Umieranie jest bardzo powolne i ciężkie. Denerwowało mnie to,że nagle zasnęłam, znalazłam się w czarnej pustce, tylko ja i moje myśli. Miałam dość bólu, ale sama chciałam się zabić, a raczej próbowałam. Musiałam czekać na śmierć która tak wolno przychodziła. Czułam, że przestałam oddychać, moje serce przestało bić... zaraz koniec. Sekundy dzielą mnie od śmierci... cóż... szybko zakończyłam swoje życie, w wieku osiemnastu lat, tydzień przed moimi urodzinami. Wolałam o tym nie myśleć, o mamie,tacie i Louisie. O moich przyjaciołach, szczególnie o Allie którą zranię tak samo jak rodziców. Zaboli ją moje odejście i to bardzo... Nie wyobraża sobie beze mnie życia, byłyśmy nierozłączne od piątego roku życia... Chciałam się uśmiechnąć, ale moje ciało leżało bezwładnie na podłodze w kałuży krwi. Najgorszą rzeczą jest to, że moja przyjaciółka jak i rodzice nie mają pojęcia, że własnie teraz umarłam... Kto im to powie? Jak się dowiedzą? Wolałam na nich nie patrzeć. To będzie bardzo boleć... jak ich zraniłam, chociaż nie chciałam tego robić. To jest dla mojego dobra, nie mogę dłużej cierpieć... Czasem jednak trzeba pomyśleć o sobie... rodzice nic by mi nie pomogli... Mike'owi muszę wybaczyć. Był i jest moim przyjacielem nawet po tym jaki był i co mi robił.
Nie wiem ile minęło czasu od kiedy moje serce nagle zaczęło bić. Chciałam krzyczeć, wrzeszczeć i zabić tego który sprawił, że moje serce zaczęło bić po kilkunastu minutach ciszy. Nie wiem jak ten ktoś to zrobił, ale naprawdę chciałam mu oderwać łeb. Pewnie to jeden z tych pieprzonych lekarzy którzy zawsze wkraczają w nieodpowiednim momencie...
Próbowałam się obudzić, ale nie mogłam. To tylko trwało chwilę, potem mogłam bez problemu otworzyć oczy i zobaczyć gdzie jestem. Leżałam nie w kałuży krwi, tylko w łóżku. Nie szpitalnym,nie moim... Rozejrzałam się i miałam na sobie krótką czarną koszulę nocną co mnie zdziwiło. Pachniała lawendą, to na pewno nie jest rzecz Allie ani Jess... Uniosłam zdezorientowana brwi. Gdzie ja do cholery jestem?
Rozejrzałam się po pokoju, uniosłam dłoń i zobaczyłam na prawej ręce trzy zacięcia nożem jakie zrobił mi Mike. Ciekawe co z nim i jak sobie radzi... Nadal się o niego martwiłam, chociaż kilka godzin temu chciałam go zamordować... a może kilka dni temu? Może kilkanaście godzin temu? Ile właściwie minęło od czasu kiedy ktoś mnie zabrał tutaj?
Dłoń skierowałam na drzwi i te zamknęły się delikatnie i powoli. Bez hałasu. Zdziwiona tym, że jednak byłam dość silna by odebrać Mike'owi moce zaczęłam się zastanawiać czy rzeczywiście mam jego moc. Pewnie zajmie mi to trochę czasu zanim ta pełna moc wróci. Na razie mogłam tylko zamknąć drzwi bardzo delikatnie i powoli. Miałam nadzieję, że moc nie wróci szybko.
Przegryzłam wargę i poczułam się lepiej. Czułam energię narastającą we mnie, część mocy wracała powolutku co mnie ucieszyło, że nie czuję się tak strasznie umierająco. Mogę zamordować osobę która mnie tu przywlokła. Skupiłam się, otworzyłam drzwi i zamknęłam je z trzaskiem. Ktoś musi tu przyjść sprawdzić co spowodowało huk.
Usłyszałam kroki po schodach, czyli leżę na górze w jakimś domu...
W pokoju błyskawicznie zjawił się... Ethan. Zamurowało mnie, jestem w niebie czy co? Otwarłam z niedowierzaniem buzię i wpatrywałam się w niego zaszokowana. To tą osobę miałabym zabić? W życiu, nawet jakbym miała wszystkie moce świata i byłabym najsilniejsza na świecie nie zabiłabym go. Ale byłam zła, że mnie zostawił. Byłam okropnie zła...
-Eth...Ethan...-Szepnęłam a on usiadł koło mnie.
Nie pozostało mi nic innego jak wtulić się w niego by sprawdzić, czy nie mam omamów. Tak! Był prawdziwy w stu procentach... Odetchnęłam z ulgą. Boże, jak ja się cieszyłam, że on tu jest. Czyli koszula należała definitywnie do Elise... ona pachniała lawendą, kojarzyłam ten zapach kiedy pierwszy raz ją poznałam. Jednak nie mogłam uwierzyć w to, że to oni wrócili. Nathan jednak przekazał wiadomość... byłam mu wdzięczna za to.
-Czemu koniecznie chciałaś się zabić...-Szepnął tuląc mnie do siebie.
Uśmiechnęłam się lekko i pokręciłam głową.
-Twoje odejście ściągnęło na mnie wielkie niebezpieczeństwo.
-Kto ci to zrobił?
Odsunął mnie od siebie i patrzył na mnie badawczo. Chciał wiedzieć kto próbował mnie zabić, kto mnie w ogóle skrzywdził. Jednak nie chciałam mówić mu tego, że to Mike. Mój przyjaciel natychmiast zostałby rozszarpany przez Ethana... To było oczywiste. Wiedziałam, że Mike na to zasługuje ale nie chciałam... no coś we mnie trzymało mnie bym nie wypaplała kto mnie próbował zabić.
-Powiedz mi, kto to zrobił?-Wyostrzył ton jednak nie zamierzałam mu niczego mówić.
-Ethan, nie mogę powiedzieć.
-Bo co?
-Bo to.... bo to mój przyjaciel...
Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-Twój prześladowca to twój przyjaciel?
-Był nim... został przemieniony w wampira zaraz po ataku pierwotnych na bazę łowców. Został obdarzony mocami po swojej matce która była wiedźmą... no i... zmienił się. Zaraz po twoim odejściu powiedział mi, że będę jego... jakby zabawką. Ćwiczył na mnie swoje zaklęcia, jednak żadne nie działały. Doprowadzało go to do szału więc zaczął mnie powoli zabijać. Najpierw pił ze mnie krew, potem wbił nóż w brzuch... a potem to co pewnie widziałeś w moim domu. Nie chcę ci tego mówić bo pewnie znajdziesz go i zabijesz...
-Tak, to mam zamiar zrobić. Powiedz mi kto to jest.
-Obiecaj mi, że nie zabijesz go. Raz dotrzymaj obietnicy.
Zacisnął zęby i westchnął przyrzekając mi.
-To był Mike...
No i w tej chwili Ethan rozpłynął się w powietrzu. Zniknął. Zacisnęłam lodowate dłonie i rozejrzałam się po pokoju. Muszą być tu jakieś moje ubrania. Nie myliłam się, leżały w otwartej szufladzie po drugiej stronie pokoju. Wstałam bez problemu i ubrałam się ścieląc łóżko i sprzątając ubrania. Zeszłam na dół a tam siedział Nathan z Elise. Kiedy mnie zobaczyli nie odrywali ode mnie wzroku. Usiadłam koło nich jak oglądali jakiś film.
-Dziękuję Ci Nathan za pomoc.-Szepnęłam by im zbytnio nie przeszkadzać.Spojrzałam na Elise która tak samo pięknie pachniała lawendą.-No i Tobie Elise za śliczną koszulę nocną.
Uśmiechnęła się do mnie a Nathan zastopował film. Spojrzałam się na niego obserwując go.
-Ethan był strasznie zdołowany kiedy zniknęłaś.-Zaczął.-Był... taki... nijaki.
-Dlaczego?-Spytałam zdziwiona.
-Sądzę, że zależy mu na tobie aż za bardzo.-Odparła Elise.
-Ale... to... To po co odchodził?
-Bo nie chciał sprowadzić na ciebie niebezpieczeństwa, chciał byś miała normalne życie. Szczęśliwe...
-Przez to, że zniknął z mojego życia tak łatwo, ja zrujnowałam swoje życie i siebie.
-Jesteście siebie warci.-Odparł Nathan z uśmiechem.
-Nie rozumiem go... Czemu musiał odejść... przyszło mu to tak łatwo...
-Chrissy - usłyszałam głos Ethana za sobą.- możemy porozmawiać?
Wstałam i chętna do rozmowy ruszyłam za nim do pokoju na górę. Czułam, że jestem trochę na niego zła za to, że po to by mnie chronić odszedł tak szybko jak się pojawił. No i byłam zdziwiona, że tak szybko uporał się z Mike'em. Chociaż on pewnie nazwałby to ''pozbyłem się problemu''. Mike nie był problemem teraz, był nim wcześniej. Byłam ciekawa czy dotrzymał obietnicy i go nie zabił, no i rzecz jasna co mu zrobił że zjawił się tak szybko.
-Chrissy, ja wcale tego nie chciałem.
-Tak?
Czułam jak jestem coraz bardziej zła, jednak udało mi się eliminować złość jak najszybciej zanim coś powiem.
-Cieszę się ogromnie, że tu jesteś. Ale...-Zacisnęłam zęby.-Ja umierałam z tęsknoty za tobą a ty zniknąłeś tak po prostu. Rozumiem, chciałeś mnie bronić, ale za twoje zniknięcie to ja cię znienawidziłam.
-Przepraszam Chrissy... Przepraszam Cię, to było dla twojego dobra, zrozum. Myślałem, że tak będzie dla ciebie lepiej.
-BEZ ciebie nie będzie lepiej, rozumiesz? Nagle stałeś się dla mnie całym światem i zniknąłeś co sprawiło, że chciałam się z początku zabić. Nie wiem czy powinnam być na ciebie zła... bo możliwe, że postąpiłabym tak samo... zabolało by mnie to, ale jesteś wampirem. Może trudniej ci odczuwać ból kiedy ktoś odchodzi bo milion razy widziałeś śmierć ludzi, nie raz zabiłeś. Ale ja jestem człowiekiem, jestem Chrissy, czas byś wiedział że nie umiem znieść takich sytuacji kiedy ktoś mi mówi a szczególnie ty, że nigdy mogłabym ciebie nie zobaczyć, bo to boli. Zapamiętaj sobie, że nie obchodzi mnie to ilu ludzi zabiłeś, jak ich zabiłeś, co im robiłeś, mam to gdzieś, liczy się tylko tu u teraz i kolejną twoją obietnicą jest, że nigdy ale to przenigdy nie odejdziesz ode mnie i zostaniesz przy mnie.-Podeszłam do niego i go przytuliłam.-I to nie prawda, że cię nienawidzę...-Szepnęłam.
Byłam szczęśliwa jak nigdy w życiu, że on tu jest. Powiedziałam co miałam powiedzieć, teraz przyszły lepsze czasu wraz z pojawieniem się Ethana. Tak, był dla mnie całym światem i nie zamierzam tego zmieniać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz