perspektywy jak grupa krwiopijców mająca na celu mnie zaraz rozszarpać. Ciekawe, co mają zamiar zrobić...?
Ale ja nwm w co oni mogą grać XD hahahaha :D
OdpowiedzUsuńWiem dlatego to zostawiłam tobie hahahaha xD
OdpowiedzUsuń