poniedziałek, 2 lutego 2015

Od Chrissy

   Spokojnie, tylko spokojnie.Przecież brałaś tę opcję pod uwagę w pewnym momencie, że coś pójdzie nie tak i coś takiego mogłoby mieć miejsce. Ale nie byłam na to przygotowana. ''Wynosimy się z Forks''... Pokręciłam z niedowierzaniem głową, jakbym pragnęła wymazać z pamięci to, co usłyszałam.Musi minąć kilka minut, zanim odzyskam mowę.
   Choć było oczywiste, że nie jestem w stanie dogonić go na ludzkich nogach,  na tych drżących chciałam iść do niego i prosić by wrócił. Cokolwiek, by tak się stało. Nie wiem ile stałam w tym lesie, ale nie mogłam pozbierać myśli, nie mogłam być spokojna.
   Po długim czasie wróciłam do domu, usiadłam w pokoju w fotelu i powstrzymując się od wzięcia telefonu do ręki i dzwonić do niego. Co ja mam zrobić? Według niego normalnie żyć i mieć to gdzieś? Bawił się w superbohatera? Tego chciał? Zranił mnie teraz, a to co stało się w lesie miało małe dla mnie znaczenie.
-Spokojnie...-Szepnęłam uspokajając się.
   Nie mogłam. Nie udawało mi się na wszelkie sposoby. Musiałam być sama teraz, iść od mamy i ojca do swojego nowego domu w którym jest to jedno wspomnienie o nim, bo tylko tam mogę iść. Zebrałam resztki swoich rzeczy i poprosiłam mamę, by mnie zawiozła. Nie pytała co się stało, jednak widziałam, że bardzo tego chciała.
   Dopiero w domu kiedy walnęłam gdzieś na bok torbę z moimi ciuchami padłam na kanapę i wybuchnęłam płaczem. Chciałam teraz mieć chociaż Allie, Jessicę... Mike'a...
-Nic mi nie jest - skłamałam.
-Chrissy... -Ukucnęła koło mnie próbując jakoś mnie wesprzeć.
-Nie pomoże mi twoje wsparcie! Nie daję rady... z emocjami... Nie mogę, rozumiesz?! Doceniam to, że jesteś, wysłuchujesz mojego płaczu i tego jak cały czas narzekam na coś. Ale... ale... ja teraz nie mogę.
-Ach córcia...-Przytuliła mnie jednak ja nie miałam siły się podnieść ani jej objąć. Miałam cholernie dość.
-Mamo... to nie ma sensu...
-Cokolwiek masz na myśli, powiem tak.
-Dzięki.
-Słuchaj,pewnie chodzi o chłopaka...Ale bądź pewna, że jest ich wiele i wiele razy się zakochasz i znajdziesz kogoś na zawsze.
-Straciłam przyjaciela.-Poprawiłam ją chowając głowę między nogami.
-Ach, no to delikatniejsza sprawa.
-Muszę zadzwonić po Allie...-Szepnęłam szukając telefonu.-Mogę zostać już sama? Dziękuję ci.
-Jutro przyjadę zobaczyć czy żyjesz.
-Wystarczy telefon mamuś.
   Kiedy mama wyszła dodzwoniłam się do Allie która w tym momencie była na jednej z imprez w mieście. Rozpoznając mój załamujący się głos od razu powiedziała, że opowiem jej jak przyjedzie. Była jak powiedziała - dziesięć minut. Jednak te okropne minuty były dla mnie coraz gorsze. Allie wparowała do domu od razu mając na widoku mnie. Podbiegła ja przejechała po śliskim parkiecie.
-Co się stało?
   Milczałam a ona usiadła koło mnie i przytuliła.
-Chrissy... Mała Chrissy... Co się stało?
-On mnie zostawił... -Zaczęłam.
-Ale kto?
-Ethan!-Wyjąkałam.
-A to ch... ehm... palant.
-Po prostu... stało się coś w lesie, coś czego nie mogliśmy przewidzieć. Chciałam tylko... on chciał żebym poznała go i jego rodzinę lepiej... oczywiście coś poszło nie tak!-Rzuciłam poduszką która prosto poleciała na kominek robiąc wielki huk zwalając zdjęcia.
-Chrissy! On jest tego wart?-Spytała.
-Nie zadawaj trudnych pytań.
-Przepraszam.-Uśmiechnęła się lekko i znów mnie przytuliła.-Zostanę z tobą na noc, dobrze?
-Yhm.
-No przestań, błagam cię! Nie mogę na ciebie patrzeć w takim stanie jakim jesteś ty.
-Zostań i nie odchodź...-Poprosiłam.
-Nigdy w życiu tego nie zrobię. Zostanę z tobą. Ile tylko zechcesz.

   Rano w szkole spojrzałam za siebie na stolik przy którym siedział Ethan i jego rodzeństwo. Pusto. A miałam maleńką nadzieję, że go zobaczę. Ich, siedzących tam jak zawsze. Nie, zniknęli. Na zawsze. Teraz nie mogłam sobie wyobrazić życia bez jego obecności, bez Elise,Nathana i niebezpiecznego zabójcy Dantego.
   Allie dotrzymywała mi towarzystwa cały czas wspierając mnie byciem przy mnie. Jessica nie mogła wiedzieć co się stało, nawet nie pytała, bo jej nie było. Jednak kiedy wróci mam nadzieję, że nie będę w takim stanie w szkole. Nie uroniłam od wyjścia z domu żadnej łzy, chociaż byłam inna, zamknięta w sobie walczeniem na śmierć i życie. Chciałam umrzeć... Albo i nie? Gdzieś w środku mała iskierka nadziei siedziała w kącie... może... może Ethan i reszta wrócą... Jeszcze ich zobaczę....? Nie. Nie ma szans. Był dosyć stanowczy, teraz to do mnie docierało. Jednak nie zamierzałam żyć normalnie... Jakby nigdy nic. Tego nie zrobię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Gada teraz: