W szkole kiedy zauważyłam Naomi zesztywniałam.Nie możliwe że ona żyje, na pewno to ktoś inny. Niestety, nie mogłam wejść do jej umysłu bo była z Mike'em. Jego mocą jako wampir jest wykrywanie kogoś kto akurat czyta w myślach czy coś takiego. Czuł, że jestem silna a mnie to śmieszyło. Bał się czy co?
Patrzyłam na dziewczynę która zmarła na milion procent, to nie ta Naomi. Niech się zbliży, coś do mnie powie... wyczuję jej inny ton, inną postawę. Nastawiłam się na najgorsze od razu i nic mnie już nie zdziwi skoro Naomi-NIE-Naomi nagle ożyła. Nie jestem głupia i nie uwierzę w to że ożyła, dawno by tu przyszła i przywitała się cokolwiek. Jednak kiedy na mnie spojrzała kiedy tu weszła... to nie to samo co kiedyś. Nie widzę tej Naomi. Nie ufałam tej podróbie za Chiny.
-Coś nie tak?-Spytał Ethan.
Zacisnęłam zęby i złapałam Ethana za ramię i rozciągnęłam tarczę potężniejszą niż moja.Wolałam być ostrożna. Była na Elise,Nathanie i Dante no i Emilie. Kiedy się ich zrani rany w mgnieniu oka znikają nie tak jak zwykłemu wampirowi, przyśpieszone tempo im się przyda. Bałam się o nich i wolałam by byli w razie kłopotów zabezpieczeni. Obserwowałam ją i każdy jej ruch. Uśmiechnęłam się lekko z niedowierzaniem. Nie ma opcji, nie uwierzę w żadną bajkę.
-Widzisz ją?-Skinęłam na Naomi.
-Tą blondynkę?
-Uważaj na nią. Znałam ją, ale umarła. Była wampirem, jest pierwotnym ale nie wierzę że przeżyła. Coś musiało się stać więc gdyby coś to... Zgrywaj się że nic ci nie mówiłam kiedy tu by podeszła. Nic nie wiesz i nie słyszałeś.
Zdziwiony spojrzał na mnie kiedy podałam mu telepatycznie wiadomość. Skinął głową a ja odparłam tak jakbym odpowiedziała na jego poprzednie pytanie.
-Tak, to moja stara przyjaciółka.-Uśmiechnęłam się szeroko.-Najlepsza. Kiedy ty zniknąłeś z mojego życia.-Podkreśliłam by go podrażnić.
-Ale wróciłem...
-A kiedy znikasz na dłużej zawsze mam problemy, jakbyś był jakimś murem którego nie można pokonać...-Szepnęłam zastanawiając się nad tym. Faktycznie, było to dosyć dziwne dlaczego kłopoty pojawiają się kiedy on znika choć na kilka dni.
Po szkole wyluzowałam. Kiedy Ethan podwiózł mnie pod mój dom odechciało mi się go opuszczać. Za każdym razem było to trudne na chwilę oderwać się od niego. Mogłabym być z nim cały czas, przyczepić się na całe życie i nie odrywać. Namówię go kiedyś na to, by mnie przemienił, dopnę swego. Chcę być z nim na zawsze i nie chcę go opuszczać.
Oderwałam się od fotela i usiadłam mu na kolana całując go. Boże... kiedy mnie dotykał rozpływałam się, dosłownie, a kiedy mnie całował... czułam się jak w raju. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz... Nie pozwolę mi go odebrać znowu. Teraz zostanie ze mną na zawsze choćby nie wiem co. Nadal bałam się, że mogę go stracić...
-Kocham Cię...Kocham Cię...-Szepnęłam i nie przestałam go całować.
To nie nawiązywało wcale do namówienia go do przemiany, wiedziałam, że czymś takim go nie namówię. Nie wiem jak to zrobię, ale jak nie on to ktoś inny to zrobi. Chciałam z nim spędzić całą wieczność, być z nim do końca świata tylko chciałam by zrobił to właśnie on. Chcę być taka jak on i być nieśmiertelna z nim, żyć dla niego i istnieć dla niego. Wiedziałam, że namówienie go będzie trudniejsze niż mi się wydawało, ale dam radę.
-Nie odjeżdżaj.-Mruknęłam a on pocałował moją szyję.
Nie przestawaj... Błagam...
-Nie mam zamiaru tego robić jak na razie.
Uśmiechnęłam się i poszliśmy do domu. Kiedy robiłam sobie coś do jedzenia nagle stanął za mną i złapał mnie za biodra. Uśmiechnęłam się i powoli odwróciłam odsuwając produkty na bok. Posadził mnie na blacie a ja stwierdziłam, że mogłabym zacząć od dziś nakłanianie go.
-Za trzy dni moje urodziny...-Zaczęłam powoli.-Mam jedno życzenie, które chciałabym byś spełnił.
-Zależy co to za życzenie.-Spojrzał znacząco, jednak wiedziałam o co mu chodzi.
-Nie o to...-Zaśmiałam się ale spoważniałam.-Przemieniłbyś mnie?
Nie dopowiadał. Milczał dłuższą chwilę a ja czekałam na odpowiedź choć wiedziałam, że się nie zgodzi. Poczułam, że się spiął.
-Nie zrobię ci tego.
-Bo uważasz, że to jakieś przekleństwo, klątwa? Wiesz, że i tak postawię na swoim i czy tego chcesz czy nie będę taka jak ty. Chcę taka być...
-Nie chcesz.
-Chcę. Pragnę tego najbardziej na świecie. Jesteś dla mnie wszystkim, wyobrażasz sobie życie beze mnie? Ja bez ciebie nie. Chcę być taka i jestem tego pewna. Pragnę spędzić całą wieczność z tobą.
Pokręcił głową i dalej zaprzeczał.
-Przestań.-Szepnęłam kręcąc głową kiedy odwrócił wzrok.-Po prostu przestań to robić. Spełnij moje życzenie, tylko jedno.-Powiedziałam płaczliwym tonem.-Chciałbyś bym była z tobą na wieczność.
-Chciałbym, ale nie zrobię ci tego.
-Jakbyś się czuł kiedy mój zapach zniknie, kiedy będę mogła robić z tobą co mi się tylko będzie podobało, nic nie będzie nas ograniczać. Zastanów się. Rozumiem cię w stu procentach ale siedzę tu i błagam cię byś to zrobił. Są moje dziewiętnaste urodziny, zmieniłbyś mnie po zakończeniu szkoły.
-To za cztery miesiące.-Odparł poddenerwowany.
-Zgadza się.
-Kiedy miałaś czas by to przemyśleć?
- Wiele razy o tym myślałam. Błagam Cię kochanie.. proszę... zrób to. Ale najpierw... przysięgnij mi, że nie opuścisz mnie już nigdy i zrobisz wszystko byśmy byli na zawsze razem. Nigdy nie odejdziesz i będziesz tu żywy przy mnie na wieki a ja z tobą, taka jak ty.
-Nie mogę,Chrissy...
-Ethan! Błagam...-Spojrzałam mu w oczy.-Proszę. Cztery miesiące... Może zdążę się... rozmyślić?
-Jasne,jasne...
-Ethan, błagam. Przysięgnij mi to szczerze, że to zrobisz. Po zakończeniu szkoły.
-Pomyślę...
-Obiecaj mi to.-Powiedziałam stanowczo oplatając go nogami.
-Dobrze. Obiecuje.
-Ale szczerze. Jeśli nie dotrzymasz obietnicy zrobi to ktoś inny.
-Nie pozwolę na to.
-Nie masz nic do gadania. To moje życie i moje decyzje.
-Sama mówiłaś że jestem twoim całym życiem...-Przypomniał.
Roześmiałam się.
-Ale obiecałeś mi to i dotrzymasz słowa. Obietnica wiąże się w takim razie z moimi urodzinami, nie dotrzymasz obietnicy umrę.
-Co?
-Mam rzucić takie zaklęcie na siebie?
-Aż tak cię to boli, że jesteś człowiekiem?
-Boli mnie to, że mogłabym spędzić całe życie z tobą a potem byłabym starą pomarszczoną grzybiarą więc skończ pieprzyć, obiecałeś i już a teraz mnie pocałuj.
Wykonał moją prośbę, bardziej rozkaz. Wiedział, że mówiłam serio i nie odpuszczę przemiany w wampira. Jak nie on to ktoś inny go wyręczy.
-Nigdy nic nas nie rozłączy, jasne? Nawet głupia śmierć. Będę wampirem czy tego chcesz czy nie.
-Oszalałaś...-Mruknął.
-Na twoim punkcie całkowicie.
Do domu zapukał ktoś. To na sto procent mama. Westchnęłam ociągając się i oparłam czoło o jego brodę.
-Nie... Nie teraz...
-Masz całą wieczność na mnie.
-Zgodziłeś się?-Wybuchnęłam zeskakując z blatu.
-Nie, jeszcze...
-Obietnica! Chcesz by zrobił to ktoś za ciebie? Jakiś koleś wampir który mógłby mnie zabić a nie przemienić? By mnie może obmacywał...
-Zamknij się.-Zaśmiał się a mama wtedy weszła.
Uniosła zadowolona brwi i rzuciła torbę na biały wiszący fotel zawieszony w suficie.Z uśmiechem skierowała się do nas i obserwowała mnie i jego na zmianę.
-Kto to?-Spytała ciekawa.
Tak... zauważyła jego nieziemską urodę i piękno którego nie można było ominąć. Jego jasną skórę. Jego zimny dotyk mi nie przeszkadzał kiedy mnie dotykał, był przyjemny. Uwielbiałam go czuć.
-Ethan.-Przedstawił się mój ukochany.
-Nie mówiłaś o nim..-Zmrużyła oczy mama.
-Bo nie widziałam cię dawno a ty nie wpadasz do mnie.
-Jestem.
-No i poznałaś go.
Pokręciła głową z niedowierzaniem.
-Matko, skąd żeś go wytrzasnęła.-Machnęła ręką.
-A co?
-No nic,nic. Nie wiedziałam, że kogoś masz.
Mama poszła po mojego psa by go zabrać. Przeszkadzał mi a poza tym nie mogłam się nim opiekować. Mama za nim tęskniła, dobrze, że po to tu przyjechała.
-Lepszy niż ten twój poprzedni...-Dodała i wyszła.
Jak ona mogła porównać Ethana do tamtego idioty?!
-Poprzedni?-Uniósł brwi Wood.
-Tak... Nie wiem jak mogła go do ciebie porównać.
-Myślałem, że nikogo nie miałaś.
-Mam dziewiętnaście lat, miałabym kogoś nie mieć?
-Racja.
-Był życiową porażką ale na szczęście go nie ma. Coś ci pokażę.-Odeszłam od niego i podpaliłam sobie rękę.
-Super, nie?-Uśmiechnęłam się.
-Nauczyła cię tego ta wiedźma?
-Nauczyła mnie tego...
Zmieniłam się nagle w ogień. Cała stanęłam w płomieniach. Potem znów zmieniłam się w człowieka z podpaloną dłonią.
-Podaj mi rękę.-Wysunęłam tą płonącą dłoń.
-Ale wiesz, że ogień mnie zabija...
-Masz na sobie tarczę którą dałam twojej rodzinie, jest niezniszczalna. Nie ma na nią siły... chroni przed wszystkim jak i ogniem i słońcem, przed poważnymi ranami czy uszkodzeniami. Podaj mi rękę, ufasz mi?
Podał rękę po moim pytaniu. Nie podpalił się, poczuł tylko dziwne ciepło. Ogień tylko mógł go łaskotać, nic więcej.
-Wow... Poważnie, jesteś coraz lepsza.Jak stanęłaś w płomieniach wcześniej?
Zgasiłam ogień.
-Mam tą tarczę więc nic mi nie grozi. Kiedy np ktoś strzeli mi w głowę... tak naprawdę nie trafi bo przeleci przeze mnie. Kiedy ty dostaniesz kołkiem w serce czy gdziekolwiek, nie umrzesz. Tarcza w kilka sekund zniszczy kołek na kawałki.
-Jak to możliwe? To jesteś niezniszczalna?
-Poniekąd. Nie pozwolę żeby ktoś mi ciebie odebrał.
Uśmiechnął się i przysunął mnie do siebie.
-Nie stracisz, zostanę tu taki jak teraz stoję.
Pocałował mnie, a ja... rozpłynęłam się. Czułam jak moja twarz tonie w jego dłoniach. Czułam się przy nim bosko, nigdy nie pozwolę tego zniszczyć. Nie wierzyłam w to, że jest mój... a ja jego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz