Roland zapukał do mojego pokoju.
-Mogę?-usłyszałam pytanie za drzwi.
Nawet nie drgnęłam. Leżałam na łóżku i wpatrywałam sie w sufit. Roland otworzył drzwi.
-Przyszedłem porozmawiać i powiedzieć ci że Damon niedługo jeszcze będzie chodził po ziemi.
-Kogo wysłałeś by go zlikwidować?
-Wpadłem na lepszy pomysł.
-Jaki?
-Wysłałem parę wampirów do jej domu. Moi szpiedzy donieśli mnie że tam przebywa przyjaciółka Chrissy. Kazałem im przemienić ją. Oni pomyślą że to Damon i sami go zabiją. Zaszkodzę i wampirzej rodzince jak i Damonowi.
-Sprytne.-odparłam.-Czemu ja nie mogłam tego zrobić?
-Jesteś Hunterem. A poza tym jesteś inna niż wampiry i nie możesz przemieniać. Twoje ugryzienia są niegroźne. Nie posiadasz bowiem jadu.
-Czasem wolałabym być taka jak przed śmiercią.. tą drugą śmiercią.
-Słabsza niż teraz? Chciałabyś być nadal zwykłym wampirem? Nie miałabyś tego co teraz. Takiej mocy i nadal przyjaźniłabyś sie z tymi nędznymi istotami.
-W twoich ustach to brzmi inaczej. Masz racje. Teraz jest lepiej .Teraz mam ciebie.
-Ale i Mike.
-To tylko zwykły wampir. Nie przejmuj się.
-Jednak w pewnym stopniu też należysz do niego. A ja nie lubię sie dzielić tym co moje.
-Zawsze mogę go kochanie zabić.-powiedziałam siadając na kolanach Rolanda.
-Kusząca propozycja jednak nie teraz. Nie zabijesz go a przyprowadzisz tu. I trzeba odzyskać Katherine. Nie lubię tracić zabawek.
-Wszystko co powiesz jest dla mnie rozkazem. -pocałowałam go.
Wieczorem wybrałam sie na miasto. Miałam spotkać siew parku na przeciwko szkoły z Mike. Jednak kiedy czekałam poczułam ten zapach. Damon. Poszłam prosto za zapachem aż do szkoły. Zobaczyłam go na korytarzu. Wyglądało to tak jakby czekał na mnie.
-Co twój szef knuje?-zapytał.
-Niegrzecznie tak sie nie przywitać nie uważasz?-powiedziałam.
-Odpowiedz mi na moje pytanie.
-Nie rozkazuj mi.
Odepchnęłam go w głąb korytarza.
-Nie rozumiem jak on musi manipulować tobą że służysz swojemu mordercy. I to podwójnemu.
Nie zrozumiałam. Mordercy?
-Bredzisz. Lepiej ciesz sie ostatnimi chwilami swojego nędznego życia/nieżycia.
-Co zrobiliście?
-Wkrótce się dowiesz.
Znikłam. Poszłam do parku gdzie czekał już nam nie Mike. Trochę mi sie go szkoda zrobiło. Jednak szybko sobie z nim poradziłam i dostarczyłam go do agencji. Patrzyłam sie jak odzyskuje przytomność po czym straż podaje mu werbenę. Patrzył sie osłabiony w moje oczy. W jego oczach był widoczny ból, dezorientacja i zaskoczenie. Był załamany. Coś wtedy drgnęło w moim sercu. Coś co powinno być martwe. Miałam dziwną ochotę uwolnić Mike jednak ta silniejsza część mnie która miała rozum pozwoliła by zabrali go. Poszłam do Rolanda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz