Staliśmy tak dłuższą chwilę. W końcu nie wytrzymałem i cofnąłem się.
- Nie przytulaj mnie z litości - syknąłem cicho - Jestem potworem.
- Ethan co ty mówisz...? - szepnęła i próbowała mnie dotknąć, ale odsunąłem się jeszcze bardziej.
- Próbowałem z tobą żyć w normalnej przyjaźni. Próbowałem... Ale nie wyszło.
- Ethan...! - otwarła szerzej usta.
- Idź już do domu... - szepnąłem cicho. Nie przejmowałem się zasadami etykiety. Nie teraz, nie w tej chwili... - Elise cię odwiezie...
- Posłuchaj mnie... - powiedziała jeszcze raz, ale moja siostra już zjawiła się przy niej.
- Chodź Chrissy - powiedziała cicho zachrypniętym głosem. Dawno nie mówiła, a teraz musiała, bo Chris jeszcze by się przestraszyła jej daru - Porozmawiacie jutro.
Chrissy widząc że nic już dziś nie może zrobić, bez słowa poszła z Elise. Wyraźnie odczułem jej ogromny smutek i ból... Chciałem za nią pobiec i ją przeprosić, ale po prostu nie mogłem...
Noc spędziłem na przemyśleniach. Nie potrzebowałem snów, więc było mi łatwiej... Siedziałem nad strumykiem nieopodal naszego domu i rzucałem kamyki do wody. Nie wiadomo skąd znalazła się przy mnie Emilie.
Zaskoczony uniosłem brwi.
- Mamo? - spytałem z wahaniem obserwując jej minę - Zrobiłem coś nie tak?
Roześmiała się i usiadła obok mnie.
- Ethan... Chyba nie muszę potrzebować powodu do bury, żeby z tobą porozmawiać jak z synem.
- Em... no tak - zreflektowałem się - Więc... O czym chciałabyś porozmawiać?
-Dobrze wiesz o czym... a raczej o kim - mrugnęła do mnie i też zaczęła rzucać kamienie, które podobnie jak moje znikały daleko w toniach jeziora.
Gdy się nie odzywałem ciągnęła dalej.
- Wiem, że obwiniasz o to siebie..
...
- Ale to nie twoja wina...
...
- Każdemu mogło się to zdarzyć...
- Ale zdarzyło się to mi - odparłem nagle wyprowadzony z równowagi i kamień poleciał paręnaście metrów dalej. Wyczułem zmianę w nastroju mojej matki. Nie bała się. Wręcz przeciwnie. Martwiła się jeszcze bardziej.
- Niepotrzebnie się o mnie troszczysz - mruknąłem - Nic mi nie będzie...
- Wiem że ci na niej zależy - odparła zasępiona - I wiem co chcesz zrobić.
Drgnąłem.
- No co?
- Chcesz ją od siebie odseparować. Udawać że się nie znacie. Wyjechać. Zacząć wszystko od nowa gdzie indziej. Dobrze zgadłam?
Idealnie to ujęła.
Nie odezwałem się.
- Ale po co? To bez sensu Ethan! Tylko ty będziesz cierpieć i ona też. Widzę, że wam na sobie zależy. Jesteście przyjaciółmi... Nieistotne to że raz się zapomniałeś...
- Raz, raz?! - uniosłem głos i zaraz szybko się zreflektowałem - Przepraszam matko.... No więc... Nie raz. Będzie więcej razy.Aż w końcu to nie spotka jej.. Tylko kogoś innego.
- Ethan nie mów tak....
- Ale taka prawda... Wybacz, ale muszę jeszcze chwilę zostać sam...
- Ethan... - usłyszałem jeszcze jej cichy szept za sobą ale już zniknąłem w gęstwinie.
***
Usłyszałem charakterystyczny odgłos silnika samochodu mojej siostry i charakterystyczny, słodki zapach... Cały się spiąłem. Na twarz przybrałem maskę. A więc zaczynamy grę...
Wyszedłem z domu mijając Emilie i braci. Wszyscy mieli zasępione miny.
- Źle robisz - mruknął Nathan, a Emilie pokręciła głową.
- Polubiłem tą małą - szepnął Dante, ale ich zignorowałem.
Tak będzie lepiej.
Zresztą wszystko było już ustalone....
Wampirzym tempem dotarłem do samochodu i otworzyłem drzwi Chrissy zanim zdążyła złapać za klamkę. Nie musiałem używać moich zdolności żeby wiedzieć że jest spięta... i dziwnie blada.
Westchnąłem cicho pod nosem.
Tak będzie lepiej - powtarzałem to sobie non stop aby sam siebie przekonać do tej decyzji.
- Przejdziemy się? - zaproponowałem wypranym z emocji tonem, biorąc ją za rękę.
Widziałem, że chce zaprotestować, ale nie wiedziała jak. Była zagubiona i oszołomiona. Westchnąłem tylko jeszcze bardziej przybity.
Pociągnąłem ją za rękę przez podwórko w stronę lasu. Poddała mi się z oporami. Wyczułem wzbierającą w niej panike.
Nie zaszliśmy daleko. Gdy się zatrzymałem, zza drzew prześwitywała wciąż ściana domu.
Też mi spacer.
Oparłem się o pień drzewa i spojrzałem na nią z bólem.
Wziąłem głęboki oddech.
- Wynosimy się z Forks, Chrissy.
Przygryzła wargę.
- Dlaczego tak nagle? Kiedy rok szkolny...
- Chrissy, już najwyższy czas. Emilie wygląda góra na trzydzieści lat, a twierdzi że ma trzydzieści trzy. Jak długo jeszcze kłamstwa uchodziłyby nam na sucho? Wiesz, że jesteśmy wampirzą rodziną... I tak musielibyśmy niedługo zacząć gdzieś wszystko od nowa.
Widziałem odmalowującą się na jej twarzy konsternację.
- Ethan wiem co kombinujesz... Tu nie chodzi o wasz wiek... Wyglądacie odpowiednio i moglibyście pobyć tu jeszcze parę lat....
- Masz rację, tu nie chodzi o nasz wiek - oświadczyłem sucho.
Teraz to ona oparła się o drzewo.
- Po co to robisz...? Po co wszystko niszczysz i zgrywasz superbohatera? Bawisz się w Edwarda Cullena? Nie rób z siebie idioty. Nawet nie pamiętam o tym co się stało...
- Co się stało...?! Mogłem cię zabić... Pff co ja mówię! I tak już zabiłem tylko że zginęła zamiast ciebie niewinna dziewczyna.
- Nie mów tak.... Ethan do cholery posłuchaj mnie...!
- Ja już podjąłem decyzję - powiedziałem łagodnie - Nie komplikuj sprawy. Wszyscy czekają już tylko na mnie... Siedzą w samochodzie...
- Nie zrobisz mi tego... Nie możesz - zobaczyłem łzy w jej oczach - Zostawisz mnie samą...? Z Damonem?
Drgnąłem.
- Będę miał na niego oko nie martw się. Nic ci się nie stanie - powiedziałem i odwróciłem się - Wracaj do domu.
Odwróciłem się i zacząłem powoli iść. Każdy krok sprawiał mi ból.
- Poczekaj Ethan! - krzyknęła biegnąc za mną i złapała mnie za rękę.
Odwróciłem się i popatrzyłem w jej niebieskie oczy. Pocałowałem w czoło, a ona podniosła się na palcach i dotknęła moich ust...
Po pięciu sekundach odsunąłem się i nie myśląc o niczym wampirzym tempem pobiegłem do czekającego już na mnie samochodu.
Nikt o nic nie pytał. Wszyscy uparcie milczeli. Ale było mi to na rękę.
Odjechałem czując, że zostawiam tu jakiś fragment siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz