Dni mijały, a ja coraz bardziej czułem, że "żyje". Naprawdę byłem szczęśliwy i mogłem przyznać bez zbędnych ceregieli - kochałem Chrissy. Miałem nadzieję, że ani różne dziwne sytuacje ani moje własne pomysły nie zrujnują już tego uczucia.
Chrissy też regularnie pobierała lekcje u tej starej wiedźmy. Nie żebym miał coś przeciwko... a wręcz przeciwnie pękałem z dumy, że mam taką utalentowaną dziewczynę.
Wieczorem często siadaliśmy razem, a ona robiła mi mały "pokaz".
- No patrz teraz - powiedziała kiedy znów mieliśmy chwile na siebie.
Wpatrywałem się z zaciekawieniem w małego słowika którego trzymała w ręce...
Nagle ten słowik zmienił się w gołębia, a ten gołąb w drapieżnego orła, który jednak nadal potulnie opierał jej się o ramię.
Zagwizdałem z podziwem.
- No no... Widzę, że nieziemsko ci to idzie.
- Nieziemsko to mało powiedziane - mruknęła i nagle teleportowała się na moje kolana z szerokim uśmiechem.
- Ej... To akurat moja sztuczka - mruknąłem i pocałowałem ją lekko.
Musiałem bardzo się kontrolować. Jej zapach nadal mnie oszałamiał, a ona cała była delikatna jak porcelanowa laleczka. Tak łatwo było mi po prostu zmiażdżyć jej usta... Nigdy nie mogłem iść na całość i całowałem ją naprawdę ostrożnie...
A szyja była tak blisko...
Jednak to ludzkie uczucie zwane "miłością" było o wiele silniejsze od pragnienia krwi.
- Mówiłem ci już, że cię kocham? - szepnąłem i potarłem swoim nosem o jej.
Uśmiechnęła się rozkosznie.
- Hmm... Tak. Z milion razy.
Zaśmiałem się cicho i przytuliłem ją mocniej... oczywiście tak by nic jej nie zrobić.
Po godzinie zeszliśmy na dół.
Tam cała familia oglądała jakiś film sensacji.
- Mówię ci on teraz do niego będzie strzelał! - powiedział Dante z przekonaniem.
- Nie strzelał tylko ciskał granatami ośle! - odparł na to Nat.
Wykłócali się jeszcze przez dłuższa chwilę. Ze śmiechem pokręciłem nosem i usiadłem ciągnąc na swoje kolana Chrissy.
Elise jak zwykle cicha uśmiechnęła się tylko trochę, ale Dante widząc to zrobił kwaśną minę.
- Pff... Gołąbeczki. Róbcie to w jakimś innym miejscu co?
- Zobaczysz Dante. Ciebie też to spotka - odparła na to przekornie Chrissy.
Jakby rzuciła na niego urok, na następny dzień wszystko potoczyło się po jej myśli.
Weszliśmy do stołówki tak jak zawsze. Dante standardowo wykłócał się o jakąś nieistotną rzecz z Nathanem, gdy do Chrissy podbiegła jej przyjaciółka.
- Nareszcie Chrissy! Matko....! - z jej ust zaczął wylewać się potok słów.
Lecz nie ona mnie zaintrygowała, lecz... reakcja Dantego...
Zdziwiony patrzyłem jak patrzy na nią spod przymrużonych oczu z nieukrywanym zachwytem, a potem wszedł jej w słowo gdy przemawiała swój monolog i rzucała nam zlęknione spojrzenia.
- Em no cześć.. Ty jesteś Allie tak?
Zakrztusiłem się z wrażenia, bo wyczułem u niego dziwną mieszankę fascynacji i podniecenia. Wziąłem uśmiechniętą szeroko Chrissy na bok i spytałem z udawanym wyrzutem.
- Coś ty najlepszego narobiła mojemu bratu?!
Strzeliła niewinnie oczami i mruknęła.
- Nic zupełnie nic kochanie.
Po czym poszła przed siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz