poniedziałek, 2 lutego 2015

Od Chrissy

   Resztę mojego marnego czasu poświęciłam na zastanowieniach i przesiadywaniu w domu pod czujnym okiem Allie. Nadzorowała mnie, dzięki czemu choć trochę czułam się bezpieczna. Widziała jak wyglądam, jak się czuję. To było widać na pierwszy rzut oka, była zdziwiona, że aż tak to przeżywam. Położyła się koło mnie na łóżku i przytuliła.
-Matko... Chrissy... Nie mogę na ciebie patrzeć... Może potrzebujesz pomocy... psychologa...?
-Powiem mu, że odszedł przyjaciel z powodu wyssania z dziewczyny ostatnich kropli krwi? Poza tym, nie rób ze mnie wariatki, litości.-Szepnęłam ani trochę nie zmieniając nastroju.
-Maleńka... Wiesz, że jestem przy tobie, nie uważam cię za wariatkę i jak wróci ten Ethan to...
-Nie wróci.-Łza spłynęła mi po policzku.
-Jeśli wróci...-Poprawiła się jednak wiedziałam, że nie wróci.-Skopię mu stwardniały tyłek.
-Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.-Podniosłyśmy się i ją objęłam.
   Później poszłam sama się przejść. Potrzebowałam powietrza... Allie nie chciała mnie puścić, ale w lesie było sporo łowców. Znała ich kodeks dzięki Flynnowi. Nie wiem co widziała w tym pieprzonym Guliwerze, ale na pewno jej nie zazdrościłam z żadnej strony. Może był przystojny, ale nie był ani trochę w porządku do reszty ludzi i istot.
   Przede mną zmaterializował się Mike. Miał... bladą skórę,czerwone oczy i dziwnie się na mnie patrzył. Nie jakby chciał mnie zeżreć, nie zaatakować tylko... prosił o pomoc a jednocześnie czułam że ma złe zamiary.
-Mam problem.
   W lesie nastała cisza, wiatr ucichł a ptaki przestały śpiewać. Wszystko ucichło.
-Jaki? W czym mogłabym ci pomóc?-Odchrząknęłam i otarłam świeże łzy.
-Wiesz,.. Małe spięcie w siedzibie łowców. Połowa z nas nie żyje.-Mówił to tak obojętnie, że poczułam delikatny prąd informujący mnie na czerwono o niebezpieczeństwie które się malowało przede mną.
-Jak to...?Nie żyją?-Ukrywałam strach.
-No... Wampiry muszą się czymś żywić. Naomi uciekła, wraz z nią jej ojczulek i jakiś jeden. A ja zostając wampirem dostałem KILKA, nie jeden, a kilka darów. To widocznie przez przeszłość matki.
-Ale... jak to... jesteś wampirem...? Mike...
-Jakby śmiertelnym człowiekiem z fantastycznymi mocami. A zasmakowałem ludzkiej krwi, nie czuję jednak popędu do niej... Nie ciągnie mnie. Coś ze mną nie tak? Przecież wiesz o wampirach sporo.
-Nic nie wiem Mike.
-Jak to?-Zdziwił się.-A gdzie Wood? Jego bracia? Siostrzyczka?
-Zniknęli.
-Ach... Fantastycznie!-Klasnął w dłonie i zbliżył się do mnie, a raczej zjawił w sekundę przede mną.-Damon miał coś przeciwko, kiedy skręciłem mu kark i spaliłem żywcem... Pomógł mi. A teraz szukam kolejnej osoby, chyba znalazłem, prawda?
-Em... Mike... Jesteś moim przyjacielem, nigdy byś mnie nie...
-Fakt, ale przyjaciele sobie pomagają, ufają... Myślisz, że zrobiłbym ci krzywdę?
   Przegryzłam język i odsunęłam się. Stałam niedaleko klifu, a na dole widziałam niewielką plażę i niekończącą się błyszczącą taflę wody.
-Masz ochote popływać? Słuchaj, ostatnio zacząłem praktykować magię, wiedźmy, te sprawy. Mam ich księgę, moja matka zostawiła mi ją dla siostry jednak... ona także musiała zostać zlikwidowana. Ale spokojnie, kilka zaklęć i czarów umiem na pamięć. A ty jesteś idealnym kandydatem.
   Uniósł ręce i wypowiedział coś w nieznanym języku. Po chwili oczekiwania na zdarzenie nic się nie stało, a kiedy spróbował inne i kolejne, zamknęłam oczy.
-Nie działają? Na innych działały. Tym bardziej mogę cię rozszyfrować. Spróbujmy z tym...
   Jedno słowo sprawiło, że coś odepchnęło mnie do tyłu, zleciałam z klifu i wpadłam do wody.Może przestań oddychać i się utopić...? Idealne rozwiązanie... Ale chwilę... Mama... Tata... mój brat, przyjaciele którzy jeszcze zostali i nie uciekli ode mnie albo nie zmienili się w coś o czym nawet jeszcze nikt nie miał pojęcia... Nie mogłabym... ich zostawić dla swojego spokoju wewnętrznego, psychicznego... Ich to zaboli, ja będę miała ulgę. Nie mogę krzywdzić ich sprawiając sobie ulgę. Jeszcze troche wytrzymam. Otworzyłam oczy... szłam na dno, jak statek.
   Popłynęłam na powierzchnię i do plaży. Prawie się udusiłam, naprawdę dzieliły mnie sekundy, by zemdleć a potem utopić się. Siedziałam na tej plaży kilka chwil, żeby zebrać oddech, który mi uciekał. Podniosłam się i przemoczona, zmarznięta wróciłam do domu. Miałam bliżej do domu, pięć minut drogi. Jednak kiedy doszłam do drzwi Allie otworzyła drzwi zapłakana mówiąc mi, że Flynn jest ranny w szpitalu, połamany. Musiała jechać, martwiła się mną, zadbała o to bym miała to czego w takim stanie potrzebowałam i pojechała. Zamknęłam drzwi na klucz. Nikt nie ma prawa tu wejść. Chyba, że pozwolę temu komuś się ukatrupić. Zapraszam takie osoby do siebie z otwartymi ramionami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: