Znowu szkoła. Szczerze, nudziło mnie to ganianie do tej dziury i udawanie pilnego ucznia. Wszystko i tak już umiałem, a uczęszczałem do liceum tylko po to by jak najdłużej zostać w Forks... Lecz pewnego dnia...
Wszyscy stąd i tak wyjedziemy.
Przewróciłem oczami widząc kanapki leżące na brzegu blatu.
- Nigdy ci się nie znudzi robienie ich Emilie? - spytałem rozbawiony.
Westchnęła.
- To takie... Przyjemne... Mam poczucie, że dbam o własne dzieci.
Miałem już powiedzieć, że i tak ich nie jemy i podrzucamy bezdomnym czy dokarmiamy psy, ale była zbyt wzruszona chwilą i nie chciałem burzyć tego "błogiego" nastroju. Bez słowa zgarnąłem kanapki i rzuciłem jeszcze.
- Chrissy może się skusi.
- O właśnie - radosna zaklaskała w dłonie.
Roześmiałem się cicho. Czasami zachowywała się jak mała dziewczynka, a nie poważna, dorosła kobieta.
Gdy wychodziłem, tak jak się spodziewałem usłyszałem za sobą jej głos.
- Ethan...? Nie zapomniałeś czegoś...?
Przewróciłem oczami i cmoknąłem ją w policzek. Dopiero wtedy zadowolona mnie puściła.
Emilie może nie była naszą biologiczną matką, ale tak ją właśnie traktowaliśmy. Byliśmy dla niej jak dzieci, których nigdy nie mogła mieć...
Nathan z Elise czekali już w samochodzie. Dantego... nie było. Przesłał nam tylko krótką wiadomość, że "mamy się nie martwić i wkrótce wróci". Podejrzewałem gdzie jest, nawet się z tego powodu cieszyłem, tylko żałowałem że nie wziął mnie do wykonania tego "przyjemnego" zadania.
- Maminsynek musiał jeszcze dać buziaczka na pożegnanie? - zadrwił Nathan.
Usiadłem obok niego i dotknąłem go palcem w twarz.
- A czy to nie na twoim policzku widzę świeży ślad szminki?
Nathan już nie odpowiedział, a rozbawiona Elise powiedziała.
- Psssst.... Zgasił.
Roześmiałem się głośno i Nathan też parsknął w końcu. Dalszą drogę kierował już rozchmurzony.
- Jedziemy po Chrissy? - spytał gdy byliśmy już niedaleko jej domu.
- Tak - odparłem i wpatrzyłem się w ponurą panoramę Forks.
Gdy zaparkowaliśmy pod domem jej ojca, a Nathan raz zatrąbił wyszedł jej ojciec.
Zmrużywszy oczy, nerwowym okiem skierował się do samochodu.
Chyba mnie rozpoznał, a zbytnio za mną nie przepadał.
- Dzień dobry - przywitałem się wysiadając z samochodu.
Na wszelki wypadek postanowiłem nie ściskać mu ręki.
- Dzień dobry chłopcze - odparł chłodno. Specjalnie użył tego protekcjonalnego słówka.
- Chrissy już się ubiera? - wychyliłem się przez jego ramię, sądząc, że ukochana zaraz wyjdzie.
Teraz dotarła do mnie jej woń... A raczej brak tej woni.
Zdenerwowałem się nie na żarty.
Ojciec śledząc uważnie każdy mój ruch odparł powoli.
- Niepotrzebnie przyjechałeś... Ethanie - skrzywił się lekko wypowiedziawszy moje imię, co nie umknęło mojej uwadze - Moja córka pojechała ze swoją przyjaciółką.
Zdezorientowany uniosłem brwi. Przyjaciółką? Allie leży jeszcze nieprzytomna...
Chyba, że Jessica...
- Kamile... Czy jakoś tak... - mruknął.
- Chyba... Katherine - zauważyłem łagodnie.
Machnął ręką.
- No, jakoś tak. W każdym razie pojechały dziesięć minut temu. I nie sądzę, żeby specjalnie zawróciły, żebyś t y mógł ją zawieźć - dodał złośliwie.
- Yhm - mruknąłem pod nosem. Kompletnie nie zwracałem uwagi na ojca Chrissy. Byłem już daleko myślami...
Coś jeszcze mówił, ale zignorowałem go. Wtrącałem pojedyncze monosylaby, gdy wymagana było to ode mnie wymagane.
- ... punktualny. Wracanie zbyt...
Czy Chrissy pojechała z Katherine?
- ..życzę sobie...
Czemu Kat po nią przyjechała, jeśli żyły w dosyć chłodnych relacjach?
- ..wieczorem jest...
Czyżby jakaś zmiana? A może zabrał się z nimi ten kundel?
- ... mnie?!
Niee, to raczej niemożliwe. Katherine nie toleruje wilkołaków...
- Ethanie! - warknął i przywrócił mnie na ziemię.
- Przepraszam - mruknąłem i natychmiast się zreflektowałem.
Prowadziliśmy jeszcze krótką rozmowę. Obiecałem, że będę ją odwoził o czasie i dbał o jej bezpieczeństwo (co już dawno sobie obiecałem). Gdy skończyliśmy, pożegnał się ze mną chłodno tak jak i przywitał i odszedł wyniosłym krokiem w kierunku domu. Ja wsiadłem do samochodu. Jak najszybciej chciałem dotrzeć do szkoły... Ciekawiło mnie co się takiego stało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz