niedziela, 15 lutego 2015

Od Chrissy

   Kiedy nadal stałam z Allie i czekałam na ''te'' niespodzianki, zadzwonił mój telefon. Nie wiedziałam co się stało, że dzwoni do mnie sama szeryf Connoly. Tak, to matka Jess. Przyjaźni się z moimi rodzicami, a raczej moją mamą. Ojciec nie zawsze chciał rozmawiać z panią Connoly... Nie wiem dlaczego.
   Odebrałam po dwóch sygnałach ciekawa, co takiego mogło się stać. Nie mówiłam zbyt głośno, chociaż mogłam się domyśleć, że Ethan i reszta usłyszeli to jak z kimś rozmawiam.
-Słucham?
-Chrissy... Musisz przyjechać do szpitala. 
-Coś się stało?-Spytałam zdziwiona jak głos pani Connoly drżał.
-Słońce, nie powiem ci tego przez telefon. Musisz być w szpitalu. Do zobaczenia, dobrze? Czekam na ciebie przy recepcji. 
   Rozłączyła się a ja nie wiedziałam czy mam jechać. Nie zostawię tu Ethana,Elise... całej reszty. Ale jeśli naprawdę się coś stało...? Poszłam w stronę Ethana... Niestety, te ''niespodzianki'' i reszta rzeczy musiała poczekać na inny dzień.
-Muszę iść...-Szepnęłam.
-Teraz? Nie możesz.-Zjawiła się uśmiechnięta Elise.
-Naprawdę musz...
-No daj spokój, Chrissy!-Westchnęła.
-Naprawdę muszę iść!-Powiedziałam poddenerwowana.
   Ethan zmrużył oczy i próbował mnie uspokoić. Nie, tym razem coś się stało, muszę zaraz być w szpitalu.
-Muszę być w szpitalu. Dzwoniła pani szeryf...
-To pewnie nic poważnego.
-Skoro drżał jej głos i czułam, że coś jest nie tak to muszę tam być zaraz. Przepraszam... Naprawdę muszę tam być... Przepraszam was...
   No i już mnie nie było. Zjawiłam się w swoim samochodzie i pojechałam do szpitala. To co, że pędziłam jak oszalała przed siebie. Rodzice jak zwykle odpalili mi samochód wart sporą sumę, to na sto procent. Kiedy tata mi go dał byłam zaskoczona. Zasuwał jakbym miała brać udział w jakimś wyścigu... Był super.
   Jednak skupiłam się na dojechaniu na czas do szpitala. Parkując prawie roztrzaskałam jakieś czarne bmw, ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Zaparkowałam niestarannie byle być w szpitalu i dowiedzieć się co takiego pilnego się stało. Tak jak szeryf powiedziała, czekała na mnie przy recepcji.Podeszłam do niej, a moje serce waliło jak oszalałe, z każdą minutą byłam coraz bardziej zdenerwowana. Connoly miała łzy w oczach, co jeszcze bardziej mnie przeraziło. NIGDY nie płakała, więc co mogło się stać? Czyżby coś z Jessicą...?
-Co się stało, Sam?
   Mówiłam jej po imieniu na jej prośbę, a raczej rozkaz. Miałam z nią bardzo dobre stosunki, była dla mnie bliską osobą.
-Twoja mama... miała wypadek...
-Słucham?!
-Kiedy rozpętała się burza twoja mama wracała do domu, a drogi są śliskie... Wpadła w poślizg i...
-Nie...-Szepnęłam.-Nie... Ona żyje, prawda? Sam!
   Milczała coraz bardziej ściskając dłonie. Nie mogłam uwierzyć w żadne słowo, w żadną myśl przychodzącą mi do głowy.
-Gdzie ona jest? Gdzie tata?
-Siedzi na korytarzu pod jej salą...
   Pobiegłam w stronę sali numer dwadzieścia i spojrzałam na załamanego ojca. Louis zeskoczył z krzesła i podszedł do mnie. Przytulił się do mnie a ja nie mogłam uwierzyć w to, że... moja mama... może odejść.
-Tato...-Jęknęłam.-Ona... żyje... tak?
  Podniósł wzrok i wzruszył ramionami.
-Lekarz powiedziała, że kilka następnych godzin pokażą... Jedź do domu, Sam zajmie się Louisem na jakiś czas.
-Tato...
-Weź resztę rzeczy mamy z domu, proszę cię.
-Okej...
-Zadzwonię jak coś się będzie dziać z mamą.
-Dobrze.
   Samochodem pojechałam do domu rodziców. Kiedy weszłam... było okropnie. W łazience były ślady krwi i napisane czerwoną substancją ''Zgadnij kto'',''Wróciłem, tęskniłaś?'' i inne. Kiedy weszłam do salonu... doznałam szoku. W przejściu do korytarza stał... Damon... Wszędzie była krew. W drugim korytarzu leżały martwe ciała jakiś ludzi...
-Co tu się stało...?!-Wycedziłam.
-Miałem nadzieję na jakieś lepsze powitanie. Nie ma twoich rodziców więc pomyślałem, że wiesz... zrobię w tym domu małą imprezę.
-To ty... to przez ciebie moja mama wylądowała w szpitalu?!
-Nie, skąd.
-Zabiję cię! ROZWALĘ!
   Roześmiał się jednak kiedy uniosłam rękę w sekundę padł na ziemię. Ale po chwili zaczął się śmiać nawet jak sprawiałam mu ból.
-Mike oddał ci moce, hę?-Wstał... Nie działały na niego moje moce... JAK TO?!-Cóż... na mnie nie działają. Widzisz, kiedy Mike myślał że mnie zabił, zapomniał zdjąć pierścienia... Przeżyłem w tych płomieniach, choć nie było łatwo. Potrzebowałem czasu na zregenerowanie sił a... dobrze się składa bo akurat odebrałaś mu moce. Żyję od początku świata słoneczko... Wiele wiedźm chciało mnie zabić. Eksperymentowano na mnie wiele razy więc uodporniłem się na czary i zaklęcia. Jednak na zawsze osłabiły mój dar... czyli siłę. Spowolniły mnie i pogorszyły mój stan, Mike dowiózł mnie do jednej z czarownic która... troche się mną pobawiła... Cierpiałem, ale żyję, wróciłem... Jestem tu z tobą, cudownie, co? A ty nadal jesteś sama co daje mi idealne pole do działania. Do zobaczenia. A... No i dzięki za pożyczenie domu, cudownie się bawiłem.-Uśmiechnął się i ugryzł w nadgarstek, po czym zniknął.
   Byłam w szoku. Nie mogłam dłużej tu zostać, po prosty wybiegłam z domu i wsiadłam do samochodu gdzie spędziłam następne dwie godziny. Po trzech dostałam telefon od Ethana, nie odebrałam. Nie byłąm w stanie nic mówić. Widocznie chciał mnie znaleźć lub coś.
   Z tego co wiem pewnie zaraz zlecą się wilkołaki bo wyczują zapach Damona. Ethan też rozpozna ten zapach od razu... będzie wiedział kto to był i w ogóle...
   Chwilę po telefonie mojego ukochanego, zadzwonił ojciec. Wiedziałam co to oznacza, więc popędziłam do szpitala. Tam... nie pozostało mi nic innego jak rozpacz po mojej mamie...
   Umarła. Odeszła...
   Nie dałam rady wytrzymać. Nie mogłam tu zostać, patrzeć na martwe ciało mojej mamy. Tata kazał mi jechać do domu, nawet nie odpowiedziałam.
   W domu rozwaliłam zdjęcia które były na kominku, jakieś dwie szklanki na blacie... talerz... To wszytko zostało na podłodze. Wtedy dopiero w domu zjawił się Ethan.
-Zostaw mnie!-Wrzasnęłam na niego niekontrolowanie.
   Byłam zrozpaczona jej odejściem...
-Chrissy...-Szepnął zdziwiony i przytulił mnie do siebie.-Spokojnie... kochanie...
   W tej chwili wyczuł zapach Damona. Jednak nic na razie nie mówił. Udało mu się mnie uspokoić i wyciszyć. Wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Leżeliśmy na łóżku, ja wtulona w niego czekałam aż zada to pytanie... czuj to zapach, by się upewnić czy to rzeczywiście Damon.
   No i stało się, zadał to pytanie. Odparłam mu wprost - tak, to Damon.
-Odłóż to na potem.-Poprosiłam cicho.-Zostań ze mną.
-Nigdzie się nie wybieram.
Świetne urodziny...-Pomyślałam.
  Wyjaśniłam mu, że moja mama nie żyje. Byłam pewna, że ten poślizg to nie był przypadek. To był Damon, wiedziałam to od początku kiedy zobaczyłam ten udawany niewinny uśmieszek.
-Po zakończeniu szkoły... Wyjadę stąd, Ethan. Nie chcę tu być na zawsze i pamiętać o tych wszystkich cudownych wspomnieniach z nią. Wyjadę do innego miejsca, gdzie zawsze chciałam by było cudowne słońce... Ale chcę byś był ze mną całe moje życie. Nie zostawisz mnie...
-Nigdy cię nie zostawię, ale nie powinnaś się zastanowić jeszcze?
-Nie. Wiem co chcę zrobić...
   Wtuliłam się w niego mocniej i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: