Zeszłam na dół do kuchni żebym mogła posprzątać kieliszki i resztę po tym jak z Ethanem wypiliśmy jedno z win ojca. Miał tak fantastyczne wina, nie wiem skąd je wytrzasnął... Chyba nawet nie zauważy jak z jego barku zniknie mu jedna butelka.
Kiedy wkładałam je do zmywarki Ethan pocałował mnie w szyję, przeszły mnie przyjemne ciarki.
-Twój ojciec nie będzie zły że jego kochana córeczka wypiła mu z barku jedno z jego najlepszych win?-Roześmiał się.
-Nie...
Wystraszyłam się,kiedy z rąk wypuściłam kieliszek. Ethan na szczęście go złapał i podał mi a ja odetchnęłam z ulgą.
-Dzięki... Ojciec by mnie zabił...
-Czemu przywiązuje wagę do tak mało istotnych rzeczy?
-Nie wiem - wzruszyłam ramionami.
-Gdzieś się dziś wybierasz?
-Tak. Dawno nie widziałam się z Jessicą, muszę to naprawić. Potem spotkam się z Rileyem...
-Mówiłem ci, że ten wilczek jest niebezpieczny.
-Nie jest...
-Chrissy, rozumiem, że jesteś przywiązana do swoich przyjaciół, ale akurat co jak co na wilkach się znam.
-Ale nie wiesz jaki jest!
-Wiem, że łatwo jest im się wpoić w kogoś, nie panują nad sobą.
-Jestem odpowiedzialną osobą, na pewno potrafię o siebie zadbać mądralo.-Mruknęłam pod nosem i zamknęłam zmywarkę.
-Jeśli coś ci zrobi, to go rozszarpię.
-Złamiesz jedną z waszych umów...
-Pieprzę te umowy, już ci o nich powiedział?
-O tych najważniejszych, byłam ciekawa jakie one są.
-Żadna umowa mnie nie obchodzi, jeśli chodzi o ciebie.
-Ethan...-Szepnęłam.
-Kocham cię, przestań zgrywać odważną bo wiem, jak bardzo przeraża cię ten świat. Jedyne osoby które są przy tobie to przyjaciele, a nawet oni potrafią zranić. A ty nie chcesz w to wierzyć.
Przytuliłam go mocno. Boże, kto mnie rozumiał bardziej niż on...?
Spotkałam się z Jessicą, jednak nie była zadowolona z tego, że Allie zerwała z nią kontakt przez sms, chociaż wiedziałam doskonale kto za tym stał. Dante lub jego rodzeństwo za tym stoi, ale dobrze, że nie musiała tego robić Allie. Będzie zagubiona po przemianie, a ja nie mogę przy niej być dopóki nie opanują jej głodu i w ogóle... jej nie opanują.
-Allie ma ciężko, ale masz mnie tak? Kocham cię, zawsze byłaś dla mnie siostrą i nie przejmuj się Allie.-Uśmiechnęłam się i przytuliłam ją.
Uśmiechnęła się i westchnęła. Martwiła się o nią, ale doskonale wiedziałam, że nie ma możliwości żeby ponownie zaczęły rozmawiać... chyba, że Allie poradzi sobie doskonale z powstrzymaniem głodu... w co wątpiłam.
-Idziesz się spotkać potem z Rileyem?
-Tak - uśmiechnęłam się do niej szeroko - kiedy wrócił... a raczej złożył mi wizytę... no... fajnie by było znów wznowić kontakt. Lubię go.
-A co na to Ethan?
-Nie jest o mnie nigdy zazdrosny.-Zaśmiałam się.
-No co ty? Nawet jak idziesz z jakimś swoim bliskim przyjacielem...?
-Nie.-Wzruszyłam ramionami.-To ja odwalam robotę zazdrośnicy.
-Gdzie tu się dziwić? Przystojny jest... Ale Riley też jest świetny.-Westchnęła marzycielsko.-Ale to tylko mój przyjaciel!-Zaznaczyła.
-Oczywiście, ja nic nie mówię.
-Podwiozę cię do rezerwatu, co?
-Jasne.
Riley wyszedł po mnie z motorem i zabrał mnie do reszty watahy. Poznałam dziesięć kolejnych wilkołaków, którzy okazali się być całkiem przyjaźni.
-Duuuużo nam o tobie opowiadał.-Zaśmiał się Dan.
-''Zadzwonię''- dodał Seth - ''Może jednak nie!''
Uśmiechnęłam się a Riley pociągnął mnie w stronę warsztatu. Schował motor i poszliśmy do lasu, tam zaczęliśmy rozmawiać. Teraz on wyczuł Ethana i najwyraźniej nie spodobało mu się to.
-Cuchniesz pijawą.
-Ethanem. - poprawiłam go.
-Jedno i to samo. Co za różnica?
Zdenerwowałam się ale nie pokazywałam tego. Nie to, że bałam się Rileya, bo tak nie było. Nie chciałam psuć między nami relacji. Wiedziałam, byłam wręcz przekonana, że nic a nic mi nie zrobi poważnego.
-Dobrze, że ciebie mam jako człowieka.
-Właściwie...- odchrząknęłam a on spojrzał się na mnie i zatrzymał.-...to nie, bo za miesiąc...
Pokręcił głową. Był zły... wściekł się.
-Nie żartuj, że z jego powodu chcesz być taka jak on?!-Podniósł głos, a ja milczałam.-Nie pozwolę, by zrobił z ciebie trupa. Oni nawet nie czują.
-Riley...-Zaczęłam, ale on przyłożył moją dłoń do miejsca, gdzie miał serce.
-Czujesz to? Ciepło bijące ode mnie? Przyjemne, nie to, co chłód martwego ciała które żywi się takimi jak ty.
-Ethan taki nie jest, nie znasz go...
-Znam ten gatunek. Od lat żywią się krwią ludzi i niszczą ten świat. Gdyby nie rezerwat i nie te pieprzone umowy już dawno bym ich rozszarpał.
-Bo wybrałam wampira?!
-Tak. Jesteś głupia, że wybrałaś jego. Wolałbym bys umarła niż stała się jednym z nich.-Warknął.
-Naprawdę to powiedziałeś.-Szepnęłam.
-Tak! Mam gdzieś to, że wybrałaś jego! Nie zasługuje na ciebie. Zniszczy cię.
-Nie mów tak o nim.-Warknęłam.
-Bo co?!
Uderzyłam go w twarz, a on stał się czerwony, jego ciepło poczułam wyraźnie, gotował się w środku. Zmienił się w wilka i chcąc mnie zaatakować udrapał mnie w ramię kiedy się odwróciłam. Na szczęście nie był jednym z synów alfy więc nie jestem zakażona. Ale ból był tak nieznośny, że nie umiałam go wytrzymać.
Upadłam na ziemię i zwijałam się z bólu. Ramię krwawiło i nie potrafiłam się uspokoić. Zaczęłam płakać, zjawiły się inne wilkołaki które zareagowały od razu. Sam, przywódca sfory wraz z Harrym odciągnęli Riley'a a sami zadbali o to, by rana została odkażona i zabandażowana. Lilianna (dziewczyna Harrego) była jednym z najlepszych lekarzy w Seattle, tylko spędzała tu weekendy wraz ze swoim ukochanym. Była człowiekiem.
Udało jej się zatamować krwawienie które zdawało się nie mieć końca. Jednak Lili zachowała spokój i kiedy skończyła pracę nad moim ramieniem odetchnęła z ulgą. Ona miała wielki zadrapanie na twarzy.
-Nie zostanie ci ślad, jak mi.-Uśmiechnęła się.-No... może... zostanie.-Westchnęła.
-Dziękuję.-Jęknęłam dalej cierpiąc z bólu.
-Zadzwonię po kogoś by po ciebie przyjechał.-Uśmiechnęła się.-Dam ci jeszcze zastrzyk przeciwbólowy.
Zadzwoniła po Jessicę, byle nie po Ethana czy jego rodzeństwo, miało już na głowię Allie a na dodatek Ethan jak się dowie zamorduje Rileya za to, że śmiał mnie w ogóle dotknąć.
-Uważajcie na Ethana...-Szepnęłam.-Może się wściec.
-Będziemy ostrożni. W razie czego zadzwonię do ciebie.
-Przyjadę po niego jeśli się dowiem że zniknął.
Wróciłam do domu i nadal cierpiałam. Rana była okropna, a piekła okropnie. Do pokoju weszła Katherine. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się.
-Co? Dostałaś od wilkołaka?-Usiadła koło mnie.-Mogę zobaczyć?
Odsłoniłam lekko bandaż, całe ramię miałam zadrapane od krwi... wyglądało paskudnie.
-Auć...-Syknęła.-Nawet mnie to przeraziło. Wkurzyłaś wilkołaka, jesteś chora psychicznie?-Zaśmiała się.
-Boli...-Szepnęłam.
-No już, będzie dobrze.-Objęła mnie ramieniem co mnie zdziwiło.
-Co robisz w domu mojego ojca?-Spytałam.
-Chciałam zobaczyć co u ciebie, w domu Woodów panują pustki. Zajmują się Allie. Spędziłam czas z Damonem i przyszłam tu. Nic nie powiem Ethanowi, słowo honoru.-Puściła mi oko.
On sam się dowie... nie pozwolę mu skrzywdzić Rileya nawet po tym co mi zrobił. Mogłam nie wchodzić w dyskusję z wilkołakiem... niepotrzebnie go rozjuszyłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz